Gluś (cz. 2)

Piotr Zalewski zwany Glusiem z wyglądu byłby dość przeciętnym nastolatkiem, gdyby nie jego przeraźliwa chudość zaakcentowana dodatkowo przez wysoki wzrost oraz pewna specyficzna nieporadność w ruchach stanowiąca dla kolegów nieustanny powód do kpin na lekcjach wu-efu. Krótko ostrzyżone włosy w najbardziej pospolitym kolorze ciemny blond, zielono-szare oczy oraz pociągła twarz, na której raczej rzadko gościł uśmiech, wszystko to czyniło go tak zwyczajnym, że niemal niewidzialnym, a jeśli do tego dodać jego małomówny, samotniczy charakter i – jak powszechnie sądzono – kompletny brak poczucia humoru, jego postać stawała się w oczach innych wyjątkowo szara i nieciekawa. Młodość potrzebuje barw, doznań, emocji, a cóż ciekawego mógłby zaoferować rówieśnikom taki nudziarz jak Gluś? Nie zauważano go więc, a jeśli już, to tylko okazjonalnie. Na dobrą sprawę, choć znali go od ponad trzech lat, nikt w klasie czwartej C nie miał pojęcia, kim de facto był ów niezdarny samotnik z ostatniej ławki pod oknem.

Piotr miał wrażliwą duszę marzyciela, był nim od najmłodszych lat. Właściwie należałoby go nazwać marzycielem pragmatycznym, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak daleki od rzeczywistości był świat jego marzeń i nigdy nie odważyłby się nawet pomyśleć, że któreś z nich mogłoby przeniknąć do świata realnego. Przeniknąć i się w nim spełnić. Nie, to było z góry wykluczone, świat jego wyobraźni, w którym chronił się instynktownie zawsze, gdy w tym realnym groziło mu niebezpieczeństwo, był jego głęboką tajemnicą i za każdym razem, kiedy tam wchodził lub wychodził, zamykał za sobą drzwi z najwyższą pieczołowitością i uwagą. Zamykał je tak dokładnie po to, aby nie tylko nic z ponurej rzeczywistości codziennego życia nie mogło wkraść się zdradziecko w tę jasną i beztroską krainę, ale również po to, by żadne, nawet najmniejsze marzenie, które tam pieścił i pielęgnował, nie zdołało wymknąć się na zewnątrz, narażając się tym samym na bolesną i haniebną śmierć.

Ten rajski ogród, w którym mógł się czuć w pełni sobą, był jego najpewniejszym azylem, to dzięki niemu na zewnątrz mógł zachować spokój w każdej sytuacji, a przytyki szkolnych kolegów, jakie towarzyszyły mu, odkąd pamiętał, nie sięgały tak głęboko celu, jak mogłyby sięgać, gdyby swego serca nie chował przed ciosami za tymi właśnie pancernymi drzwiami. Tak naprawdę już dawno polubił swoją przymusową samotność i nie tęsknił wcale za hałaśliwym, roześmianym towarzystwem, z którego zawsze jakimś trafem był wykluczany, ba, nawet w domu – choć miał wyrozumiałych, kochających rodziców i młodszą siostrę – lubił, bardzo lubił być sam.

Nie znaczy to jednak, że był oderwany od rzeczywistości, o nie. Jak wspomnieliśmy, był marzycielem pragmatycznym, a to oznaczało, że w realnym świecie stąpał mocno po ziemi, sumiennie wypełniał swoje obowiązki, dobrze się uczył (szczególne zdolności wykazując w przedmiotach ścisłych) i nigdy, przenigdy nie pozwalał sobie na to, by odpłynąć w krainę marzeń w chwilach, gdy proza życia wymagała jego niezmąconej uwagi, czyli na przykład w trakcie lekcji. Do swojego drugiego świata wchodził tylko wtedy, gdy mógł to zrobić bezpiecznie i zostać w nim na dłużej, inaczej po cóż byłoby w ogóle tam wchodzić?

Kim był zatem Piotr za tymi magicznymi drzwiami? Cóż, to zależy. We wczesnych latach podstawówki ten nieśmiały, wątły chłopiec o wielkich, odstających uszach, wyśmiewany przez kolegów właściwie nie wiadomo za co, w najskrytszych swych marzeniach zamieniał się zazwyczaj w dzielnego bohatera z kreskówek, który samodzielnie ratował wszechświat przed zagładą, a dzięki temu otaczany był powszechnym podziwem i szacunkiem. W starszych klasach postacie z kreskówek ustąpiły znacznie poważniejszym idolom i nasz pryszczaty, chuderlawy Gluś (gdyż już wtedy został tak ochrzczony przez złośliwych kolegów) przeistaczał się najpierw w Zorro, potem w Robin Hooda, wreszcie w Luke’a Skywalkera z Gwiezdnych Wojen, w każdym z tych wcieleń występując oczywiście jako niedościgły wzór szlachetności i odwagi.

