Po powrocie do domu zmęczona dziewczyna zamierzała natychmiast zabunkrować się na górze w swoim pokoju, jednak okazało się to niemożliwe. W przedpokoju czekały na nią podekscytowane Mamusia i Babcia.
– Policja u nas była! – oznajmiła córce Mamusia, ledwie ta przekroczyła próg.
– Co takiego? – Lodzia zbladła i odruchowo przytrzymała się futryny dla zachowania równowagi, gdyż z wrażenia zakręciło jej się w głowie.
– Policja! – powtórzyła za Mamusią Babcia. – W sprawie morderstwa na Wertera!
– Właśnie pan komisarz wyszedł od nas, dosłownie pół godziny temu – podjęła z przejęciem Mamusia. – Chodź, Lodziu, zjesz obiad i poczekamy na Lucy. Jak wróci, to wam wszystko opowiemy.
Lodzia, odzyskawszy względną równowagę, poszła za nimi do kuchni. Nogi miała jeszcze jak z waty, ale już czuła ogromną ulgę. W pierwszej chwili była pewna, że za moment zwalą się na nią piekielne gromy, gdyż policja wie już wszystko o jej wyczynach z pamiętnej, listopadowej soboty i właśnie opowiedziała o tym Mamusi. Widząc jednak po zachowaniu rodzicielki, że nic takiego raczej się nie stało, odetchnęła nieco i usiadła posłusznie nad obiadem. Mamusia i Babcia, szepcząc konspiracyjnie, wyszły na szczęście z kuchni i zostawiły ją samą.
„Policja!” – myślała gorączkowo Lodzia. – „W sprawie morderstwa na Wertera! Po takim czasie! Już minęło z sześć tygodni, czego oni jeszcze mogą chcieć? Przecież nie złapali bandziora, skoro dzisiaj tam był…”
Jak błyskawica przed oczami przemknęła jej twarz tamtego człowieka, jego spojrzenie skierowane wprost na nią poprzez gęsto padający śnieg… Czy to był rzeczywiście on?
„Niekoniecznie” – myślała dalej, grzebiąc bezwiednie widelcem w talerzu z pięknie pachnącym bigosem. – „Trochę podobny i tyle. Właściwie to wyglądał całkiem inaczej niż tamten, miał taki długi, elegancki płaszcz… To przecież zupełnie nie ten styl. Jula ma rację, chyba mam jakąś manię prześladowczą. Ale te oczy…”
Na wspomnienie owych oczu Lodzia drgnęła i gwałtownie szarpnęła widelcem. Packa bigosu chlapnęła na biały, pięknie wykrochmalony obrus.
– O szlag! – szepnęła. – Babcia mnie zabije!
Jednak natychmiast zapomniała o tym i znów zatonęła w niespokojnych myślach.
„Jeśli dziś to nie był on, to może jednak go złapali?” – rozumowała nerwowo. – „Policja może coś wie, ale nie wiadomo ile, przyszli na razie tylko powęszyć… A niech to, już myślałam, że to się skończyło!”
Rozległ się suchy trzask drzwi wejściowych, to wróciła Ciotka Lucy. W przedpokoju zapanował harmider, Mamusia i Babcia, które na dźwięk zamykanych drzwi wypadły z głębi domu, przekrzykiwały się, informując nowo przybyłą o najświeższej rewelacji. Po chwili Wielka Triada w komplecie wpadła do kuchni.
– Siadaj, Lucynko, gdzieś ty nam akurat dziś przepadła! – wołała Mamusia, usadzając Ciotkę na krześle obok Lodzi. – My tu na ciebie czekamy i siedzimy jak na szpilkach!
– Podprowadziłam trochę Klocię i przez to autobus mi uciekł – wyjaśniła Ciotka, z ulgą opadając na krzesło. – A wcześniej dwie godziny siedziałyśmy u pana mecenasa, nawet dwie i pół… Ale mówcie, mówcie, co z tą policją?
– Lodziu, jak ty jesz! – załamała ręce Babcia. – Cały obrus pochlapany! Dziecko, ile razy mam ci mówić, żebyś uważała przy jedzeniu! Przecież nawet przedszkolaki tak nie chlapią!
– Przepraszam – odparła pokornie Lodzia. – Tak mi się rzeczywiście chlapnęło… Po obiedzie to upiorę.
– A, już daj jej spokój, mamo! – machnęła ręką Mamusia i zwróciła się do Ciotki. – Był u nas pan komisarz, jeszcze z takim drugim. Niecałą godzinę temu wyszli, żałowali, że nie było nas wszystkich w komplecie… O, Mareczku, dobrze, że jesteś, zjesz obiad – dodała na widok wchodzącego właśnie Tatusia. – Siadaj tu naprzeciwko Lodzi, tylko uważaj, bo nam pochlapała obrus, żebyś się nie wysmarował tym bigosem.
– Zosiu, ja mu podam obiad, a ty opowiadaj dalej Lucynce – powiedziała Babcia, zdejmując pokrywkę z garnka z bigosem.
Postawiła przed zięciem dymiący talerz.
– Dziękuję – skinął głową Tatuś i uśmiechnął się do Lodzi, która odwzajemniła mu uśmiech z drugiej strony stołu.
(c.d.n.)

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Dalsze części:
Rozdział II (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)