– Artur, ja wszystko wiem – mówiła Iza, siadając koło niego na ławce. – Sama nic z tego nie pamiętam, ale Justynka mi wszystko opowiedziała.
– Nic nie pamiętasz? – szepnął, spoglądając na nią z przestrachem.
– Nic a nic. No, nie bój się… Lekarz mówił, że to najzupełniej normalne, miałam mały wstrząs mózgu, a wtedy nic się nie pamięta. Ale tylko z tego dnia mam dziurę w pamięci, wszystko, co było wcześniej i później, pamiętam już doskonale.
Byko pokręcił głową i zagryzł wargi.
– Artur, Arcik, proszę… – Iza znów położyła dłoń na jego ramieniu. – Jestem zdrowa, wszystko jest w porządku, naprawdę. Takie śliczne kwiatki mi przyniosłeś, dziękuję…
Spojrzał na nią wzruszony.
– Iza, ja bym… – zaczął zdławionym głosem i urwał.
– Nic nie mów – zaszczebiotała łagodnie. – Tylko mnie posłuchaj. Ja ci muszę podziękować, bardzo ci podziękować za to, jaki byłeś dla mnie dobry. Justynka wszystko mi opowiedziała, dopytałam ją o każdy szczegół… Nie chcę, żebyś się o cokolwiek obwiniał, bo nic złego nie zrobiłeś. Nic, Arcik, naprawdę. To była tak samo moja wina… a tak naprawdę niczyja. Tak się stało i już. I wiesz co? – dodała z figlarną minką. – Jeśli będziesz się o to obwiniał, to ja się w końcu na ciebie pogniewam!
– Jeśli się na mnie pogniewasz, to ja się zabiję – obiecał z pełną powagą Byko.
– Ach, ty niedobry! – ofuknęła go Iza. – Nie mów tak nigdy!
Zadzwonił dzwonek na lekcję, ale nie zwrócili na to najmniejszej uwagi. Na korytarzu wszczął się ruch, koledzy z klasy powoli zeszli się pod salę, tylko oni we dwoje nadal siedzieli na ławce pod ścianą.
– Powiedz mi, Artur, dlaczego się do mnie nie odezwałeś? – zapytała Iza po dłuższej chwili ciszy. – Myślałam, że chociaż napiszesz smsa… Nie napisałeś.
– Bałem się – odparł Byko, spuszczając głowę.
– Ty się bałeś? – szepnęła z niedowierzaniem. – Taki komandos, karateka… i bałeś się wysłać zwykłego smsa? Czego się bałeś? Mnie?
Byko podniósł głowę, spojrzał na nią, szybkim gestem wyjął jej z rąk kwiaty i odłożył na bok, po czym ujął jej obie dłonie w swoje ręce.
– Tak, Iza, ciebie – powiedział poważnie, patrząc jej prosto w oczy. – Strasznie się bałem, jak zareagujesz. Chyba najbardziej tego, że mi w ogóle nie odpiszesz.
– Odpisałabym.
– Albo że napiszesz mi coś, co… co by mnie…
– Arcik, jak mogłeś tak o mnie pomyśleć? – zasmuciła się dziewczyna. – Myślałeś, że będę miała do ciebie pretensje? Do ciebie?
– Sam nie wiem… Chciałem, bardzo chciałem przyjść do ciebie do szpitala. Z takimi kwiatkami jak dzisiaj bym przyszedł… i z bombonierką. Ale też się bałem.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo bym się ucieszyła, gdybyś przyszedł… – powiedziała cicho.
– Izabela i Artur! – zabrzmiał tuż obok nich niski głos Maziara, który od kilkunastu sekund stał przed nimi i czekał na reakcję. – Widzę, że dzwonek na lekcję wam nie przeszkadza?
Byko spojrzał na niego przelotnie na wpół przytomnym wzrokiem i zupełnie ignorując pytanie, znów zwrócił się do Izy.
– Artur? – powtórzył nauczyciel. – Nie słyszeliście dzwonka? Lekcja trwa, proszę do sali.
Byko puścił dłonie Izy, zerwał się na równe nogi i spojrzał na niego z irytacją.
– A niechże mi sor głowy nie zawraca! – zawołał oburzony. – Tu się moje życie decyduje, co mnie obchodzi jakaś lekcja?!
Wystraszona Iza poderwała się za nim i chwyciła go za ramię.
– Arcik, przestań…
Maziar jednak spojrzał na niego z sympatią. Pracował z młodzieżą od trzydziestu lat, wiedział, że czasami dyscyplina musi ustąpić pola porywowi młodego serca, pamiętał, co o zachowaniu Byka w dzień wypadku Izy mówiła dyrektorka, widział bukiet różowych goździków na ławce przy dziewczynie i… uśmiechnął się.
– No dobrze, Artur – skinął pojednawczo głową. – Skończcie w takim razie tę arcyważną rozmowę, która zadecyduje o twoim życiu, a potem dołączcie do nas na lekcji.
Znów zostali sami. Byko patrzył na Izę, nie poświęciwszy oddalającemu się nauczycielowi ani cienia uwagi. Ona też zupełnie pominęła myślą epizod, który właśnie się rozegrał, choć jeszcze miesiąc wcześniej nie wyobrażałaby sobie takiej niesubordynacji.
– Ucieszyłabyś się, gdybym wtedy przyszedł? – powtórzył jej ostatnie słowa Byko, wstrzymując oddech.
– Bardzo, Arcik – potwiedziła z powagą. – Przez cały ten czas bardzo chciałam cię zobaczyć. Podziękować ci…
– Izunia – szepnął czule. – Ja muszę ci powiedzieć coś jeszcze…
– Poczekaj – zatrzymała go, domyślając się, o co mu chodzi. – Nie mów nic pochopnie. Przemyśl to najpierw jeszcze raz.
– Przemyślałem już milion razy… Nie wytrzymam.
– Arcik, daj mi jeszcze chwilkę. Powiesz mi za tydzień, dobrze?
– Teraz.
– Artur… ja cię proszę.
– No dobrze – westchnął z rezygnacją. – W takim razie jutro.
– Niech będzie jutro – uśmiechnęła się Iza. – Jutro po lekcjach.
– Jutro po lekcjach – powtórzył jak echo. – Tyle może wytrzymam.
– Odprowadzisz mnie jutro na przystanek i wtedy sobie spokojnie porozmawiamy, dobrze? Chyba że jeszcze zmienisz zdanie – zauważyła przekornie.
Byko spojrzał na nią z płomieniem w oczach.
– Nigdy nie zmienię zdania, Iza. Nigdy.

Poprzednie części:
(1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16) (17) (18) (19) (20) (21) (22) (23) (24) (25) (26) (27) (28) (29) (30) (31) (32) (33) (34) (35) (36) (37) (38) (39) (40) (41) (42) (43)
Dalsze części:
(45) (46) (47) (48) (49) (50) (51) (52) (53) (54) (55) (56) (57) (58) (59) (60) (61) (62) (63) (64) (65) (66) (67) (68)