Pobiegła najpierw do swojego pokoju, by ukryć cenną zdobycz. Wrzuciła zdjęcie do książki od biologii i otrzepawszy w locie kolejne zwały kurzu, ruszyła po schodach w dół. Minęła półpiętro, zbiegła jeszcze kilka stopni i nagle zatrzymała się jak wryta, czując, że blednie pod grubą warstwą kurzu, która pokrywała jej twarz. Na dole w przedpokoju stał starszy, umundurowany policjant w towarzystwie Wielkiej Triady w pełnym składzie.
– Lodziu, schodź, no, schodź – mówiła niecierpliwie Mamusia. – Czekamy tu na ciebie.
– Ale… – zaprotestowała słabo. – Jestem cała zakurzona, sprzątaliśmy na strychu…
– Nic nie szkodzi – uśmiechnął się życzliwie policjant. – To nie jest żaden problem. Nie przychodzę tu z kurtuazyjną wizytą, chciałbym tylko zadać pani kilka pytań.
Strwożona Lodzia nie widziała innego wyjścia, jak udawać, że wszystko jest w porządku, i zejść na dół. Przy każdym kroku miała wrażenie, że zaraz spadnie ze schodów.
„O szlag!” – myślała w rozgorączkowaniu. – „Koniec ze mną!”
Mamusia, Ciotka i Babcia wprowadziły ich do salonu, usadziły Lodzię przy stole, a policjanta naprzeciwko niej, po czym same zaczęły instalować się na stojącej obok kanapie.
– Za pozwoleniem – zatrzymał je policjant. – Wolałbym porozmawiać z młodą damą w cztery oczy.
Wielka Triada spojrzała po sobie z rozczarowaniem na obliczach, ale posłusznie opuściła salon, zamykając za sobą drzwi. Policjant znów uśmiechnął się do Lodzi.
– Komisarz Adam Leśniewski – przedstawił się. – Pani Leokadia Makówka, czy tak?
– Tak – szepnęła Lodzia.
– Proszę się nie denerwować – rzekł uspokajającym tonem. – Chciałbym tylko porozmawiać, dopytać panią o parę rzeczy.
Lodzia pokiwała głową, starając się przybrać neutralną minę, czuła jednak, że niezbyt jej się to udaje i że nieczyste sumienie wypełza jej na twarz jak zdradziecki wąż.
– Pani mama zadzwoniła do mnie – wyjaśnił komisarz, nie przestając się uśmiechać. – Przypomniała sobie drobiazg z soboty czwartego listopada, kiedy odbywało się u was przyjęcie. Zdaje się, że nawet pani zaręczyny?
– Nie zaręczyny, tylko podwieczorek zapoznawczy – sprostowała z godnością, otrzepując nerwowym ruchem spódnicę, przez co tuman kurzu pofrunął aż na stół.
– Tak, rozumiem – skinął głową policjant. – Ale mniejsza o to. Tego wieczoru, jak wspomniała pani mama, w trakcie tego przyjęcia, ktoś do was przyszedł. Zadzwonił do drzwi i pani mu otworzyła. Czy tak?
Lodzia znów pokiwała głową, zastanawiając się gorączkowo, co powinna mu za chwilę powiedzieć, a czego nie, jednak z racji stresu w umyśle miała jedną, wielką pustkę i nie była w stanie uruchomić analitycznego myślenia.
– Proszę mi o tym opowiedzieć – zażądał policjant.
Milczała, patrząc na niego z narastającą w duszy paniką. Miała dwa wyjścia – łgać do końca, albo od razu powiedzieć całą prawdę. Mogła podtrzymać kłamstwo o tym zmyślonym na poczekaniu dziadku z żoną, ale co będzie, jeśli złapią bandziora i wszystko i tak się wyda? A może już go złapali? Oskarżą ją o fałszywe zeznania, o krycie przestępcy… Więc powiedzieć prawdę? To z kolei przerastało ją zupełnie, myśl o tym, że ma opowiedzieć o bandziorze zamkniętym w tajemnicy przed rodziną w schowku na szczotki, przyprawiała ją o zawrót głowy. Nie, to jej chyba nie zdoła przejść przez gardło. Była jednak przed obliczem śledczego, siedziała oto przed oficjalnym majestatem prawa…
Policjant czekał cierpliwie, przyglądając się uważnie spod krzaczastych brwi jej umorusanej kurzem twarzy.
– Pani Leokadio – powiedział łagodnie, widząc, że nie doczeka się odpowiedzi. – Moje pytanie nie jest podchwytliwe, proszę mi wierzyć. Chcę tylko mieć pewność, że znamy wszystkie szczegóły na temat tego, co działo się w tej okolicy w sobotę czwartego listopada między godziną osiemnastą a północą. Być może to, co pani mi powie, nie jest istotne, ale musimy sprawdzić wszystko. Proszę mi powiedzieć, kto zadzwonił wtedy do drzwi i komu pani otworzyła. Wiem już co nieco od pani mamy, ale chcę to usłyszeć od pani.
Lodzia milczała, ważąc w duszy dramatyczną decyzję.
– Pani Leokadio?
Postawionej w ten sposób pod ścianą dziewczynie nagle puściły nerwy. Zerwała się od stołu, spojrzała błędnym wzrokiem na policjanta, którego twarz przybrała na ten widok wyraz zdumienia, podniosła ręce w górę, opuściła je, oklapnęła z powrotem na krzesło, wzbijając w powietrze tuman kurzu ze spódnicy, odrzuciła swój długi warkocz na plecy, po czym przechyliwszy się przez stół w stronę komisarza, wyszeptała konspiracyjnym tonem:
– Dobra, powiem panu wszystko.
Zaskoczony policjant natychmiast spoważniał, a jego twarz przybrała wyraz najwyższego skupienia. Spokojnym gestem sięgnął do kieszeni, wyjął z niej niewielki dyktafon, włączył go i położył na stole przed Lodzią.
– Proszę mówić – powiedział, patrząc na nią z uwagą.
– Powiem panu, ale najpierw pan musi mi coś obiecać – zastrzegła dramatycznym szeptem.
– Co takiego?
– Że nie powie pan nic mojej rodzinie. One by mnie zabiły… Niech policja ma sobie te informacje, niech pan je wyśle, gdzie pan chce, do Interpolu, w kosmos nawet, ale musi mi pan obiecać, że nie powie pan nic mojej mamie, babci i cioci. To jest mój warunek.
Komisarz przyglądał jej się przez chwilę skupionym wzrokiem, po czym kiwnął pojednawczo głową.
– Dobrze, pani Leokadio – odparł spokojnie. – Jest pani osobą pełnoletnią, bez pani zgody nie będziemy udzielać żadnych informacji pani rodzinie. Proszę mówić.
– Ale obiecuje pan? – upewniła się Lodzia.
– Obiecuję – uśmiechnął się lekko policjant. – A teraz proszę mówić.
– No dobrze, to niech pan słucha.
(c.d.n.)

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1)
Dalsze części:
Rozdział III (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)