Przez długie chwile Lodzia usiłowała ochłonąć i względnie skomponować twarz. Dopytywana o wydarzenia z przedpokoju próbowała bagatelizować, ale czuła, że jej ruchy zdradzają niepokój, miała wrażenie, że wszyscy widzą, że siedzi jak na szpilkach. Wreszcie po kilku minutach dali jej spokój i wrócili do przerwanej konwersacji, zostawiając jej odrobinę czasu na zastanowienie. Myśl, że właśnie schowała jakiegoś skrwawionego, nie wiadomo jak ciężko rannego gangstera w szafie na szczotki, porażała ją niemal do nieprzytomności.
„A niech to szlag!” – myślała w panice. – „Oszalałam chyba! Po cholerę ja go bunkrowałam? Trzeba było wrzeszczeć od razu, co mnie obchodzi, że one by się zleciały… Przecież to jakiś bandzior! Boże drogi, co mi odwaliło!”
Nie miała wątpliwości, że prędzej czy później zrobi się z tego gigantyczna awantura. Albo zamknięty w szafie bandyta zaraz ochłonie z pierwszego szoku i zacznie się dobijać, albo (co gorsza!) wykrwawi się pod tymi schodami na śmierć. W jednym i w drugim przypadku jej sytuacja była beznadziejna. Jeśli uwięziony gangster zacznie się za chwilę domagać wypuszczenia ze schowka, wybuchnie wielki skandal i całe odium spadnie oczywiście na nią, gdyż to ona będzie musiała wytłumaczyć, jakim cudem się tam znalazł. Przecież nawet idiota by się domyślił, kto go tam zamknął… Jeśli zaś wykrwawi się i wyciągnie nogi w towarzystwie szczotek i mopów Ciotki Lucy, to co ona, do licha, zrobi z ciałem?! Zostawi je na noc w szafie? Ciotka przecież jutro zajrzy tam po szczotkę, znajdzie skrwawionego trupa i sama dostanie zawału… A policja już ma swoje sposoby, żeby ustalić, kto go tam wpakował, ostatecznie i tak wszystko będzie na nią!
„I w dodatku zabroniłam mu oddychać!” – przypomniała sobie zdruzgotana. – „No jasne, on się tam wykrwawi i udusi, ile tam może być powietrza, pewnie niewiele… To już chyba lepiej, jakby jednak zaczął się drzeć…”
Z przedpokoju nie dobiegał jednak żaden hałas. Rozmowa przy stole spokojnie toczyła się dalej, Karol stoicko konsumował makowiec, zaś Lodzia, nie mogąc z nerwów usiedzieć na jednym miejscu, biegała wokół stołu i dokładała wszystkim ciasta oraz dolewała herbaty bez względu na to, czy tego chcieli czy nie. Upływały długie, niemiłosierne minuty, podczas których jej myśli biegły tylko w jedno miejsce – do szafy pod schodami. Co robi teraz bandzior? Czy jeszcze żyje? Może siedzi tam tak cicho, bo właśnie stracił przytomność? Przecież to nienormalne, żeby nie krzyczeć i nie żądać wypuszczenia z ciasnej i ciemnej kryjówki, powinien mu się już włączyć instynkt samozachowawczy!
Władowawszy stanowczym gestem ostatni kawałek ciasta na talerz Tatusia, Lodzia spojrzała w nagłym olśnieniu na pustą tacę.
– Może przyniosę jeszcze kawałek makowca z kuchni? – zaproponowała, starając się, by jej głos zabrzmiał naturalnie i obojętnie.
– A tak, Lodzieńko, przynieś – skinęła głową Ciotka Lucy, zadowolona, że makowiec, jej wielki specjał, tak bardzo wszystkim posmakował. – I jeszcze przynieś drugi nóż, bo ten wytarłam i niech już będzie do sernika.
– Dobrze, ciociu – odparła grzecznie Lodzia i zabierając ze sobą pustą tacę, poszła w stronę drzwi.
Ledwie z dystynkcją przekroczyła próg i zniknęła im z pola widzenia, długim susem (na tyle zwinnym, na ile pozwalała jej welurowa suknia i trzymana w rękach taca) rzuciła się w stronę schodów i przyłożyła ucho do zamkniętych drzwi od szafy na szczotki. Nie dobiegał stamtąd żaden, nawet najlżejszy dźwięk.
„A niech to!” – pomyślała z niepokojem. – „On się tam chyba naprawdę przekręcił!”
Panika podpowiadała jej, że nawet jeśli bandzior jeszcze żyje, to długo to nie potrwa, bo ma coraz mniej powietrza i ciągle traci krew, która zaraz pewnie zacznie wyciekać przerażającą strużką spod drzwi schowka na szczotki… Trzeba było go stamtąd natychmiast wypuścić i jakoś mu to zatamować! Nie miała jednak na to czasu, wiedziała, że jeśli za chwilę nie pojawi się w salonie, ktoś za nią wyjdzie i zacznie jej szukać. No bo ileż czasu można spędzić na wyjściu do kuchni po głupie ciasto?
Poderwała się na tę myśl i w przebłysku przytomności umysłu pobiegła do kuchni, gdzie załadowawszy na tacę wielki kawał makowca wraz z nożem, skoczyła do wiszącej na ścianie szafki, w której panie domu przechowywały wszelkiego rodzaju medykamenty. Zdenerwowanymi ruchami wyciągnęła stamtąd na chybił trafił jakieś gazy, plastry i bandaże, wodę destylowaną i jodynę, owinęła to szybko w ścierkę do talerzy i wyniosła do przedpokoju, kładąc zawiniątko na podłodze przy schodach, tuż obok schowka na szczotki. Następnie biegiem wróciła do kuchni, złapała przygotowaną tacę z makowcem i wyhamowując dopiero przed progiem salonu, spokojnym, dystyngowanym krokiem wniosła ciasto i położyła je na stole. Ponieważ jednak wszyscy mieli już serdecznie dość makowca, nikt się tym specjalnie nie zainteresował.
– Siadaj, Lodziu – poleciła Mamusia, odwracając na chwilę głowę w jej stronę.
Lodzia usiadła zrozpaczona, zastanawiając się w panice nad kolejnym pretekstem, który umożliwiłby jej wyjście z salonu choć na kilka minut.
„Herbata!” – pomyślała w natchnieniu.
– Może doparzę jeszcze herbaty? – zaproponowała, podnosząc się w połowie z krzesła.
– A nie, ja już dziękuję – pokręciła głową matka Karola.
– Ja też – dodała Mamusia i rozejrzała się po reszcie uczestników podwieczorku. – Czy ktoś chciałby jeszcze herbaty?
Nikt się nie zgłosił.
– Nie trzeba, Lodziu – uśmiechnęła się Mamusia i spokojnie wróciła do rozmowy.
(c.d.n.)

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6)
Dalsze części:
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)