– No dobra – powiedziała Emilka, kiedy po wyjściu ze szkoły zabunkrowały się w pobliskiej ciastkarni, usiadły wokół jednego stolika i z rozmachem, na jaki pozwalał im z trudem wyskrobany z dna kieszeni budżet, zamówiły po wuzetce i po czarnej kawie. – Powiem wam, co mi wpadło do głowy, tylko skupcie się i nie protestujcie, zanim nie wytłumaczę do końca.
– Tylko streść się, Mila, okej? Bo ja zjem to ciacho i zaraz muszę lecieć – zaznaczyła Aneta. – Mama kazała mi dzisiaj wrócić przed siedemnastą, idzie do dentysty, a ja muszę zostać z młodym.
– Dobra, to mi nie przerywaj. Mam pomysł na niezły numer, jakby to wyszło, to beka murowana na całe miesiące. Mianowicie tak sobie pomyślałam, kiedy Magda mówiła o tym tangu i chemii – tu Aneta spojrzała na nią wzrokiem potencjalnego mordercy – że można by zrobić fajny eksperyment socjologiczny… czy jak tam to nazwać. Mówiąc prosto, spróbować poderwać któregoś z naszych chłopaków, najlepiej jakiegoś sztywniaka, który o tych sprawach za bardzo nie myśli i który się zupełnie tego nie będzie spodziewał. To znaczy przynajmniej sprawdzić, czy da się poderwać…
– No, ale po co? – spytała z przekąsem Magda.
– Ojej, no tak dla żartu, żeby nie było nudno – odparła ze zniecierpliwieniem Emilka. – Patrzcie na Baśkę, ona niedługo uschnie przez tego idiotę Michała, trzeba by ją trochę rozerwać.
– Mila, odwal się – warknęła Basia, podnosząc głowę znad talerzyka z wuzetką.
– No co, źle mówię? A my też przy okazji się pobawimy, ostatnia szansa, żeby rozkręcić jakąś wesołą akcję w klasie. I tak po maturze każdy się rozejdzie w swoją stronę, więc przynajmniej będzie co wspominać.
– Nie, no dobra, ale ja i tak nie łapię, o co ci chodzi – skrzywiła się Magda. – Kogo ty chcesz podrywać, w jakim sensie?
– Nie w sensie, tylko bez sensu – mruknęła Basia.
– Dajcie mi skończyć, nic nie kumacie – jęknęła Emilka. – Mówiłam wam, że chodzi mi o eksperyment. Pamiętasz, Madziu, dzisiaj na ławce powiedziałaś, że jak między onym a oną nie ma chemii, to nic się nie da zrobić… sorki, Aneta, nie patrz tak na mnie, wiesz, o jaką chemię chodzi… i ja zaraz sobie pomyślałam, że to wcale nie jest takie oczywiste, bo jednak czasami na początku nic nie ma, a potem przychodzi, wiecie, co mam na myśli.
– No i co z tego? – wzruszyła ramionami Aneta.
– To, że mamy potencjał. Baśka ma zupełnie niewykorzystany, bo czepiła się tego durnego Michała. Ty masz całkiem niezły, Magda też, no, o sobie nie będę mówić, ale ogólnie każda z nas jest całkiem do rzeczy. Więc gdybyśmy chciały, to znaczy każda z nas z osobna oczywiście, to mogłybyśmy… tak przynajmniej myślę… wyciągnąć taką chemię z każdego albo prawie każdego faceta. Podkreślam, że chodzi mi tu tylko o naszą klasę, bo to jest najlepsze pole do eksperymentu, najłatwiej będzie obserwować efekty. No więc jedna z nas podejmie się poderwania któregoś z chłopaków, a reszta będzie obserwować i mierzyć jej czas. Założymy sobie zamkniętą grupę na fejsie, tylko my we cztery, i będziemy tam wpisywać komentarze, wklejać zdjęcia itepe, będzie niezły ubaw. Co wy na to?
