Gluś (cz. 54)

Piotr siedział nieruchomo, patrząc w podłogę, którą coraz słabiej było widać, gdyż zapadł już zmrok, a on nie zapalił światła. Do pokoju zajrzała młodsza siostra.

– Mama cię pyta, czy chcesz zjeść obiad… Chcesz?

– Nie – odpowiedział cicho. – Dziękuję.

Ból, który teraz odczuwał, nie szarpał już gwałtownie, był ciągły i tępy, wypełniał każdą komórkę jego ciała, paraliżował duszę. Bał się poruszyć, by ból ten nie wybuchł ze zdwojoną mocą, nie wiedział bowiem, ile jest w stanie wytrzymać. Zamknął oczy, zaciskając z całych sił powieki, aż zakręciło mu się w głowie. Z otaczającego go mroku wychynęła powoli jasna, dziewczęca postać z jego dawnych snów, zwiewna i tajemnicza, czysta jak łza, niemal święta. Lecz kiedy mgła rozwiała się i zobaczył jej twarz, dojrzał na niej pogardliwy, kpiący uśmiech i rozbawione spojrzenie bursztynowych oczu.

Wiedział, że to już koniec. Postanowił zagrać jeszcze przez chwilę, jak ona, zagrać tylko po to, by móc odejść z honorem. Tylko tyle mu z tego zostało… Miał cały weekend na to, by pozbierać się jakoś z zewnątrz, posklejać po wierzchu rozbite na kawałki serce tak, aby jeszcze dzień lub dwa wydawało się całe, choć w rzeczywistości nie było już czego zbierać. Skupi w sobie całą siłę woli, żeby dobrze zagrać swoją rolę, żeby jakoś wytrzymać do końca, a potem… nie wiedział, co potem. Potem nie było już nic. Nie chciał o tym myśleć.

Do pokoju wsunął głowę ojciec.

– Piotrek? – rzucił w ciemność głosem, w którym brzmiało zaniepokojenie. – Nie jedziesz na trening?

– Dzisiaj nie, tato – odparł Piotr, starając się, by jego głos brzmiał spokojnie.

Pan Zalewski wycofał się, zamknął bezszelestnie drzwi i pokręcił głową z zafrasowaną miną, po czym wrócił do żony.

– Będą kłopoty – oznajmił jej przyciszonym, poważnym głosem.

– Ta dziewczyna?

– Na sto procent.

Rodzice Piotra od trzech miesięcy obserwowali zmiany, jakie zachodziły w ich synu. Widzieli, jak z chudego, przeciętnego i nieśmiałego nastolatka przemieniał się stopniowo w pewnego siebie, pełnego wigoru młodego mężczyznę o wysportowanej sylwetce i przepełnionych wewnętrznym blaskiem oczach. Nie było cienia wątpliwości, że źródłem i celem tej przemiany, tak spektakularnej i okupionej tak wielkim wysiłkiem, była dziewczyna, w której Piotr zakochał się do nieprzytomności. Nie zaprzeczał temu zresztą, choć nie chciał o tym rozmawiać, oni zaś nie nalegali. Czekali spokojnie, aż sam zacznie o tym mówić, a prędzej czy później przedstawi im swoją wybrankę. Teraz, kiedy gołym okiem widać było po nim, że przechodzi jakiś straszny kryzys, nie mieli wątpliwości, z czym jest on związany, i ogarnął ich niepokój. Mieli jednak nadzieję, że to tylko chwilowa burza, która szybko minie.

Źródło: unsplash.com

Poprzednie części:

(1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16) (17) (18) (19) (20) (21) (22) (23) (24) (25) (26) (27) (28) (29) (30) (31) (32) (33) (34) (35) (36) (37) (38) (39) (40) (41) (42) (43) (44) (45) (46) (47) (48) (49) (50) (51) (52) (53)

Dalsze części:

(55) (56) (57) (58) (59) (60) (61) (62) (63) (64) (65) (66) (67) (68)


Dodaj komentarz