– Jacie, ale mnie suszy! – powiedział Bartek, zrzucając plecak z ramienia i siadając ciężko pod ścianą. – Macie jakąś wodę?
– Sorry, ja swoją już wychlałem – rozłożył ręce Grzesiek. Opadł na podłogę obok niego i otarł z czoła resztki potu. – Można by się kopsnąć na dół do sklepiku, ale ja już teraz nie wstaję. Jestem wyciśnięty jak grejpfrut.
– Ale nam dowalił – jęknął Maciek, rozcierając sobie uda. – Jutro będę miał zakwasy jak piekarz!
– Chcecie wody? – odezwał się Brus, który właśnie doszedł do nich z Bykiem. – Mamy jeszcze trzy butelki, ja zawsze noszę pół zgrzewki na takie okazje.
– Dawaj! – ożywił się Bartek.
Byko popatrzył na niego z rozbawieniem.
– I co, jak wam się podobał trening?
– Bardzo – mruknął Grzesiek. – Będę go wspominał do końca życia. Bartek, zostaw trochę wody, co tak żłopiesz niekoleżeńsko?
– Dla mnie też – zgłosił się Michał, siadając obok Grześka. – Weź no, Brus, puść jeszcze tę drugą butelkę, odkupię ci podwójnie.
– Łap! – Brus rzucił mu butelkę z wodą, Michał przechwycił ją w locie, natychmiast odkręcił i przyssał się do niej łapczywie.
Męska grupa zaliczyła właśnie intensywny trening karny na wu-efie. Trener Bęckowski, zwany w skrócie Bęcem, zirytował się przy rozgrzewce nonszalancją, z jaką uczniowie wykonywali ćwiczenia, i nawymyślawszy im życzliwie od flaków, zdechłych żab i innych tego rodzaju wdzięcznych obiektów, nakazał za karę intensywną musztrę. Przez całą lekcję na przemian wykonywali pompki, przysiady, brzuszki i podciąganie się na drabinkach (w seriach po dwadzieścia), skutkiem czego wyszli z sali gimnastycznej wykończeni, mokrzy od potu, a niektórzy do tego czerwoni jak buraki.
– Hej, panowie, co tak leżycie pokotem pod tą ścianą? – zażartowała Emilka, podchodząc do nich z Magdą. – Źle się czujecie, kochani?
– Litości! – jęknął Grzesiek. – Baby się z nas śmieją…
– Słyszałam, że Bęco dał wam niezły wycisk? – zaśmiała się Magda. – Ale przynajmniej ładnie wyglądacie, takie śliczne rumieńce, chłopaki jak malowane!
– A sio! – machnął ręką Jacek. – Nikt cię, kobieto, nie nauczył, że leżącego się nie kopie?
– A gdzież ja bym was kopała, złotka wy moje! – zawołała Magda. – Jak tu kopać takie bezbronne biedactwa… No dobrze, dobrze, zdychajcie sobie spokojnie, my już idziemy, nie dokuczamy wam. Tylko zmartwychwstańcie na biologię, macie dziesięć minut!
I odeszły z Emilką z pobojowiska, śmiejąc się i kręcąc głowami.
– Bardzo śmieszne – mruknął Bartek. – Brus, masz jeszcze trochę tej wody?
– Mam jeszcze butelkę, ale więcej ci nie dam, wlałeś już w siebie z pół litra. Wszyscy jesteśmy wysuszeni jak Sahara.
– Ej, ale widzieliście, jak Gluś dawał do pieca? – ożywił się nagle Byko.
Wszyscy jak na komendę spojrzeli w głąb korytarza, gdzie pod oknem rysowała się w oddali sylwetka Glusia.
– Fakt – przyznał Grzesiek. – Dymał te brzuszki jak sprężyna, nawet się nie spocił. Coś się w ogóle ostatnio stało z naszym Glusiem, zauważyliście, jak on wygląda?
– Pakuje na siłowni – stwierdził Byko. – Albo coś innego trenuje, ale raczej siłownia. Ja się na tym znam.
– Aha – przyznał Brus. – Ja już mu się wcześniej przyglądałem, zapomniałem wam powiedzieć. Musi ostro działać, bo przez dwa miesiące nieźle dopakował.
– No, no, Gluś zabrał się za wyrabianie formy – zaśmiał się Bartek. – I patrzcie, jak mu się przydało, kiedyś po takim wycisku to by go Bęco zwoził do szatni na taczce… Ciekawe, skąd mu się to wzięło?
– Ja wiem skąd – uśmiechnął się Maciek.
Grzesiek pokiwał głową.
– Baśka?
– Aha.
– No i zobacz, co to baby potrafią z nami zrobić, nawet z takim Glusiem – zauważył z rozbawieniem Bartek. – Jeszcze trochę i Bęco wytypuje go z nami na zawody do sztafety!
– Co chcesz, to by nawet nie był głupi pomysł – zaśmiał się Brus. – Jak Glucho dobrze wierzgnie tymi swoimi długimi girami, to będzie tak, jakbyś ty leciał w butach siedmiomilowych!
Chłopaki parsknęli śmiechem.
– No, ale jak myślisz? – podjął Bartek po chwili ciszy, zwracając się do Maćka. – Baśka coś niby tego?… Z Glusiem?
– Nie wiem – pokręcił głową Maciek. – Raczej nie, ja bym nie powiedział, ale kto ją tam wie… Sądzisz, że ja rozumiem kobiety?
– Coś ty, aż tyle nie wymagam! – zaśmiał się Bartek. – Kobiet się nie da rozumieć, trzeba je przyjmować na wiarę.
– I to też nie zawsze – mruknął Kacper. – Z wiarą różnie bywa.
– Tak czy inaczej, z tym Glusiem to jest rzeczywiście podejrzana sprawa.
– Od października siedzą razem jak dwa gołąbki – zauważył Grzesiek. – Ale jakby coś było, to byśmy się skapnęli, na przerwach każde osobno… Może Baśka go tylko wykorzystuje w ramach darmowych korków z fizy i matmy?
– To też możliwe – przyznał Maciek. – Pożyjemy, zobaczymy.
Zadzwonił dzwonek i chłopaki, boleśnie postękując, podnieśli się powoli z podłogi. Tylko Byko i Brus, którzy mieli doświadczenie w mocnych treningach, szli na biologię w doskonałej formie. Gluś, który właśnie dochodził z końca korytarza, też nie wyglądał na wykończonego, co Byko skonstatował nie bez uznania, spoglądając na niego spod oka.

Poprzednie części:
(1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16) (17) (18) (19) (20) (21) (22) (23) (24) (25) (26) (27) (28)
Dalsze części:
(30) (31) (32) (33) (34) (35) (36) (37) (38) (39) (40) (41) (42) (43) (44) (45) (46) (47) (48) (49) (50) (51) (52) (53) (54) (55) (56) (57) (58) (59) (60) (61) (62) (63) (64) (65) (66) (67) (68)