Dziewczyny popatrzyły po sobie ostrożnie, Basia popukała się wymownym gestem w czoło, ale na twarzach Anety i Magdy odmalowało się pewne zainteresowanie.
– Dobra, rozumiem – powiedziała powoli Aneta. – Ale w kogo dokładnie miałybyśmy wycelować tę perfidną strzałę Amora?
– Właśnie to jest podstawowa sprawa – podjęła Emilka, zadowolona z uzyskanego efektu. – Wykluczam tu wszystkich, którzy już mają dziewczyny, bo musimy grać fair, żadnego rozbijania związków. Czyli odpada Tomek, Jacek, nawet Michał… nie obraź się, Basiu, ale on startuje do tej Zuzki, więc niech sobie startuje… Bartek i Grzesiek też.
– Maciek też odpada, moim zdaniem, bo on się kocha w Baśce – zauważyła Magda, ignorując mordercze spojrzenie koleżanki. – Wystarczy, że Baśka kiwnie palcem, mrugnie okiem i koniec eksperymentu.
– Dokładnie – kiwnęła głową Emilka. – To musi być ktoś całkiem neutralny, na przykład taki Brus. Albo Byko. Od razu o nich pomyślałam, oni obaj są świetnym materiałem, bo myślą tylko o tych swoich treningach, więc zadanie nie będzie łatwe, a o to nam chodzi. Złapać króliczka, ale najpierw go trochę gonić, nie? Na tym polega cała zabawa.
– Jasne… – powiedziała z zastanowieniem Magda. – Tylko teraz powiedz mi, która z nas miałaby się podjąć tak wzniosłego zadania? Bo powiem szczerze, że mnie na przykład Byko nie kręci. Brus tym bardziej.
– Ale właśnie o to chodzi, żeby cię nie kręcił! – wykrzyknęła Emilka. – To ma być eksperyment na zimno, żadnego zaangażowania z naszej strony. Wkręcamy typa i w odpowiednim momencie kończymy sprawę, a nam zostaje materiał dowodowy, no wiecie, jakieś kwity, że się skutecznie wkręcił. Zdjęcie, filmik… To ma być próba sił, triumf Wenus nad Marsem, a do tego kawał dobrej zabawy. Rozumiesz?
– Nie do końca. Przecież przy tym wkręcaniu trzeba udawać zainteresowanie.
– Oczywiście, to podstawa.
– Robić słodkie oczy…
– Masz z tym jakiś problem?
– I dać się w którymś momencie pocałować! Nie, Mila, sorry, ale mnie na pewno nikt nie namówi na całowanie się z Brusem.
– Matko… – jęknęła z rezygnacją Emilka. – Przecież nikt ci się nie każe z nim całować!
– No to jak inaczej udowodnisz, że się wkręcił? Na zdjęciu albo filmiku z całowaniem przynajmniej wszystko widać i sprawa jest jasna.
– Właśnie, że nie jest – wtrąciła z namysłem Aneta. – Zastanów się, co widać na takim zdjęciu? Dwie osoby. Całują się, nie? No i skąd wiadomo, kto kogo wkręcił? Wygląda równie dobrze na to, że on ciebie, a nie ty jego. Zresztą ja też nie mam zamiaru całować się z Brusem jakby co. I jeszcze uwieczniać tego na zdjęciach!
– No fakt, macie rację – przyznała Emilka. – Ja też bym wolała nie wchodzić w to tak daleko, potem nie wiadomo, gdzie takie zdjęcie trafi i kto je będzie oglądał. Najlepiej by było mieć jakiś dowód wskazujący na zaangażowanie tylko tamtej strony.
– Na przykład co?
– Nie wiem… może jakiś list? Jakby napisał list miłosny, to byłby dowód jak sto pięćdziesiąt.
– Taa, już widzę, jak Byko pisze list miłosny – wzruszyła ramionami Basia, która dotąd przysłuchiwała się w milczeniu. – A Brus tym bardziej. Na polskim pała za pałą z wypracowań…
– Oj tam, wystarczyłby sms, nie musi być wypracowanie na papeterii z serduszkami. Smsa chyba umie napisać, co?
– No dobrze – powiedziała Aneta, odsuwając na środek stolika talerzyk po wuzetce i biorąc do ręki filiżankę z kawą. – Mnie się podoba to, co wymyśliła Mila, i ja to widzę następująco: eksperyment uznajemy za zaliczony w chwili, gdy delikwent zadeklaruje swoje uczucia. Wyzna miłość, poprosi o chodzenie, w każdym razie ma to być jednoznaczne. Staramy się wymusić na nim jakiś dowód, smsa, ewentualnie maila, list, coś na twardym nośniku. Okej. Tylko co, jeśli on będzie wolał ustne wyznanie i za Chiny nie napisze żadnego smsa?
– Prawda. Takie ustne wyznanie trzeba by jakoś nagrać.
– Niby jak? Każesz mu się wywnętrzać do kamery?
– Nie, no można przecież nagrywać z ukrycia – odparła ze zniecierpliwieniem Emilka. – Są takie kamerki szpiegowskie, w okularach, w długopisie, w czym tam chcesz… Mój brat ma taki długopis, pokazywał mi, jak to działa, obraz co prawda taki sobie, jakość HD to to nie jest, ale wszystko, co trzeba, i tak widać. Można na przykład zamontować takie coś w wisiorku na szyi, w odpowiednim momencie bawisz się wisiorkiem, włączasz sprzęt i się nagrywa. Byle dobrze wycelować kamerę i nie nagrać pustego kadru z boku, trzeba by wcześniej trochę poćwiczyć.
– Aha – kiwnęła głową Magda. – Niegłupie. Tylko taki wisiorek albo długopis trzeba by nosić przy sobie przez cały czas, bo nie znasz dnia ani godziny.
– Niby tak, ale w sumie da się wyczuć, kiedy delikwentowi będzie się zbierać na wyznanie. Zaprosi cię do knajpy albo na spacer we dwoje, w każdym razie będzie szukał okazji, żeby zostać sam na sam. I wtedy jest największe prawdopodobieństwo.
– No dobra, załóżmy, że on już ci wyznaje te płomienne uczucia. I co dalej? Mówisz mu, że sorry, nie mogę, wiesz, jestem jeszcze za młoda i takie tam głodne kawałki? Najpierw go przez iks czasu zachęcasz, a potem mówisz, że jednak nie? Przecież on się wścieknie.
– I co, przejmujesz się? – wzruszyła ramionami Emilka. – Może się wściekać, przejdzie mu. Ja nawet myślę, że trzeba by od razu mu powiedzieć, że to był żart, sprawa będzie jasna, a filmik dodatkowo zyska na przebojowości. Na przykład na sam koniec, już po tych jego wyznaniach zawołasz: „uśmiechnij się, jesteś w ukrytej kamerze!”
Dziewczyny parsknęły śmiechem.
– I koniecznie nagrasz jego bezcenną minę! – dodała Magda. – Jako gwóźdź programu.
– A nie uważacie, że to będzie trochę niehumanitarne? – zapytała z powątpiewaniem Basia.
– E tam, Baśka, nie przesadzaj, przecież krzywdy biedakowi nie zrobimy. Najwyżej powzdycha sobie trochę i mu przejdzie, zresztą w maju będzie matura, potem wakacje, każdy idzie gdzieś tam na studia, więc sprawa się rozmyje. Powiem wam, że ja się osobiście coraz bardziej nakręcam na ten eksperyment.
– O, to świetnie! – podchwyciła skwapliwie Aneta. – Bierzesz to w takim razie na siebie, podrywasz Brusa czy tam Byka, a my notujemy, jak ci idzie i robimy zdjęcia.
– Nie ma mowy! – roześmiała się Emilka. – Jako pomysłodawczyni ja powinnam być właśnie wykluczona z frontu i nadzorować wszystko jako general supervisor.
