Gluś (cz. 64)

Widząc, jak odchodzi, patrząc na jego oddalającą się sylwetkę, którą tyle razy oglądała na tle światła padającego z okna na szkolnym korytarzu, porażona jeszcze jego słowami, przytłoczona symboliką siwych smużek dymu, które biegły w górę ze zdmuchniętych świec, Basia pękła. Rozkleiła się jak dziecko, łzy kaskadą popłynęły jej z oczu, chrapliwy szloch podniósł jej pierś i na chwilę odebrał resztki tlenu. A więc stało się to, czego tak się bała… Straciła go. Tak nagle i niespodziewanie. Straciła go, tracąc jego zaufanie i szacunek, a przez to najprawdopodobniej i jego miłość. Odchodził i zostawiał po sobie pustkę, piekielną otchłań, w którą teraz będzie już leciała bez końca. Stokroć bardziej wolałaby stracić życie…

Poczucie straszliwej klęski i końca świata splatało się w niej z rozpaczą, że nie dał jej szansy, nie poprosił o wyjaśnienie, zupełnie nie chciał jej wysłuchać. Przekreślił ją całkowicie i bezwarunkowo za ten cholerny eksperyment, o którym powiedział mu chyba sam diabeł… Bo któż to zrobił? Kto śmiał wyjawić mu ze wszystkimi szczegółami tajemnicę, o której sama chciała mu powiedzieć? Powiedziałaby mu wszystko, ale przecież nie tak… nie tak! Zrozumiała teraz, co musiał czuć w ten weekend i dlaczego się do niej nie odzywał, wszystko było jasne, ktoś mu to powiedział w piątek przed biologią. Nie mogły tego zrobić dziewczyny, były wtedy cały czas z nią… Więc kto?

Zrozumiała jednak, że to już nieważne. Dowiedział się tylko prawdy. Każdy detal eksperymentu, o którym mówił, był prawdziwy… nic dodać, nic ująć. Tyle że przecież w rzeczy samej to nie była prawda! To był tylko głupi plan, z którego ona zrezygnowała zaraz na początku, a potem pokochała go najszczerzej, całym sercem i duszą!

I oto nagle dotarło do niej, że to przecież nie eksperyment jako taki był tu problemem, ale to, że Piotr nie znał całej prawdy. Sądząc, że wie wszystko, nie wiedział tak naprawdę nic! Nie mogła go z tym zostawić, nie mogła pozwolić mu odejść, musiała go zatrzymać, dziś, teraz, natychmiast! Kto wie, jutro może już będzie za późno…

Zerwała się od stolika, wybiegła za nim, po drodze łapiąc płaszcz i szybko zarzucając go na ramiona. Trzymając w ręce czapkę, której nie miała już czasu założyć, wypadła na ulicę z gołą głową i rozwianymi włosami. Rozejrzała się gorączkowo, ale Piotra nigdzie nie było widać. W ostatnim ułamku sekundy dostrzegła jego wysoką sylwetkę znikającą w mroku jednej z wąskich uliczek starego miasta, podrzędnej uliczki prowadzącej donikąd, w jakieś ciemne zaułki, tak jakby szedł bez celu, gdziekolwiek przed siebie… Rzuciła się za nim biegiem.

Źródło: unsplash.com

Poprzednie części:

(1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16) (17) (18) (19) (20) (21) (22) (23) (24) (25) (26) (27) (28) (29) (30) (31) (32) (33) (34) (35) (36) (37) (38) (39) (40) (41) (42) (43) (44) (45) (46) (47) (48) (49) (50) (51) (52) (53) (54) (55) (56) (57) (58) (59) (60) (61) (62) (63)

Dalsze części:

(65) (66) (67) (68)


Dodaj komentarz