Lodzia Makówkówna – Rozdział I (cz. 6)

Lodzi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zachwycona niespodziewaną chwilą przerwy w ceremonii, wybiegła do przedpokoju i ufnie odryglowała drzwi. Przygotowana na widok sąsiadki Matyldy czyli swej mistrzyni szydełkowania, kobiety leciwej i z założenia niegroźnej, omal nie zemdlała na miejscu wzorem szlachetnych przodkiń Makówkówien, które według rodzinnych legend zawsze obowiązkowo mdlały w traumatycznych okolicznościach. Właściwie nie wiadomo, jak to się stało, że nie wrzasnęła na całe gardło, chyba po prostu dech jej zaparło na widok, który ujrzała za drzwiami.

Przed nią, na schodkach wejściowych oświetlonych nędznym światłem słabej żarówki stał osobnik płci męskiej w poszarpanym, brudnym od błota ubraniu, z okropnie podbitym okiem i twarzą zalaną krwią. Przytrzymywał sobie przy jednym oku przesączoną już chusteczkę, co wraz z wydatną śliwką pod drugim okiem sprawiało, że rysów jego twarzy nie dało się konkretnie określić. Lodzia zdołała ocenić tylko pobieżnie po sylwetce, że mógł mieć między trzydzieści a czterdzieści lat. Zauważyła też, że jego strój, prezentujący obecnie klasyczny obraz nędzy i rozpaczy, musiał być wcześniej ubraniem dobrej jakości, nie był to więc bezdomny ani żul spod budki z piwem, wyglądał raczej na jakiegoś bandziora świeżo po starciu gangów. Ta ostatnia hipoteza wydała jej się najtrafniejsza, zwłaszcza że kiedy otwierała drzwi, obejrzał się akurat za siebie niespokojnym wzrokiem, jakby go ścigano.

Pomyślała w przestrachu, że za chwilę wplącze się niechcący w jakąś kabałę i że najlepiej będzie chyba zawołać Mamusię. Z drugiej strony skrwawiona fizis delikwenta mogła przyprawić rodzicielkę o atak histerii, a właśnie mieli gości… Zawahała się i jednak postanowiła nie krzyczeć. Wszystko to trwało zaledwie kilka ułamków sekundy. Na szczęście nigdy nie bała się widoku krwi, jednak myśl, że stoi właśnie oko w oko z jakimś być może groźnym przestępcą, sprawiła, że odruchowo cofnęła się o krok. Bandzior zareagował natychmiast i ku jej przerażeniu wskoczył za nią do środka, przymykając drzwi.

– Przepraszam bardzo – odezwał się przyciszonym głosem. – Czy nie miałaby pani czegoś do zatamowania krwi? Jakiś kawałek chusteczki, ręcznika, cokolwiek…

– Oszalał pan? – odszepnęła z furią Lodzia, odzyskując głos. – Gdzie się pan pakuje, do cholery! Proszę stąd natychmiast wyjść!

Mówiąc to, podniosła głowę i popatrzyła na niego wzrokiem ciskającym pioruny, zmrożona dodatkowo makabrycznym widokiem z bliska jego obitej gęby.

– Lodziu, kto to? – dobiegł z salonu głos Mamusi.

Głos ten, choć raczej przyjazny i przyciszony z racji odległości, sprawił, że mocno już zdenerwowaną dziewczynę ogarnęła gwałtowna panika. No, niech teraz Mamusia zobaczy tu tego bandziora, niech się tylko zorientuje, że wysłana do otwarcia drzwi córka pozwoliła mu wejść do środka! Należało się go natychmiast pozbyć! Spojrzała na niego w popłochu, zamierzając czym prędzej wypchnąć go z powrotem za drzwi, ale bandzior stał nieruchomo jak wryty w podłogę i z jego zachowania wywnioskowała, że prędzej da się zabić, niż wyjdzie teraz na zewnątrz – bez wątpienia ktoś go musiał ścigać.

