Jaka była ta prawdziwa Basia, która nie grała swojej roli? Była zwyczajną, nieco smutną dziewczyną (ten smutek Piotr bezbłędnie odczytywał w niej jakimś szóstym zmysłem), która w głębi duszy potrzebowała spokoju i bezwarunkowej akceptacji, a nie burzliwych oklasków, i która już dobrze rozumiała, że wcale nie chce skrzywdzić Glusia, tak samo jak nie chciała skrzywdzić Maćka.
Dlatego cieszyła się, że na razie nie widać było po nim żadnych szczególnych objawów zaangażowania. Tamten moment, kiedy dotknął jej włosów (jeśli tak rzeczywiście było, bo może to sobie tylko wyobraziła?), mógł mieć zupełnie inne znaczenie, być może po prostu zrobiło mu się jej po ludzku żal, kiedy tak się głupio rozbeczała nad tą pałą… Obiecał wtedy spontanicznie, że jej pomoże, i dotrzymał słowa, choć być może przez ten ciężki tydzień nieraz tego żałował, kiedy roztaczała przed nim w całej okazałości swoją kinematyczną tępotę. Był przy tym przez cały czas spokojny, opanowany i niezwykle uprzejmy (Basia szczególnie doceniała tę pełną życzliwości uprzejmość, spod której przebijał szczery szacunek do niej), ale nic poza tym. W dodatku po poprawce z fizyki bez słowa protestu wrócił na przerwach do swych samotniczych zwyczajów, choć w poprzednich dniach spędzali ten czas razem co do jednej sekundy.
Basia miała więc nadzieję, że jeszcze za dużo nie nabroiła i że sprawę da się spokojnie odkręcić. Zmuszona była przyznać się przed samą sobą, że w jakimś stopniu polubiła Glusia i nie chciała w żadnym wypadku go zranić, dlatego przyjąwszy wobec niego w czasie „tygodnia fizyki” życzliwą acz neutralną postawę, w kolejnych dniach i tygodniach nie zmieniła już swojego zachowania pomimo początkowych nacisków koleżanek, spragnionych jakichś spektakularnych wyników eksperymentu.
Cała sytuacja była tak zagmatwana, że gdzieś niestety musiał pojawić się fałsz. Kiedy Basia przestała grać przed Glusiem, musiała zacząć grać przed dziewczynami. Nie miała jeszcze odwagi powiedzieć im, żeby w nos sobie wsadziły tę swoją kamerkę szpiegowską, żeby poszły tym nagrywać Brusa w szatni po karate albo tych swoich supermenów z mat-fizu, z nieprzeniknionym wyrazem twarzy pozwoliła nawet wytłumaczyć sobie zasady działania sprzętu i pokornie wzięła go ze sobą, ale w domu natychmiast wrzuciła go na dno szuflady i zatrzasnęła tam z głębokim przekonaniem, że nigdy tego nie użyje, a już na pewno nie przeciwko Glusiowi. Zbierze się powoli w sobie i prędzej czy później powie dziewczynom, że eksperyment ją przerósł i dalej nie chce się w to bawić… Powie im, żeby zajęły się podrywaniem laserów z czwartej A i zostawiły Glusia w spokoju… Powie im, że to był bardzo głupi pomysł… Tak, wszystko im powie. A jednak ciągle nie mówiła i sama nie rozumiała dlaczego. Zazwyczaj odwagi przecież jej nie brakowało, nikt nie mógł jej zmusić do ciągnięcia tego durnego eksperymentu, jeśli tego nie chciała.
Tymczasem leciały tygodnie, nadszedł listopad. Basia przyzwyczaiła się już tak dalece do tego, że siedzi z Glusiem, że nawet nie wyobrażała sobie powrotu do Anety, choć oficjalnie były już pogodzone – wszystkie cztery uznały bowiem, że kłótnia spełniła rolę, jaką miała spełnić, i można ją było puścić w niepamięć. Klasa zwracała już coraz mniej uwagi na załogę ostatniej ławki pod oknem, więc nie było powodu udawać dalej śmiertelnego gniewu na Anetę. To też przyniosło jakąś ulgę i Basia poczuła się lepiej.
Gluś był dobrym kompanem, zawsze można było od niego pożyczyć długopis (Basia zgubiła mu już ich z pięć czy sześć, ale się nie gniewał), zapytać, o co chodzi w zadaniu z matematyki (tłumaczył wszystko tak przejrzyście, że z kolejnej klasówki dostała czwórkę), a nawet coraz częściej pożartować. Zauważyła, że stał się swobodniejszy, bardziej otwarty, bardziej pewny siebie, a jednocześnie coś się z nim stało zewnętrznie, wyglądał jakby inaczej – nie był już taki przeraźliwie chudy, więc przy swoim wzroście wydawał się większy niż zwykle, jego chód nabrał sprężystości, modyfikacji uległa też linia jego ramion, ogólnie jego ciało stopniowo nabierało innych proporcji. Basia zarejestrowała to raczej podświadomie, zmiany te bowiem postępowały subtelnie i powoli, były jednak tak znaczące, że nie dało się nie zwrócić na nie uwagi.
Kiedy minęła połowa listopada, eksperyment trwał już tylko w głowach jej koleżanek, bo Basia dawno przestała grać w tej grze. Emilka, Magda i Aneta były jednak obecnie tak zajęte swoimi podbojami w czwartej A, że tego nie zauważyły. Zaniedbały internetową kronikę, przestały dopytywać Basię o każdy szczegół (za to opowiadały jej na każdej przerwie detale swoich burzliwych kontaktów z męską częścią mat-fizu), przyjęły, że dalej pracuje nad sprawą i zostawiły jej wolną rękę. Co prawda panowie z czwartej A czuli się rozczarowani, że tylko trzy z czterech muz biorą udział w międzyklasowym flircie, i bezustannie dopytywali o Basię (która niektórym wyjątkowo wpadła w oko), ale ona powtarzała dziewczynom, że dołączy do nich później i teraz musi mieć święty spokój – więc go miała. Dzięki temu teraz już z każdym dniem czuła się lepiej.

Poprzednie części:
(1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16) (17) (18) (19) (20) (21) (22) (23) (24) (25) (26) (27)
Dalsze części:
(29) (30) (31) (32) (33) (34) (35) (36) (37) (38) (39) (40) (41) (42) (43) (44) (45) (46) (47) (48) (49) (50) (51) (52) (53) (54) (55) (56) (57) (58) (59) (60) (61) (62) (63) (64) (65) (66) (67) (68)