Pewnego dnia postanawiasz – napiszę powieść! Świetnie. Jednak zanim przystąpisz do realizacji tego zadania, ochłoń na chwilę z pierwszego zapału i zadaj sobie 5 prostych (a jednocześnie trudnych) pytań. Bez przejścia tej checklisty ze zdecydowaną większością odpowiedzi na TAK nie warto w ogóle zabierać się za pisanie. Ja miałam i nadal mam z tym wielkie kłopoty…
1. Czy naprawdę tego chcę?
Właśnie. Na początek muszę zadać sobie pytanie o przyczynę i cel, dla których w mojej głowie pojawił się ten projekt. Co skłania mnie do pisania w ogóle, a w szczególności do podjęcia tak ambitnego projektu jak powieść? Bądź co bądź, do napisania wielowątkowej, dobrze ustrukturyzowanego tekstu w tym gatunku potrzeba sporo czasu i wysiłku… Szkoda by było zmarnować go na realizację czegoś, co w perspektywie kilku tygodni, miesięcy, a może i lat (!) pracy okaże się kompletnym niewypałem.
A zatem czy jest to moja wewnętrzna, głęboko przemyślana potrzeba? A może tylko chwilowy kaprys? Może ogarnął mnie słomiany zapał? Może chcę napisać książkę, bo inni tak robią? Bo przyjaciółka przeczytała próbkę mojej twórczości i powiedziała, że mam fajny styl? Bo chcę być sławna i bogata? (he, he! – na to naprawdę są lepsze i szybsze sposoby!) Tylko w pierwszym przypadku warto w ogóle zaczynać. Pisanie to ciężka praca, pełna wzlotów, ale i upadków, wymagająca wielu wyrzeczeń. Jeśli nie ma we mnie prawdziwej potrzeby pisania oraz zgody na to, że na pewnym etapie będę musiała wykasować sto stron tekstu i zacząć od nowa, by zrobić to lepiej – nie ma sensu nawet zaczynać.
2. Czy wiem, kim jest mój przyszły Czytelnik?
Początkujący pisarze odpowiadają zazwyczaj, że robią to z potrzeby serca, jednak po namyśle przyznają, że chcą również, by ich dzieło trafiło do Czytelnika, z myślą o którym przecież piszą. Ale czy na pewno wiedzą, dla kogo piszą, do kogo konkretnie chcą się z tym swoim pisaniem zwrócić?
Otóż to. Nawet jeśli moja pierwsza (druga, trzecia…) powieść ma wylądować na wieki w szufladzie, muszę w niej przemyśleć i zaprojektować docelowego odbiorcę. Adresowanie swojego tekstu „do wszystkich” nie jest dobrą drogą. Dlaczego? Dlatego, że nie ma powieści, które podobają się wszystkim. Po prostu nie ma. I nie ma sensu stawiać sobie na celu napisania tekstu, który zachwyci cały świat – bo tak się po prostu nie stanie. Do pisania warto więc zasiadać ze świadomością, że piszemy dla konkretnych ludzi, dla docelowej grupy, która ma swoje upodobania i swoją specyfikę, do której trzeba się zwracać jej językiem. Warto przemyśleć tę kwestię, zanim napisze się pierwsze zdanie.
3. Czy wiem, w jakim gatunku chcę pisać?
Nie chodzi tu o decyzję, że to ma być powieść, a nie opowiadanie, nowela, dramat czy zbiorek wierszy. Zakładam, że decyzja, iż to ma być powieść, została już podjęta. Chodzi o podgatunek powieści. Czy mam zamiar napisać powieść obyczajową? Przygodową? Erotyczną? Fantastyczną? A może romans? Thriller? Kryminał? Każdy pisarz w jakimś gatunku czuje się najlepiej, nie każdy od razu trafia w to, do czego jest stworzony. Dlatego warto popróbować najpierw różnych form, naszkicować kilka krótszych tekstów, by ustalić, co nam wychodzi najlepiej.
