W poniedziałkowy poranek szła do szkoły na wpół przytomna z niepokoju, z duszą przeszytą strachem. Czy Piotr będzie dziś w szkole? Czy go zobaczy? Czy dowie się, co stało się w piątek i dlaczego nie odzywał się przez cały weekend? Czy wszystko między nimi będzie nadal tak, jak było? Drżała na myśl o tym, że coś mogło się zepsuć.
Kiedy w szatni zobaczyła jego kurtkę i buty, wielki ciężar z łoskotem spadł jej z serca. Był… Za chwilę będzie mogła go zobaczyć, spojrzeć mu w oczy, usłyszeć jego głos. Gwałtowna radość i nadzieja uniosły ją jak na skrzydłach, uwierzyła nagle, że teraz już wszystko będzie dobrze, że to było tylko jakieś straszliwe nieporozumienie, że przez ten weekend poniosła już wystarczającą karę, a teraz go odnajdzie i już nigdy nie pozwoli mu tak zniknąć…
***
Spakował plecak do szkoły i stanął na środku swojego pokoju skupiony jak gladiator, który ma wyjść na arenę, by stoczyć walkę na śmierć i życie. Przed nim było wyzwanie, któremu mógł nie podołać, choć obiecał sobie, że ze wszystkich sił będzie się starał zachować zimną krew. Miał zobaczyć Basię.
I znów stanęła przed nim jak zjawa w całym blasku swej nieziemskiej urody, patrząca na niego wielkimi, bursztynowymi oczami z niewypowiedzianą czułością i słodyczą, rozchylająca swe obłędnie piękne usta, całe drżące ze wzruszenia, by powiedzieć mu to, co tak bardzo pragnął usłyszeć… Piotr zadygotał jak w ataku febry, zachwiał się i osunął na kolana.
– Boże! – wyszeptał żarliwie, czując, że nie poradzi dziś sobie bez metafizycznego wsparcia. – Daj mi siłę, żebym to wytrzymał…

Poprzednie części:
(1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16) (17) (18) (19) (20) (21) (22) (23) (24) (25) (26) (27) (28) (29) (30) (31) (32) (33) (34) (35) (36) (37) (38) (39) (40) (41) (42) (43) (44) (45) (46) (47) (48) (49) (50) (51) (52) (53) (54) (55) (56) (57) (58)
Dalsze części: