Gluś (cz. 36)

Ostatni tydzień przed świętami Bożego Narodzenia przyniósł trochę zdrowego luzu, nauczyciele przymykali oko na różne niedociągnięcia, darowali kilka zapowiedzianych sprawdzianów, litościwie przenosząc je na styczeń, a na szkolnym holu na parterze stanęła wielka, rozświetlona kolorowymi lampkami choinka. Świąteczny nastrój udzielał się zarówno nauczycielom, jak i uczniom, rozjaśniał twarze i łagodził obyczaje.

Iza miała zostać w domu jeszcze do Nowego Roku, ale wiadomości, jakie na jej temat przynosiła Justyna, były dobre – właściwie już w pełni wróciła do zdrowia. Byko został w międzyczasie wezwany przed oblicze wychowawcy i dyrektorki w związku ze zdarzeniem na biologii, lecz zamiast, jak się spodziewał, zaliczyć tam należną reprymendę, został gorąco pochwalony za swą przytomną postawę i rycerskie zniesienie Izy do karetki.

– Byłyśmy akurat na górze we trzy, same kobiety – mówiła dyrektorka do Maziara. – Artur sam się zgłosił do pomocy i zniósł koleżankę po schodach. Gdyby tam liczyły się minuty, to mogę śmiało powiedzieć, że zawdzięczalibyśmy je jemu. Na szczęście nie było tak groźnie, ale liczy się postawa. Muszę powiedzieć, Artur, że zachowałeś się wspaniale.

Byko z ponurą miną przyjął pochwały i uścisk dłoni wychowawcy, po czym wyszedł z gabinetu dyrektorki jak zbity pies. Zdecydowanie bardziej wolałby dostać porządne upomnienie, jakąś naganę, karę, jakąś chociaż namiastkę pokuty…

Następnego dnia rano coś nowego wydarzyło się w życiu czwartej C. Światy dwóch osób zatrzymały się na chwilę i ruszyły znów, ale już innym, wspólnym rytmem.

Natalka wyjątkowo przyszła do szkoły wcześniej z nadzieją, że zdąży jeszcze usiąść pod salą i przepisać od kogoś zadania z matematyki, których nie udało jej się zrobić wieczorem. W szatni czwartej C nie było jeszcze niczyich ubrań, więc wnioskując, że jest pierwsza, przebrała się i postanowiła poczekać na górze. Kiedy wieszała swoje rzeczy na wieszaku, do szatni wszedł Maciek, otrzepując topniejący na kurtce śnieg. Na widok Natalki, która zastygła przy wieszaku, patrząc na niego wzrokiem spłoszonego ptaka, uśmiech natychmiast rozjaśnił mu twarz.

– O, cześć, Natalia – powiedział swobodnie, zdejmując kurtkę i wytrzepując czapkę. – Dobrze, że cię spotykam, miałem właśnie z tobą porozmawiać o tych bombonierkach.

Natalka zadrżała jak liść na wietrze.

– To były tylko głupie żarty – powiedziała cicho, podnosząc swój plecak i zerkając w stronę wyjścia.

– Być może – odparł Maciek, ściągając buty i sięgając po szkolne tenisówki. – Ale ja bardzo lubię głupie żarty. Zwłaszcza kiedy przez nie ktoś się tak ślicznie rumieni.

Natalka czmychnęła szybko w stronę wyjścia, ale czujny chłopak rzucił natychmiast buty i zastąpił jej drogę, zagradzając wyjście z boksu ramieniem.

– Hej – szepnął zawadiacko, zaglądając jej w oczy. – Nawet butów nie dasz mi założyć? Wiesz, że mi zimno w samych skarpetkach?

– Przecież ci nie zabraniam – zaprotestowała cichutko Natalka.

– Jak to nie? Tylko się odwrócę i zaraz chcesz mi uciec. Nie ma mowy, wolę zostać w skarpetkach, zobaczysz, przeziębię się przez ciebie.

– Maciek… Puść mnie.

– Nie, Natalko. Nie tym razem. Wreszcie jesteś sama, odklejona od tej Julki, ja takiej okazji nie zmarnuję… Usiądziesz sobie tutaj – zaprowadził ją na ławkę w głębi boksu i posadził na niej stanowczym gestem – i poczekasz, aż założę buty. A jeśli jeszcze raz spróbujesz mi uciec – uśmiechnął się do niej szelmowsko – to zobaczysz, co będzie.

Natalka, cała drżąca, nie próbowała już uciekać. Maciek zawiązał sznurówki w tempie błyskawicy i właśnie zwrócił się do niej, kiedy do szatni wszedł Brus, a zaraz za nim Magda.