– Jasne, niedoczekanie twoje! Ja się nie zgadzam, będziemy ciągnąć losy.
– Okej – zgodziła się Emilka. – Możemy ciągnąć, w sumie tak będzie najsprawiedliwiej. Każda z nas ma potencjał, jak mówiłam, więc na kogo padnie, na tego bęc. Zgadzacie się? Magda?
– Ja się zgadzam.
– Basia?
– Może być – kiwnęła głową Basia. – Mam tylko nadzieję, że nie padnie na mnie.
– To kiedy ciągniemy? – zapytała Magda.
– Czekaj, co się tak śpieszysz, jeszcze nie teraz – powstrzymała ją Emilka. – Najpierw musimy ustalić, bo jeszcze nie zdecydowałyśmy się przecież… trzeba ustalić, kto będzie naszą słodką ofiarą.
– No, sama mówiłaś, Byko albo Brus – odparła Magda tonem oczywistym. – Zdecydujmy tylko który z nich, mnie tam wszystko jedno, możemy zrobić wyliczankę.
– Nie wygłupiaj się, trzeba to przemyśleć. Ja tak tylko rzuciłam luźny pomysł, ale po zastanowieniu uważam, że z Bykiem i Brusem jest jednak problem.
– Mianowicie?
– Mianowicie taki, że oni za bardzo trzymają się razem i ciężko ich będzie rozdzielić. Jak nasza agentka zacznie odciągać jednego od drugiego, to ten drugi będzie nam ciągle robił dywersje.
– Ale sama przecież mówiłaś, że ma nie być za łatwo! – zaprotestowała Aneta. – Jakieś przeszkody muszą być, żeby trudniej było gonić króliczka, tak czy nie?
– Niby tak – przyznała z zastanowieniem Emilka. – Tylko że oni mają kompletnego fizia na punkcie tego swojego karate, o niczym innym nie da się z nimi gadać. Więc chyba musiałabyś też zapisać się na karate, żeby nawiązać z nimi jakiś kontakt, wiesz, punkt zaczepienia, temat do rozmowy. No i ten drugi będzie przeszkadzał do niemożliwości, ja wam to mówię.
– No to zaatakujmy obu naraz – poddała w natchnieniu Magda. – Jedna weźmie się za jednego, druga za drugiego i sprawa załatwiona, mamy dwie ukryte kamery, dwa filmiki, a jeśli jednej się nie uda eksperyment, to zawsze będzie ta druga szansa.
– Hmm – zastanowiła się chwilę Emilka, ale po namyśle pokręciła głową. – Nie, to odpada. To byłoby nienaturalne, zorientują się od razu, że coś kombinujemy. Nie doceniacie przeciwnika.
– Jak tam uważacie, ale ja od razu mówię, że na pewno nie zapiszę się na karate – ostrzegła Basia. – Nie ma takiej opcji, zapomnijcie. Jak już chcecie robić eksperymenty z chemią damsko-męską, to wymyślmy coś mniej pracochłonnego niż nawiązywanie kontaktu z ofiarą przez trening karate, loty balonem i kurs skoków na bungee. Weźcie pod uwagę, że w tym roku mamy maturę.
– Ona ma rację – przyznała Magda. – Przemyślmy to jeszcze, bo jeśli ja mam do Brusa robić maślane oczy i jeszcze zapisać się dla niego na karate, to już trochę przesada… Nie możemy wytypować kogoś innego?
– Kogo na przykład?
– No, nie wiem… Może Kacpra? On się co prawda trzyma ciągle z Jackiem, ale Jacek ma dziewczynę, więc nie będzie się czepiał. Łatwiej nam będzie przejąć kontrolę.
– Ty wiesz… Kacper to niezła myśl – przyznała Emilka. – I jakby co, to ja bym nawet wolała urabiać jego niż Brusa.
– Ja mam lepszy pomysł! – rzuciła nagle Basia, niemal podskakując na krześle. Oczy zabłysły jej złośliwie. – Poderwijmy Glusia!
