Dziś w ramach przerywnika kolejny luźniejszy wpis, nadal bowiem trwa okres urlopowo-wakacyjny, który – według regulaminu, który sama dla siebie ułożyłam – zwalnia mnie z obowiązku ambitnego myślenia.
Jak wspominałam w jednym z lipcowych wpisów, w tym roku w ramach urlopowego wyjazdu odwiedziliśmy całą rodziną moje ulubione góry, czyli Bieszczady. Obawy co do zasięgu wi-fi nie sprawdziły się, więc publikacja kolejnych części Lodzi odbyła się bez zakłóceń, a choć mieliśmy innego rodzaju problemy organizacyjne, dziś nie warto już o tym pamiętać, a jedynie cieszyć się wspomnieniem piękna bieszczadzkich szlaków uwiecznionych na fotografiach… i w pamięci.
Poniżej kilka zdjęć z tego pięknego, wciąż jeszcze dzikiego regionu Polski, który naprawdę warto odwiedzić choć raz.












Tym razem – z powodów logistyczno-organizacyjnych – nie udało nam się wejść na Tarnicę. Ale co tam… to przecież tylko jeden powód więcej do tego, by jeszcze wrócić w Bieszczady!
Pozdrawiam wszystkich moich Czytelników, życząc Wam udanej końcówki wakacji, a od jutra zapraszam na dalszą część powieści Lodzia Makówkówna (czyli Rozdział XIII).

Powiązane wpisy:
Kronika wakacyjnych wojaży : )
Inne wpisy z kategorii Ogólne