– A niech was – pokręcił głową. – Musieliście się tu wpakować o tej porze? Jest dopiero za piętnaście ósma, nie mogliście sobie dłużej pospać? Chodź, Natalia.

I chwyciwszy ją za rękę, pociągnął do wyjścia.

– Ty, o co mu chodzi z tym spaniem? – zapytała zdezorientowana Magda.

– A bo ja wiem? – odparł Brus, patrząc na nią z niezbyt przytomną miną. – Ja tam się wyspałem…

Tymczasem Maciek prowadził Natalkę na górę, ani na chwilę nie puszczając jej dłoni ze swojej. Zaskoczona dziewczyna, która marzyła o takim geście od trzech lat, szła drżąca jak osika, półprzytomna z niespodziewanego szczęścia. Przeprowadził ją przez hol obok głównego wejścia, którędy właśnie wchodziła grupka uczniów, wśród nich Bartek i Grzesiek z ich klasy. Na widok pary trzymającej się za ręce Bartkowi opadła szczęka, a Grzesiek aż zagwizdał.

Triumfujący Maciek uśmiechnął się do nich promiennie i poprowadził Natalkę dalej, aż za rozświetloną światełkami choinkę stojącą pod oknem holu. Tam zatrzymał się, po czym wciąż nie puszczając jej drżącej dłoni, drugą ręką delikatnie ujął ją za podbródek i podniósł jej głowę tak, by musiała na niego spojrzeć.

– Natalia…

Dziewczyna ledwo oddychała ze wzruszenia, ale podniosła oczy i – jak nurek, który raz podjąwszy decyzję, rzuca się na głęboką wodę – zatopiła je w ciemnych, czule w nią wpatrzonych oczach od tak dawna ukochanego chłopaka. Maciek łagodnie objął ją ramieniem.

– Chyba właśnie wywołaliśmy sensację – uśmiechnął się, odgarniając jej kosmyk włosów z czoła i przyciskając w to miejsce usta. – Plotki na nasz temat już na pewno aż kipią pod salą. Nie zawiedziemy ich, prawda?

Natalka miękkim, ufnym ruchem przytuliła się do niego na znak, że jest tego samego zdania.

– Aniołku ty mój – szepnął wzruszony do głębi chłopak. – Natalka… Powiedz, czy ty mi kiedyś przebaczysz, że byłem taki głupi?

Trzy lata trudnych marzeń i ukrytego, wiernie pielęgnowanego uczucia streściły się w stłumionym szlochu, jaki wyrwał się z piersi Natalki. Popatrzyła na niego takim wzrokiem, że aż zachwiał się na nogach.

– Ja ci zawsze wszystko przebaczę – powiedziała z determinacją, w nagłym przypływie śmiałości. – Gdybyś wiedział, od kiedy ja…

– Wiem, wiem wszystko – przerwał jej Maciek, okrywając jej czoło i skronie gorącymi pocałunkami. – Wiem, Natalko, nic nie musisz mi mówić. Tak mi strasznie wstyd, byłem taki ślepy! Czego ja, osioł jeden, szukałem, kiedy ty byłaś tak blisko? Kocham cię… Boże drogi, dziewczyno, jak ja cię kocham! Jak ja ci to wszystko wynagrodzę? Zakochałaś się w największym możliwym idiocie, ale on ci teraz nieba przychyli, zobaczysz. Nie płacz mi tylko… nie płacz…

Natalka szlochała, mocząc mu łzami koszulkę na piersiach. Tulił ją przez chwilę do siebie z wezbranym sercem i ze ściśniętym ze wzruszenia gardłem, a potem wyszukał ustami jej usta i poczuł, jak drobne ramiona oplatają mu szyję. Świąteczna choinka była jedynym świadkiem wybuchu ich szczęścia, które jasnym promieniem rozlało się na cały wszechświat – takie przynajmniej mieli wrażenie.

Dopiero ostry dźwięk dzwonka na pierwszą lekcję wyrwał ich z tych obłoków. Maciek wyciągnął z kieszeni chusteczkę i delikatnym, troskliwym ruchem otarł łzy z twarzy Natalki.

– No już, kochanie – szepnął z uśmiechem. – Wytrzyj nosek, daj mi łapkę i idziemy na lekcje. Musimy dokończyć robienie sensacji, wszyscy na pewno już tam na nas liczą.

Źródło: unsplash.com

Poprzednie części:

(1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16) (17) (18) (19) (20) (21) (22) (23) (24) (25) (26) (27) (28) (29) (30) (31) (32) (33) (34) (35)

Dalsze części:

(37) (38) (39) (40) (41) (42) (43) (44) (45) (46) (47) (48) (49) (50) (51) (52) (53) (54) (55) (56) (57) (58) (59) (60) (61) (62) (63) (64) (65) (66) (67) (68)


Dodaj komentarz