Na biologii wydarzyło się coś, co głęboko wstrząsnęło klasą czwartą C. Nauczycielka otworzyła uczniom drzwi i kazała siadać, po czym udała się na zaplecze na tyłach sali, by poszukać tam potrzebnych do lekcji pomocy dydaktycznych. Klasa zajmowała powoli miejsca, wypakowując i rozkładając na ławkach książki; niektórzy z chłopaków nadal rozcierali sobie zmaltretowane po wu-efie mięśnie.
Biologiczka, zwana przez uczniów Bubą, wróciła niebawem z zaplecza obładowana różnymi modelami i makietami, przy czym, przechodząc między rzędami, zaczepiła nogą o pasek od plecaka Grześka i na chwilę straciła równowagę. Nie przewróciła się co prawda, ale jedna z plastikowych makiet wyobrażających kombinacje genetyczne wypadła jej z rąk i poleciała do przodu, lądując na wysokości pierwszej ławki, dokładnie między Bykiem, który siedział z Brusem pod ścianą, a Izą, która wraz z Justyną zajmowała pierwszą ławkę w środkowym rzędzie.
Zarówno Byko, jak i Iza w jednej i tej samej sekundzie rzucili się instynktownie na ratunek sunącej po podłodze makiecie, skutkiem czego wylądowali w tym samym punkcie czasoprzestrzeni i z całej siły zderzyli się głowami.
– O żesz! – zawołał Byko, łapiąc się za głowę, po czym natychmiast skoczył w stronę na wpół ogłuszonej koleżanki, która aż przysiadła na podłodze. – Iza, kurczę, przepraszam…
– Czy wyście powariowali? – krzyknęła nauczycielka, biegnąc w ich stronę i odkładając pozostałe makiety na ławkę Izy i Justyny. – Nic wam się nie stało?
Byko właśnie z troską usadzał Izę na krześle. Dziewczyna ze skrzywioną z bólu twarzą trzymała się za głowę, zaś Justyna próbowała oderwać jej dłoń od tego miejsca, żeby sprawdzić, czy ma tam guza.
– Kto mi tu ten plecak tak położył? – zirytowała się Buba, porażając Grześka wzrokiem, pod którym skulił się jak ślimak chowający rogi do skorupki. – Iza, wszystko w porządku?
– Chyba tak – odpowiedziała cichym, żałosnym głosikiem Iza.
Buba nachyliła się nad nią i oglądała miejsce uderzenia z dość posępną miną. Klasa patrzyła z niepokojem, zrobiło się cicho.
– Justynko, wiesz co, trzeba by ją zaprowadzić do pielęgniarki – powiedziała biologiczka, wyraźnie zaniepokojona stanem dziewczyny. – Może to tylko szok, ale guz też jest, niech ją lepiej obejrzy i zadecyduje, co dalej.
– Dobrze – kiwnęła skwapliwie głową Justyna. – Chodź, Iza, możesz wstać?
– Ja wam pomogę – zaofiarował się Byko, który stał ciągle nad nimi z miną wyrażającą niekłamany przestrach i ogromne wyrzuty sumienia.
Buba spojrzała na niego z uwagą.
– A tobie, Artur, nic się nie stało?
– Gdzie tam, sorko – rzucił z tyłu Bartek. – On ma przecież zakuty łeb!
Nikt się jednak nie roześmiał, wszyscy z niepokojem przyglądali się rozwojowi sytuacji. Nieco chwiejąca się na nogach Iza wyszła z sali, z jednej strony wsparta na silnym ramieniu Byka, z drugiej podtrzymywana przez wystraszoną Justynę. Byko dość szybko wrócił z powrotem z informacją, że Iza została z Justyną w gabinecie pielęgniarki, dostała kompres z lodem na głowę i teraz ma spokojnie posiedzieć. Zdenerwowana jeszcze Buba pokiwała głową, kazała mu siadać i rozpoczęła lekcję, na której jednak nikt nie mógł się skupić.

Poprzednie części:
(1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16) (17) (18) (19) (20) (21) (22) (23) (24) (25) (26) (27) (28) (29)
Dalsze części:
(31) (32) (33) (34) (35) (36) (37) (38) (39) (40) (41) (42) (43) (44) (45) (46) (47) (48) (49) (50) (51) (52) (53) (54) (55) (56) (57) (58) (59) (60) (61) (62) (63) (64) (65) (66) (67) (68)