Lodzia Makówkówna – Prolog (cz. 1)

– Dziecko, ja ci nie będę dziesięć razy powtarzać, że mnie nie obchodzi, jaki jest dzisiejszy świat – Mamusia nie miała zamiaru dać się przekonać i nie wydawało się, by dalsze tłumaczenia w ogóle miały sens. – Masz już prawie dziewiętnaście lat, do dwudziestki niedaleko, a w tym wieku w naszej rodzinie nie wypada być starą panną i koniec.

– Jaką starą panną, mamo, zlituj się… – westchnęła z rezygnacją Lodzia. – Przecież ja dopiero kończę liceum, nikt o zdrowych zmysłach nie myśli w tym wieku o małżeństwie! To nie jest średniowiecze. Wszyscy moi koledzy idą w przyszłym roku na studia…

– Lodziu, nie pyskuj! – zirytowała się Mamusia. – O studiach porozmawiamy, jak zdasz maturę, ale to i tak rzecz drugorzędna. Dziewczyna ma się przede wszystkim nauczyć porządnie prowadzić dom, a nie tylko studiować bzdury i najlepsze lata marnować na tak zwaną karierę zawodową… To zadanie dla mężczyzn, których zresztą od początku trzeba przyzwyczajać do odpowiedzialności. Im wcześniej, tym lepiej. To jakaś choroba dzisiejszej cywilizacji, żeby zakładanie rodziny odwlekać do trzydziestki!

– Ja wyszłam za mąż w wieku siedemnastu lat i nie uważam, żeby to było za wcześnie – ogłosiła kategorycznie Babcia. – A twoja Prababcia urodziła swoją najstarszą córkę, zanim skończyła osiemnaście. I przynajmniej coś z tego było. A teraz co? Zgorszenie z tą młodzieżą… Poza tym tradycja, Lodziu… tradycja!

Lodzia wywróciła z poirytowaniem oczami, ale na widok groźnej miny Babci wyprostowała się na krześle i przybrała na powrót standardową, pokorną minę.

– Lodzieńko kochana, przecież i tak zostaniesz z nami w domu – tłumaczyła jej łagodnie Ciotka Lucy. – Nigdzie cię stąd nie puścimy, a tego chłopca przyjmiemy jak swojego.

– Ciociu, błagam – jęknęła Lodzia. – Jakiego znowu chłopca?

– Twojego przyszłego męża – wyjaśniła stanowczo Babcia. – Tak było od pokoleń, dziecko, nie ma o czym dyskutować. Na początek zamieszkacie sobie u nas razem na górze, a jak będziecie trochę starsi, to będziecie się oczywiście mogli wyprowadzić. Wszystko w swoim czasie.

– Ale, babciu, skąd ja wam wezmę tego… chłopca? – pokręciła głową Lodzia, upatrując w tym argumencie swej głównej deski ratunku. – Mnie się jeszcze żaden nigdy nie spodobał. I zupełnie mnie to nie interesuje! Kiedyś może tak, ale nie teraz. Pomijając już to, że w moim wieku żaden chłopak nie myśli o takich rzeczach… To nie te czasy, uwierzcie!

– O to ty się nie martw, Lodziu – uśmiechnęła się uspokajająco Mamusia. – W sobotę wszystko się zmieni.

– Zaczniesz nowe życie – zapewniła ją czule Ciotka.

– To znaczy? – zapytała zmrożona niepokojem dziewczyna.

– Zobaczysz, Lodzieńko, zobaczysz – pokiwała tajemniczo głową Babcia. – Tradycja tradycją, ale przecież jak mogłybyśmy nie pomyśleć i o twoim osobistym szczęściu?

– Niczym się nie przejmuj, dziecino – dodała Ciotka. – Już my się wszystkim zajmiemy.

„Jeszcze tego mi tylko brakowało!” – pomyślała ze zgrozą Lodzia. – „Ja kiedyś naprawdę zwariuję w tym domu!”

W domu Lodzi Duch Czasu nie miał za wiele do gadania. Wielopokoleniowy matriarchat, reprezentowany współcześnie przez Wielką Triadę, czyli Babcię, Mamusię i Ciotkę Lucy, zazdrośnie chronił odwiecznych praw i obyczajów szlachetnego rodu Makówków, nie pozwalając na odstępstwa od uświęconych tradycją dogmatów. Jednym z nich było – na nieszczęście dla udręczonej Lodzi – obowiązkowe zamążpójście Makówkówien przed ukończeniem lat dwudziestu, w przeciwnym razie delikwentce groziło zyskanie niechlubnego miana starej panny, do tego zaś szanująca się matka dopuścić nie mogła, gdyż hańba mogła spłynąć również na nią, a także na przodków do czternastego pokolenia wstecz.

