Patrzył na nią z uwielbieniem – w blasku świec wyglądała jeszcze bardziej zachwycająco niż kiedykolwiek. W głowie mu się nie mieściło, że kobieta może być aż tak piękna… Olśniewała go, upajała, rozpalała żywym ogniem, wpatrywał się w nią więc wygłodniałym wzrokiem, myśląc, że właśnie taką chce ją zapamiętać, wyryć sobie jej portret w pamięci w najdrobniejszych szczegółach, tak by mógł go z pełną wyrazistością przywołać, gdy będzie kiedyś leżał na łożu śmierci. Jednocześnie zastanawiał się, gdzie też mogła ukryć tę kamerkę, której oko, wycelowane w niego, czeka już zapewne w pogotowiu. Wiedział, że zbliża się chwila, gdy będzie musiał to zakończyć, pożegnać ją na zawsze, ale zwlekał jeszcze i z premedytacją kradł kolejne minuty, z których każda miała już być ostatnią.
Wreszcie nadeszła ta chwila. Piotr spoważniał, przechylił się lekko przez stół w stronę Basi i zanurzył wzrok w głębinach jej bursztynowych oczu.
– Basiu, muszę z tobą porozmawiać – powiedział cicho.
– Dobrze – szepnęła.
Serce biło jej jak szalone.
– Jesteś gotowa?
– Tak.
– Kamerka już włączona?
W jednej sekundzie z jej twarzy odpłynęła cała krew. Przed oczami zrobiło jej się ciemno, a całe ciało zdrętwiało, jakby dostała celny cios nożem w serce.
– Nie wiem wprawdzie, gdzie ją masz, ale to bez znaczenia.
Kiedy po chwili obraz znów względnie się wyostrzył, zobaczyła przed sobą zupełnie spokojną twarz Piotra. Nie było na niej ani kpiny, ani wyrzutu, nic, tylko spokój, straszliwy, przerażający spokój.
– Jak widzisz, wiem wszystko – mówił dalej opanowanym, choć może nieco smutnym głosem. – Wiem o waszym eksperymencie, wiem, jakie miałaś zadanie. Nie wiem co prawda, dlaczego akurat to miałem być ja, ale cóż, tak widać mi było pisane. Miałaś mnie uwieść, nagrać i wyrzucić jak śmiecia, nie wiem za co, bo nigdy ci nic złego nie zrobiłem… Rozumiem, że to miała być po prostu dobra zabawa. Jeśli chodzi o pierwszy etap, możesz sobie pogratulować, poszło jak z płatka, aż się dziwię, że poświęciłaś mi tyle czasu, skoro już pierwszego dnia byłem całkowicie w twojej mocy. Wkręcony na zimno, jak to nazywacie. Może tylko nie było tego po mnie widać.
Basia patrzyła na niego szeroko otwartymi, przerażonymi oczami. Nie była w stanie wyksztusić ani słowa, z trudem łapała oddech przez ściśnięte gardło.
– Cóż, Basiu – ciągnął łagodnym tonem Piotr. – Przykro mi, że filmik nie wyjdzie taki, jak sobie zaplanowałaś, ale takie jest życie. Czasami plany i nadzieje się walą, choćbyśmy tego nie chcieli. Moje też upadły… Nie chcę ci nic wyrzucać, bo to już i tak nic nie zmieni, stało się to, co się stało. Przeciwnie, chcę ci powiedzieć, że… dziękuję ci. Dziękuję ci za te trzy cudowne miesiące, których nie zapomnę do końca życia. Za te nadzieje, które podniosły mnie z błota i wyniosły do samego nieba. Za to, że byłaś blisko, że mogłem na ciebie patrzeć, czasami nawet cię dotknąć. Za to, co mi dałaś, chociaż od początku tylko udawałaś, grałaś swoją grę… Gdybym dostał dziś możliwość cofnięcia czasu, nie zmieniłbym nic, chciałbym przeżyć to wszystko jeszcze raz, tak samo. To był niezwykły, magiczny czas w moim życiu. Tego mi nikt nie odbierze.
Serce łomotało w piersiach Basi tak mocno, że była pewna, że za chwilę pęknie. Chciała mówić, krzyczeć, błagać – i nie mogła. Przeszywający ból paraliżował jej wszystkie nerwy, nie pozwalał wykonać najmniejszego ruchu, wydać z siebie najlżejszego dźwięku.
– Oboje rozumiemy doskonale, że to koniec – mówił dalej Piotr spokojnym, cichym głosem. – Jutro wrócisz na swoje miejsce do Anety. Na studniówkę znajdziesz sobie innego frajera, zresztą nie będzie z tym problemu, pół szkoły się za tobą ogląda… Miej satysfakcję, że wygrałaś. Z wyjątkiem tego filmiku eksperyment udał się znakomicie, wszystko poszło zgodnie z planem. Ale teraz już koniec gry, Basiu. The game is over.
Podniósł się z krzesła i spojrzał na nią z góry.
– Rachunek za kolację jest zapłacony – powiedział jeszcze, sięgając po swoją kurtkę i czapkę. – Możesz stąd wyjść, kiedy tylko będziesz chciała.
Po czym nachylił się nad stolikiem i jednym dmuchnięciem zgasił wszystkie świeczki.
– Żegnaj, Basiu – szepnął.
I odszedł.

Poprzednie części:
(1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16) (17) (18) (19) (20) (21) (22) (23) (24) (25) (26) (27) (28) (29) (30) (31) (32) (33) (34) (35) (36) (37) (38) (39) (40) (41) (42) (43) (44) (45) (46) (47) (48) (49) (50) (51) (52) (53) (54) (55) (56) (57) (58) (59) (60) (61) (62)
Dalsze części: