Telefon zadzwonił, kiedy wróciła z kąpieli i właśnie kończyła rozczesywać mokre włosy. Od razu wiedziała, że to on. Miała wpisany na listę kontaktów jego numer, który dał jej Szymon, więc na wyświetlaczu pojawiło się jego imię – Pablo. Radość, jaką odczuła w tej krótkiej chwili, zrekompensowała jej natychmiast całą męczarnię oczekiwania.
– Jak się masz, gwiazdeczko? – zapytał wesoło. – Nie przeszkadzam ci przypadkiem?
– Nie, bandziorku – odparła, wchodząc w ten sam ton. – Nie robię nic ważnego… Co u ciebie? Skoro dzwonisz, to chyba znaczy, że jeszcze żyjesz? Wybrnęliście już z tych waszych tarapatów?
– Niestety nie do końca – westchnął. – Jedną rzecz wstępnie opanowaliśmy, choć obawiam się, że i tak nic z tego nie będzie, ta sprawa jest nie do wygrania… A w międzyczasie spiętrzyły nam się zaległości, terminy gonią, klienci naciskają, jednym słowem straszny kołowrót. Do końca tygodnia raczej z tego nie wyjdziemy. Miałem nadzieję, że uda mi się wyrwać na jakieś popołudnie, bardzo chciałbym cię zobaczyć… ale obawiam się, że nie puszczą mnie nawet na godzinę. Chyba przydałby mi się jakiś trening asertywności – zaśmiał się. – Masz w tym wprawę, może mnie przeszkolisz?
– No, nie wiem – pokręciła sceptycznie głową Lodzia. – Asertywność to akurat nie jest moja mocna strona…
– Doprawdy? – w jego głosie zabrzmiało rozbawienie. – Mam na ten temat trochę inne zdanie, ale jeśli się mylę, to tym lepiej. Tak czy inaczej jestem teraz uziemiony w robocie, więc dzwonię tylko po to, żeby cię usłyszeć, gwiazdeczko… I zapytać, kiedy znowu mogę zadzwonić. Pamiętam, że mój obecny status pozwala mi na to tylko raz w tygodniu, ale może dałoby się wynegocjować coś więcej?
– Nie licz na to – odparła stanowczo, choć w głębi duszy pragnęła, by dzwonił po dziesięć razy dziennie. – Żadnych odstępstw od regulaminu!
– Przecież dobrze wiesz, że regulaminy są po to, żeby je łamać – zauważył słodko. – Zakazany owoc sprawia największą przyjemność… prawda, kociaku?
– Nic mi o tym nie wiadomo – odrzekła wyniośle. – Ja nie łamię regulaminów.
– Ciekawe, czy zgodziłaby się z tym twierdzeniem twoja mama – zastanowił się Pablo. – Nie mówiąc już o babci. Czy w waszym domowym regulaminie dla panien na wydaniu jest na przykład punkt zezwalający na podmienianie narzeczonych na studniówce?
– Szubrawcu! – roześmiała się Lodzia.
– Nie wspomnę już nawet o punkcie dotyczącym przechowywania rozmaitych bandziorów w schowkach na szczotki i wyrzucaniu ich przez okno – ciągnął luźnym tonem. – Oczywiście to, co nie jest jasno zakazane, można uznać za dozwolone, ale obawiam się, że wasz regulamin ramowy może wykluczać takie wdrożenia. No, ale dobrze… skoro nie chcesz ze mną negocjować w kwestii telefonu, to powiedz mi chociaż, czy w przyszłym tygodniu znalazłabyś dla mnie jakieś popołudnie? Zabrałbym cię na kawę, którą mi od dawna obiecujesz. Albo na pizzę. Wygospodarujesz dla mnie jakieś pasmo?
– Nie obiecywałam ci żadnej kawy – sprostowała z godnością Lodzia. – W regulaminie, którego uczyłeś się na pamięć, był wręcz punkt, który to wykluczał.
– Ależ bądź logiczna, gwiazdeczko – powiedział poważnie. – Skoro sama złamałaś regulamin aż w dwóch punktach, to chyba oczywiste, że całe zarządzenie idzie do kosza?
– W jakich dwóch punktach? – zapytała podejrzliwie.
– W punkcie dotyczącym numeru telefonu i w tym odnoszącym się do mojego statusu nieznajomego – wyjaśnił rzeczowo. – Mówię ci przecież, że nagminnie łamiesz te regulaminy… Ale nie będę ci tego wypominał, jeśli powiesz mi zaraz, kiedy pójdziesz na obiecaną kawę ze swoim bandziorem. Może być środa?
Lodzia uśmiechnęła się, po raz kolejny doceniając kunszt werbalny przeciwnika. Na myśl o spotkaniu z nim na kawie jej modre oczy rozbłysły i nabrały wyrazu rozmarzenia.
„Nie powinnaś, Lodziu… nie powinnaś!” – szeptał jej gdzieś w głowie głos, który niewątpliwie był głosem rozsądku. – „Nie umawiaj się z nim, to się źle skończy!”
– Nie wiem jeszcze – powiedziała ostrożnie. – Kończą mi się ferie, teraz zaczną się kolejne fakultety przed maturą, plan będzie mocno przeładowany, do tego moje kursy… Dopiero w poniedziałek będę wiedzieć coś więcej na temat moich obciążeń w przyszłym tygodniu.
– Dobrze, kochanie, zadzwonię w poniedziałek – przystał na to natychmiast Pablo. – Tym bardziej, że ja też jeszcze nie wiem dokładnie, kiedy uda mi się wyrwać z tego szaleństwa w robocie.
– Często macie taki kocioł? – zapytała, aby zejść na bardziej neutralny temat.
– Zdarza się niestety. Staramy się do tego nie dopuszczać, ale kiedy już się wali, to się wali na całego. Efekt domina. Tym razem przekleństwo jakieś, wszystko zbiegło się w jednym czasie i nie ma na to rady, bo terminy większości spraw mamy powyznaczane od dawna i na sztywno. Pomagamy sobie wzajemnie, jak możemy, tylko co z tego, skoro jest nas czwórka, a roboty dla ośmiorga… Ale wyjdziemy z tego prędzej czy później, a we wrześniu zażądam za to porządnego urlopu.
– Dopiero we wrześniu? – zdziwiła się. – Myślałam, że od razu…
– We wrześniu bardziej mi się przyda – odparł swobodnie. – Już to nawet wynegocjowałem wstępnie z Piotrkiem. Nie zdążyłaś go lepiej poznać, to nasz szef, super facet. Mieszka niedaleko ciebie, to do niego właśnie szedłem, kiedy zamknęłaś mnie w szafie na szczotki… Ale powiedz mi lepiej, skarbie, jak się ma twój Karol? – zmienił nagle temat.
– No cóż – odparła lekko. – Noga nadal w gipsie, pewnie jeszcze ze dwa tygodnie posiedzi w domu. To niby nie tak długo, ale ferie już zawalił, a teraz jeszcze narobi sobie tyłów na uczelni…
– Musisz mi go przedstawić, jak wyzdrowieje – powiedział poważnie Pablo. – Chciałbym go poznać i trochę sobie z nim porozmawiać.
Lodzia uśmiechnęła się do siebie.
„Jasne, piekielny blefiarzu!” – pomyślała z pobłażaniem. – „Ani mi się śni!”
(c.d.n.)

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1)
Dalsze części:
Rozdział IX (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)