Z biegiem czasu postać, w którą się wcielał, stopniowo wyewoluowała i uabstrakcyjniła się, niepostrzeżenie przestała nosić imiona znanych bohaterów, a stała się nim samym, Piotrem, tyle że Piotrem w wersji dwa-zero, Piotrem idealnym. Owo alter ego podlegało od tej pory nieustannym modyfikacjom i ulepszeniom, zawsze jednak zachowując ten sam niezbywalny trzon: szlachetność charakteru przechodzącą w zdolność do najwyższych poświęceń, odwagę graniczącą z brawurą, nadludzką siłę mięśni, otwartość umysłu i ponadprzeciętną elokwencję. Pozwalały mu one wychodzić obronną ręką z najbardziej wymyślnych tarapatów, a także pomagać innym, słabszym i skrzywdzonym, dla których jego szlachetne serce zawsze pozostawało otwarte.

Trudno powiedzieć kiedy, najprawdopodobniej gdzieś pod koniec podstawówki, w marzeniach tych zaczęła się nieśmiało przewijać zwiewna postać dziewczęca, która, choć zawsze pozostawała gdzieś w tle, samym swoim istnieniem nadawała sens pełnemu przygód życiu szlachetnego bohatera. Nigdy nie widział jej twarzy i właściwie nawet nie zastanawiał się nad tym, jak wygląda, jej piękno pochodziło bowiem z czystej duszy i czułego serca, które kiedyś, po wielu jego odważnych czynach i pełnych wyrzeczeń misjach, być może zabije mocniej właśnie dla niego. Tego, co mogłoby nastąpić potem, wyobraźnia Piotra już nie śmiała dotknąć, zatrzymywał się zatem zawsze na etapie tych mglistych nadziei, które napełniały jego serce przedziwną słodyczą, i skupiał cały swój wysiłek na zdobywaniu zasług, by kiedyś, w nieokreślonej i bardzo odległej przyszłości, jak cenne klejnoty złożyć je u stóp swej muzy.

Nie trzeba dodawać, że w rzeczywistości Piotr nigdy nie miał dziewczyny, nie tylko z racji tego, że żadna nigdy na niego nie spojrzała, ale również dlatego, że on sam nigdy na żadną nie ośmieliłby się spojrzeć. Z góry wiedział, jak daremne byłyby wszelkie jego zabiegi, gdyby wśród otaczających go dziewcząt spróbował wybrać tę jedyną, instynktownie czuł, że naraziłoby go to tylko na śmieszność i cierpienie, które najprawdopodobniej zbyt ciężko by mu było znieść. Dlatego też zamknął swe nieśmiałe rojenia o dziewczęcych oczach, w które kiedyś mógłby może głębiej zajrzeć, za owymi pancernymi drzwiami swego świata marzeń, gdzie pielęgnował je czule i zazdrośnie strzegł, by nie wymknęły się stamtąd nieopatrznie i nie rozpłynęły bezpowrotnie w szarej mgle rzeczywistości.

To podwójne życie Piotra, dzięki starannemu rozdzieleniu jego tożsamości na wersję podstawową, znaną wszystkim pod kryptonimem Gluś, oraz na wersję dwa-zero, nikomu poza nim nieznaną, było zadziwiająco dobrze uporządkowane i w sumie całkiem znośne. Ponieważ, jak już wiadomo, z nauką i ocenami w szkole nie miał większych problemów, a w domu otoczony był bezwarunkową akceptacją ze strony rodziców i siostry, brak powodzenia (czy raczej totalna klapa) na linii kontaktów z rówieśnikami nie był mu szczególnie dotkliwy, zresztą zdążył się już do tego całkowicie przyzwyczaić. W liceum trafił do klasy, która go na swój sposób zaakceptowała, choć niechlubne przezwisko z czasów podstawówki przeniknęło i tam jakimś bliżej niezidentyfikowanym kanałem. Niewątpliwie postrzegano go jako mizantropa oraz wyjątkowo wdzięczny obiekt żartów i docinków, ale i w tej roli można przecież znaleźć swoje miejsce we wszechświecie.

Dlatego też wbrew pozorom Piotr wcale nie był nieszczęśliwy. Wiódł spokojną, uporządkowaną egzystencję, której rytm wyznaczała szkoła, nauka w domu i rytualne posiłki z rodziną, a także tajemne wizyty w prywatnej krainie marzeń, na które czas znajdował głównie w drodze do szkoły i z powrotem, a także wieczorem w łóżku, na pół godziny przed zaśnięciem. To mu wystarczało w zupełności i wszystko wskazywało na to, że jaką drogą by nie poszedł w przyszłości, w podobnym stylu spędzi całe swoje życie, idąc przez nie cicho i spokojnie, być może samotnie – lecz bez frustracji.

Źródło: unsplash.com

Poprzednia część:

(1)

Dalsze części:

(3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16) (17) (18) (19) (20) (21) (22) (23) (24) (25) (26) (27) (28) (29) (30) (31) (32) (33) (34) (35) (36) (37) (38) (39) (40) (41) (42) (43) (44) (45) (46) (47) (48) (49) (50) (51) (52) (53) (54) (55) (56) (57) (58) (59) (60) (61) (62) (63) (64) (65) (66) (67) (68)


Dodaj komentarz