Dziewczyny skamieniały na moment, patrząc na nią z półotwartymi ustami, po czym gruchnęły gromkim śmiechem. Myśl poddana przez Basię była tak absurdalna i tak kosmicznie zabawna, że przez kilkanaście sekund zwijały się ze śmiechu i pokładały jedna przez drugą na stoliku.
– O jacie! – wydusiła z siebie Aneta, kiedy osłabły pierwsze konwulsje. – Baśka, litości, bo mi przepona pęknie… Wyobrażacie to sobie? Gluś… Nie, to niemożliwe, ja nie mogę!
– Ale zaraz, czekajcie! – Emilka nagle przestała się śmiać, podniosła w górę palec wskazujący i popatrzyła z zastanowieniem na Basię. – Ty wiesz co?…
– Mila, przestań! – przerwała jej Magda. – Jak zaraz powiesz, że to dobry pomysł, to sama w to wchodzisz, bo ja odpadam w przedbiegach!
– No bo to jest dobry pomysł! – odparła w natchnieniu Emilka. – Basia, ja ci powiem, że to jest nawet genialny pomysł! Racja, poderwiemy Glusia!
– Milka, nie wygłupiaj się! – oponowała Magda, dygocząc nadal ze śmiechu. – Jak tak, to ja zdecydowanie wolę Brusa… nawet mogę się z nim pocałować! Jeden raz oczywiście, tak dla dobra sprawy.
– Przestań, właśnie Gluś jest idealnym kandydatem! – ciągnęła urzeczona tą nową wizją Emilka. – Zobacz, jak się uśmiałyśmy już na samą myśl… Jak zabawa, to zabawa, nie? Basia ma świetną intuicję, bo z nim wcale nie będzie tak prosto… Nie ma żadnej gwarancji, że złapie się na wędkę, widziałyście, żeby on się kiedykolwiek obejrzał za dziewczyną?
– Trudno powiedzieć, ja tam nie zwracam na niego uwagi – odparła Aneta, poważniejąc wreszcie nieco. – Ale słuchajcie, jeśli wy to naprawdę zrobicie z Glusiem… to będziecie mnie miały na sumieniu, bo ja wyląduję na OIOM-ie z pękniętą przeponą!
– I właśnie o to chodzi, że będzie wesoło! – podchwyciła Basia, wreszcie ożywiona. – Jak już chcecie się powygłupiać, to przynajmniej niech to będzie jazda na fula. Ja uważam, że Gluś się nadaje, mnie się ten pomysł zaczyna nawet podobać.
– Zobaczymy, jak ci się będzie podobać, kiedy padnie na ciebie – zakpiła Aneta. – Słuchajcie, ja już niestety muszę zmykać, matka mnie zabije, jak nie wrócę przed piątą.
– Jasne – odparła Emilka. – My zresztą też już idziemy, nie, Basiu? Kawa wypita, ciacho zjedzone, sprawa omówiona. Przemyślmy to każda u siebie i jutro dogadamy co i jak.
– A losy? – zapytała Magda.
– Też jutro, przecież teraz nawet nie mamy z czego ich zrobić. Muszą być identyczne, żeby nie było żadnych oszustw, a potem reklamacji, w końcu każda z nas marzy tylko o tym, żeby zdobyć tę fuchę, co nie?
Nowy wybuch perlistego śmiechu zatrząsnął szybami ciastkarni, po czym cztery rozbawione dziewczyny, dopinając jeszcze w locie kurtki i płaszczyki, wyszły na ulicę i zniknęły wkrótce za rogiem.

Poprzednie części:
Dalsze części:
(4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16) (17) (18) (19) (20) (21) (22) (23) (24) (25) (26) (27) (28) (29) (30) (31) (32) (33) (34) (35) (36) (37) (38) (39) (40) (41) (42) (43) (44) (45) (46) (47) (48) (49) (50) (51) (52) (53) (54) (55) (56) (57) (58) (59) (60) (61) (62) (63) (64) (65) (66) (67) (68)