„Pewnie chce się tu zabunkrować” – pomyślała z przestrachem. – „Przeczekać, aż ci, co go gonią, pójdą sobie, i dopiero wtedy wyjść. Jak go zacznę wypychać, to jeszcze mnie udusi… Ale nie, bez przesady, niedoczekanie, ja nie będę bunkrować żadnych bandziorów!”

– Proszę się wynosić! – wysyczała z irytacją.

Bandzior drgnął, ale nadal stał nieruchomo w miejscu, patrząc na nią jakimś dziwnym wzrokiem. Tymczasem płynęły cenne sekundy.

„On stąd nie wyjdzie, póki tamci się tu kręcą, to jasne” – rozumowała w panice Lodzia. – „Za pięć minut już pewnie sobie pójdzie bez problemu… ale nie teraz! Co robić? Ja się z nim bić nie będę, załatwiłby mnie jednym chwytem. Babcia dostanie zawału…”

Świadoma tego, że nie ma najmniejszych szans wygrać z bandziorem w siłowej przepychance, na myśl o dantejskim piekle, jakie za chwilę się rozpęta, jeśli ktokolwiek z domowników wejdzie do przedpokoju i zobaczy to krwawe widmo, Lodzia rozejrzała się rozpaczliwie i w panicznym zaniku władz umysłowych podjęła dramatyczną decyzję. Otworzyła przepastną szafę pod schodami, w której przechowywane były szczotki, wiadra, mopy, szmaty do podłogi i wszelkiej maści produkty chemiczne służące do utrzymywania czystości, po czym nie próbując już nawet myśleć logicznie, złapała za ramię i wepchnęła tam jakąś nadludzką siłą bandziora, który w osłupieniu stawił jedynie przez krótki moment symboliczny opór.

– Proszę tu cicho siedzieć! – rzuciła za nim w czeluść szafy rozkazującym szeptem. – Nie ruszać się! Nie gadać! Nie oddychać!

– Lodziu! Odpowiadaj! Kto przyszedł? – w głosie Mamusi zabrzmiała nuta irytacji. – Lucynko, idź zobacz, co się tam dzieje…

Ledwie spanikowana dziewczyna zdążyła zatrzasnąć drzwi od szafy i długim susem odskoczyć jak najdalej od schodów, gdy do przedpokoju wparowała Ciotka Lucy.

– Lodziu! Dlaczego się nie odzywasz, jak cię matka woła? Kto to był?

– N…nie wiem – wydukała niepewnie Lodzia, usiłując za wszelką cenę dojść do siebie. – Jakiś człowiek… Pytał, czy mam chusteczkę.

– Jaką znowu chusteczkę? – Ciotka Lucy przyjrzała jej się nieufnie. – O co tu chodzi?

– Nie wiem – odparła już nieco spokojniej. – Prosił o chusteczkę.

– I dałaś mu?

– Nie.

– Dziwne – pokręciła głową Ciotka. – Poszedł już sobie chociaż?

Lodzia kiwnęła tylko niewyraźnie głową, gdyż jawne łgarstwo nie chciało jej przejść przez gardło. Ciotka Lucy popatrzyła z niezadowoleniem na uchylone jeszcze drzwi wyjściowe, wzdrygnęła się lekko, podeszła do nich, zatrzasnęła, po czym ku przerażeniu Lodzi przekręciła klucz w zamku, wyjęła go i schowała sobie do kieszeni.

„No to koniec” – pomyślała zdruzgotana dziewczyna. – „Katastrofa, mogiła… i amen!”

– Wracamy do gości – syknęła Ciotka, ciągnąc ją stanowczym ruchem za rękaw w stronę salonu, a drugą ręką gasząc światło w przedpokoju.

Na ostatnim zakręcie Lodzia rzuciła jeszcze niespokojne spojrzenie w stronę ciemnych już teraz schodów, nie dobiegał jednak stamtąd żaden dźwięk. Wróciły do salonu.

Źródło: unsplash.com

Poprzednie części:

Prolog (1) (2) (3)

Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5)

Dalsze części:

Rozdział I (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)

Epilog (1) (2) (3) (4) (5)


Dodaj komentarz