Oczywiście w tym celu trzeba czytać. Tak – czytać, czytać, czytać! Czytać innych. Czytać ich świadomie, starać się oceniać, co nam się podoba, a co nie w ich stylu (sposobie tworzenia świata przedstawionego, konstruowaniu fabuły, wyważeniu między opisem a dialogiem itd.), a potem wyciągać z tego wnioski. Jednak pamiętajmy, że nic nie jest tu automatyczne. Nie ma zerojedynkowego przełożenia czytelniczych fascynacji na własną twórczość. Owszem, ktoś, kto uwielbia powieści fantasy, może uznać, że tylko w tym gatunku będzie w stanie się zrealizować – w porządku. Jednak nie zawsze tak jest. Ja uwielbiam między innymi Gombrowicza czy Orwella. Ale czy potrafiłabym – i co najważniejsze: czy chciałabym – pisać jak oni? Nie. To nie mój styl, choć kocham tych autorów jako czytelnik. We własnej twórczości idę w inną stronę, bo tamtędy jest mi najbardziej po drodze. I tę drogę każdy musi sobie znaleźć, zanim usiądzie na poważnie do pisania. Zwłaszcza tak długiego tekstu, jakim jest powieść.
4. Czy mam pomysł?
Chodzi o ogólny pomysł na konstrukcję fabuły i sylwetkę głównego bohatera. Pomysł, który może (wręcz musi) w trakcie pisania ulegać rozmaitym korektom, lecz który już na starcie mogę (i powinnam!) przelać na papier w formie szkicu. Czy mam w głowie zarys całej powieści? A może „widzę” tylko kilka pierwszych (lub środkowych) scen? Pisanie bez konspektu to ryzyko zabrnięcia w ślepą uliczkę. To jak próba dojazdu do nieznanego celu bez mapy i kompasu. Nie warto – szkoda mojego cennego czasu i mojej ciężkiej pracy.
Ale w pytaniu o pomysł kryje się coś jeszcze, być może nawet ważniejszego od posiadania dopracowanej koncepcji powieści. Pytanie o natchnienie, motywację oraz mój osobisty stosunek do wymyślonej historii. Czy pomysł przyszedł mi sam, czy też wypociłam go z siebie w bólach, założywszy, że muszę napisać powieść, więc to wykonam? Czy bohaterowie dialogują w mojej głowie, spierają się, kłócą, wzruszają, kochają i nienawidzą, zanim napiszę pierwsze zdanie? Czy widzę ich losy, ich działania, rzeczywistość, w której żyją i poruszają się, zanim ubiorę ją w słowa? Czy wyimaginowane sceny mojej przyszłej powieści prześladują mnie i zajmują moje myśli przed zaśnięciem? Czy w czasie pisania będę umiała żyć ich życiem? Jeśli tak – pozostaje dopracować szczegóły i zasiadać do pisania.
5. Czy jestem gotowy/a na poświęcenia na czas pisania?
Tak, poświęcenia. Bo pisaniu trzeba się poświęcić z kretesem. Czasami nawet coś zaniedbać, czegoś w codziennym życiu nie dopełnić, ale nie pozwolić, by nie uciekł nam pomysł, myśl, sformułowanie… Rzucić wszystko i je zapisać. Przestrukturyzować tekst. Z bólem serca wyrzucić do kosza dziesiątki albo setki nieudanych stron. Nie dopić kawy. Nie wyspać się. I tak dalej.
Poświęcenia przy pisaniu są bardzo różnej natury. Czasami są obciążające nie tylko dla nas, ale i dla otoczenia. Tak już jest. Czy jestem na to gotowa?
Świetnie ujął to Piotr Wereśniak w swoim genialnym tekście Alchemia scenariusza filmowego (czyli ból dupy). Pisał o scenariuszu, a nie o powieści, ale na jedno wychodzi. Pozwólcie, że zacytuję fragment, który nakreśla sedno sprawy:
Pisanie to przede wszystkim ból dupy. Scenarzysta siedzi sam w domu i pracuje. Sam. Wszystko co ma do zrobienia musi zrobić sam, siedząc tygodniami przed komputerem.
Jeśli nie lubisz samotności – daj sobie spokój. Jeśli nie potrafisz wyłączyć się z życia na parę miesięcy – daj sobie spokój. Jeśli łatwo zrażasz się krytyką – daj sobie spokój. Jeśli chcesz być sławny – zostań piosenkarką.
Lepiej nie da się tego ująć, więc i z mojej strony to by było na tyle.

Powiązane wpisy:
Anty-pisanie, czyli słów kilka o cięciu tekstu
Autokorekta czyli sczytywanie i poprawianie własnego tekstu (cz. 1)
Autokorekta czyli sczytywanie i poprawianie własnego tekstu (cz. 2)
Autokorekta czyli sczytywanie i poprawianie własnego tekstu (cz. 3)
Autokorekta czyli sczytywanie i poprawianie własnego tekstu (cz. 4)
Czy w dzisiejszych czasach warto pisać książki?
Pisanie a publikowanie utworów literackich
Satysfakcjonujące zakończenie powieści