Lodzia Makówkówna – Rozdział II (cz. 12)

– Przyszli pytać o to morderstwo na Wertera – tłumaczyła dalej Ciotce podekscytowana Mamusia.

– O morderstwo! – wykrzyknęła Ciotka. – Przecież to już było dawno temu!

– Tak, już pięć czy sześć tygodni. Ale oni ciągle szukają tego mordercy, pan komisarz powiedział, że teraz rozszerzają zasięg… czy coś takiego. W każdym razie sprawdzają dalszą okolicę, dzisiaj byli u nas na Czeremchowej, no i przyszli nas przesłuchać, znaczy mnie, mamę i Mareczka, bo tylko my byliśmy w domu. Pytali, czy czegoś nie widzieliśmy. U Matyldy byli wcześniej, już z nią rozmawiałam, wychodzi na to, że wszędzie pytają o to samo.

– I co im powiedzieliście?

– No, a co mogliśmy powiedzieć? – zdziwiła się Mamusia. – U nas przecież nic się nie działo. To morderstwo było w tę sobotę, kiedy Lodzia miała podwieczorek zapoznawczy z Karolkiem, ja już nawet dobrze nie pamiętam, jaki to był dzień… Mamo, którego to było?

– Czwartego listopada – przypomniała Babcia. – Przecież mówił ten policjant… Pamiętasz, to było zaraz po Wszystkich Świętych.

– A tak, faktycznie, czwartego – Mamusia klepnęła się lekko ręką w czoło. – No więc powiedziałam mu, że u nas nic się nie działo, wszyscy byliśmy w domu i mieliśmy gości. Zresztą od Wertera to już jest daleko, ja im się w ogóle dziwię, że czegoś tu szukają.

Na wpół zdrętwiała z niepokoju Lodzia bynajmniej się temu nie dziwiła.

„Skubańcy” – pomyślała z trwogą, ale i z rodzajem uznania. – „Nieźle kombinują! Dobrze, że nie było mnie w domu, bo po samej mojej minie zorientowaliby się, że coś wiem!”

– Pan komisarz pytał, czy nie widzieliśmy niczego podejrzanego, czy nikt nie przechodził, bo czasami ktoś może przypadkowo wyjrzeć przez okno i akurat zobaczyć coś ważnego – ciągnęła z przejęciem Mamusia. – Ale mówiłam mu, że u nas byli goście i siedzieliśmy cały czas w salonie. Ja to ani razu stamtąd nie wyszłam, dopiero jak goście wyjeżdżali, ale wtedy też nic nie widziałam.

– Najwięcej Lodzia wychodziła… – zauważyła na wpół bezmyślnie Ciotka Lucy.

Na te słowa wszystkie trzy skamieniały, na chwilę zapadła złowieszcza cisza i potrójne spojrzenie głodnej kobry spoczęło na strwożonej Lodzi.

– Lodziu! – wykrzyknęła ze zgrozą Mamusia. – Przecież ty wtedy komuś otwierałaś drzwi! Na śmierć o tym zapomniałam! Kto to był?!

– Nie wiem – odparła blada jak ściana Lodzia. – Jakiś człowiek, już nie pamiętam…

– Ale to przecież może być bardzo ważne! – zawołała Babcia. – On pytał o coś dziwnego… naprawdę nie pamiętasz, co to było?

Lodzia na wszelki wypadek pokręciła przecząco głową.

– O chusteczkę! – rzuciła w natchnieniu Ciotka Lucy. – Przypomnij sobie, Lodziu, sama mi mówiłaś… No, no, ja ci powiem, Zosiu, że to jest bardzo, ale to bardzo podejrzane! Przecież on dzwonił do tych drzwi jak po ogień, a jak ja weszłam do przedpokoju, to już go nie było. Tylko Lodzia go widziała!

Mamusia spojrzała stanowczo na drżącą z niepokoju córkę.

– Cóż, dziecko – oznajmiła autorytarnie. – Nie będziemy przecież niczego ukrywać. Musisz złożyć zeznania na policji. Umówię cię jutro albo pojutrze z panem komisarzem i wszystko mu opowiesz.

„Tylko nie to!” – jęknęła w myślach Lodzia. – „Ratunku…”

Postanowiła bronić się do ostatniej kropli krwi.

– Ale, mamo, ja już prawie nic z tego nie pamiętam – odparła z determinacją, zdecydowana skłamać, żeby odsunąć od siebie podejrzenia. – To był jakiś… starszy pan.

– Starszy pan? – zdziwiła się Babcia. – I chciał od ciebie chusteczkę?

– No tak – łgała gładko na poczekaniu, czując narastającą w duszy panikę. – Ale jego żona… pewnie to była żona, taka starsza pani… zawołała go spod furtki, że już znalazła chusteczkę, więc zaraz sobie poszedł.

Wielka Triada patrzyła na nią nadal z uwagą, jednak na jej potrójnym obliczu odmalowała się ulga.

– No, na szczęście – mruknęła Babcia. – Jak starszy pan z żoną, to przecież nie morderca. Nie ma co zawracać tym policjantom głowy.

– Ale pan komisarz przecież mówił, że wszystko może być ważne – przypomniała jej niezbyt przekonana Mamusia. – Ja o tym całkowicie zapomniałam, przecież bym im powiedziała… Może trzeba zadzwonić jednak dla świętego spokoju?

– Będą tracić tylko czas na bzdury – zauważyła Lodzia. – Przecież morderstwo było prawie dwa kilometry dalej, a ten pan nie wyglądał ani trochę podejrzanie…

– No, nie wiem – zastanawiała się dalej Mamusia. – Może i masz rację, Lodziu… Ale i tak szkoda, że was obu dziś nie było, pewnie byście sobie przypomniały o tym panu z chusteczką i byłoby z głowy. Bo powiem wam, że ja nie lubię niczego ukrywać przed policją! – oznajmiła uroczyście tonem osoby, która od lat regularnie składa rozmaite zeznania przed organem śledczym, choć taka sytuacja zdarzyła jej się dopiero pierwszy raz w życiu.

– E, daj spokój, Zosiu – machnęła ręką Babcia. – Lodzia ma rację, po co im zawracać głowę? A ty, Lodziu, jedz ten bigos, nie dość, że obrus pochlapałaś, to jeszcze nic nie jesz!

– Jakoś nie mam apetytu – westchnęła Lodzia. – Zmęczyłam się dzisiaj strasznie w szkole, a jeszcze śnieg taki… Chyba się na chwilę położę i prześpię, a potem zjem coś na kolację.

Otrzymawszy łaskawe pozwolenie opuszczenia kuchni, zdenerwowana wciąż dziewczyna udała się do swojego pokoju i opadła bezsilnie na krzesło przy biurku.

„Uff, mało brakowało!” – pomyślała, opierając głowę na dłoni. – „Ja się nerwowo wykończę przez to wszystko! I jeszcze bez sensu nałgać im musiałam… ech, niedobrze, Lodziu, wstyd i żenada. No, ale co mogłam zrobić? Przecież mama już mnie chciała umawiać na policji! Oby tylko Jula nic nie wyśpiewała, u niej pewnie też niedługo będzie ten komisarz…”

Źródło: unsplash.com

Poprzednie części:

Prolog (1) (2) (3)

Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Dalsze części:

Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)

Epilog (1) (2) (3) (4) (5)


Dodaj komentarz