Tak się składało, że w rodzinie Makówków mężczyźni nie mieli prawa głosu i chyba właśnie to było główną przyczyną kłopotów biednej Lodzi – w tym domu od pokoleń po prostu brakowało jaj. Cojones* i testosteron były towarem niedostępnym i nieprzewidzianym w programie, a jeśli już, to co najwyżej w dawkach homeopatycznych. Obdarzone energicznym charakterem Makówkówny dziwnym jakimś trafem – a może raczej metodycznie – na mężów wybierały sobie samych potulnych mężczyzn pozbawionych własnego zdania, którzy nie tylko szli z miejsca grzecznie pod pantofel jak woły na rzeź, ale wręcz bardzo to sobie chwalili. Tradycją było również to, że wprowadzani do rodziny mężczyźni do swojego nazwiska dodawali wdzięczne nazwisko żony, a ich dzieci nosiły to ostatnie wręcz obowiązkowo.

Z uwagi na panujący w rodzie model matriarchalny kojarzeniem owych małżeństw zawiadowały dziarskie bojówki matek i babć, starannie dobierając odpowiednich kandydatów. Ponieważ panny Makówkówny od pokoleń były niebrzydkie, a sądząc po zdjęciach pieczołowicie przechowywanych w rodzinnych albumach, niektóre z nich wyróżniały się wyjątkową urodą, wybrankowie los swój traktowali jako zaszczyt i zazwyczaj szczęśliwie przeżywali swoje życie u ich boku, nie musząc się martwić o nic oprócz zarabiania pieniędzy, które natychmiast potulnie deponowali na ręce swoich żon.

Kolejnym dziwnym trafem, zrządzeniem losu, a może w wyniku jakiejś nieodgadnionej dominacji genów w rodzinie Makówków rodziły się praktycznie same dziewczynki. Na przestrzeni kilku ostatnich pokoleń ród doczekał się tylko dwóch potomków męskich, co zapewne dzielne panie domu uznawały za swoiste wypadki przy pracy. Jednym z nich był cioteczny kuzyn Prababci, który zmarł już dawno temu w stanie starokawalerskim i o którym Lodzia niewiele wiedziała, drugim zaś jej własny wuj Edward, starszy brat Mamusi, którego przewrotny los jako jedynego mężczyznę w rodzie postanowił wyposażyć w prawdziwe cojones, co naturalnie nie mogło skończyć się dobrze.

Historia wuja Edwarda była przed Lodzią starannie ukrywana jako mroczny punkt na świetlistym sztandarze rodu. O jego istnieniu dziewczyna dowiedziała się z tajnej rozmowy Babci i Mamusi, niechcący podsłuchanej pod koniec podstawówki. Z tych skąpych półsłówek wynikało, iż po którejś z rodzinnych awantur, jakie regularnie urządzała mu o byle co Babcia przy kompletnej bierności Dziadka, nieposłuszny Edzio, doprowadzony do stanu furii, zbuntował się definitywnie, trzasnął drzwiami rodzinnego domu i poszedł w świat, by „móc wreszcie normalnie pożyć”, jak podobno powiedział na odchodne.

Oczywistym jest, że taki afront nie mógł zostać łatwo wybaczony. Co prawda po latach, kiedy emocje już opadły, marnotrawny syn dostał kilka szans na pokorny powrót na łono rodziny, ale ponieważ uparcie odmawiał skorzystania z tej łaski, został definitywnie wyklęty ze świętego rodu, zaś fotografie z jego podobizną zniknęły z rodzinnych albumów jeszcze przed przyjściem na świat Lodzi. Z urywków innej rozmowy, która wpadła jej w ucho już później, w początkach liceum, dziewczyna wywnioskowała, że wyklęty Edzio poradził sobie w życiu całkiem nieźle, założył firmę, która po kilku latach zaczęła przyzwoicie prosperować, a nawet ożenił się i miał dwoje dzieci, ściślej dwóch synów, co naturalnie tym bardziej świadczyło o jego wyrodnej naturze.

Przez jakiś czas Lodzia próbowała nawet odnaleźć więcej danych na temat wuja Edwarda, który – nie wiedzieć czemu – swoją butną postawą wzbudzał w niej same ciepłe uczucia. Jednak ponieważ wuj po akcie rodowej apostazji zmienił nazwisko, a wypytywanie o niego Wielkiej Triady nie wchodziło w grę, nie miała żadnego punktu zaczepienia i musiała zadowolić się wiedzą, że gdzieś tam w świecie, być może całkiem niedaleko, miała dwóch kuzynów w zapewne dość zbliżonym do niej wieku.

(c.d.n.)

——————————————————————————————————————-

* cojones (hiszp.) – jaja, przen. odwaga.

Autor grafiki: moja córka Maria

Dalsze części:

Prolog (2) (3)

Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)

Epilog (1) (2) (3) (4) (5)

Wpis wprowadzający:

„Lodzia Makówkówna” czyli romans humorystyczny – zapowiedź


Dodaj komentarz