Lodzia Makówkówna – Rozdział IX (cz. 5)

Pablo zadzwonił w poniedziałkowy wieczór zgodnie z umową. Nie miał jednak dobrych wiadomości, w jego kancelarii nadal panowało istne piekło, znów do końca tygodnia nie miał szans uwolnić się ani na chwilę aż do późnego wieczora.

– Takie mamy bagno, kochanie – westchnął. – Bardzo chciałbym się wyrwać, ale nie mogę zostawić ich teraz samych. Wszyscy już nie dosypiamy i chodzimy na rzęsach, jeśli jedna osoba wypadnie z gry, reszta nie da rady. Już i tak cały weekend przesiedzieliśmy w papierach, żeby przygotować kilka spraw na dzisiaj i jutro, a to jeszcze nie koniec, od środy czeka nas drugie tyle, w tym jedna bardzo trudna rzecz, nad którą musimy popracować całym zespołem.

– Boże drogi – szepnęła ze współczuciem Lodzia. – Co za kierat, przecież to nieludzkie… Jak ty to wytrzymujesz, bandziorku?

– Fizycznie bez problemu, psychicznie trochę słabiej, wiadomo. Ale i tak ze mną nie jest źle, gorzej z innymi. Jacek przeziębiony, dzieciaki mu chorują… Powinien leżeć w łóżku i spokojnie się wygrzewać, a nie zasuwać w robocie. Podejrzewam, że prędzej czy później i tak padnie, już go dzisiaj gardło bolało… Piotrek i Anita też mają dość. Mąż Anity pracuje ciągle w delegacjach, rzadko się widują, a teraz nawet jak przyjedzie na dwa dni, to ona zasuwa do późna. Staramy się z chłopakami luzować ją w tym czasie, ale doba ma tylko dwadzieścia cztery godziny, a teraz każda głowa się liczy. Sama widzisz, gwiazdeczko – dodał łagodnie. – Takie czasy nastały, że wpadamy w przymusowy pracoholizm, czy tego chcemy czy nie… A ja obiecałem ci kawę w tym tygodniu i okazuje się, że muszę być niesłowny.

– Przestań, Pablo, nawet tak nie mów – powiedziała z wyrzutem. – Kawa nie ucieknie, umawialiśmy się przecież tylko na telefon. Poza tym gdybyś miał jakieś wolne pasmo, powinieneś się w tym czasie raczej położyć i wyspać. To straszne, że wy tam nie dosypiacie… Mam nadzieję, że chociaż coś jecie?

– Jedzenie to nie problem – zapewnił ją weselszym tonem. – Mamy przecież niezawodnego Majka na dole. Co prawda rzadko mamy czas zejść tam do niego na obiad, ale i tak jakoś sobie radzimy. Kiedy dopada nas nagły dołek energetyczny, wykupujemy hurtem wszystkie batoniki z automatu.

– Batoniki z automatu! – wyszeptała ze zgrozą Lodzia. – Przecież tak się nie da żyć!

– Jakoś przeciągniemy jeszcze kilka dni, nie martw się o nas, maleńka. Powiedz mi lepiej, co tam u ciebie. Jak macie zorganizowany semestr? Rozumiem, że matura jest po staremu, w maju?

– Tak – odpowiedziała rzeczowo. – Egzaminy są w maju, potem będziemy już tylko czekać na wyniki. Powinny być pod koniec czerwca, a w lipcu składamy papiery na studia.

– Świetnie. A wcześniej? Do końca kwietnia macie lekcje według planu?

– Właściwie tak, tylko na samym finiszu trochę nam odpuszczą. W kwietniu jest zaplanowana wycieczka klasowa, jedziemy w Karkonosze na sześć dni, a potem dadzą nam dwa tygodnie wolnego przed samą maturą, mamy to odrobić wcześniej jako fakultety.

– I dobrze – przyznał. – Bardzo słuszny plan, warto odstresować się i odpocząć przed wielkim wydarzeniem, to bardzo ważne. A póki co trzeba jakoś dociągnąć do wiosny… Męczy już ta zima, prawda, kochanie?

– Strasznie męczy, bandziorku. Ciągle tylko mróz i mróz, już by się tak chciało trochę ciepła i słońca…

– Już niedługo – zapewnił ją łagodnie. – W marcu trochę się ociepli, święta są w tym roku wcześniej, więc i wiosna przyjdzie niebawem. A na nasze urodziny będzie już przepiękna pogoda… Zawsze jest, zauważyłaś? Dobrze wybraliśmy sobie datę.

„Na nasze urodziny…” – pomyślała Lodzia z cichą błogością w duszy.

– Tak, nawet kwiaty już wtedy pięknie kwitną – odparła rozmarzonym tonem.

– Niezapominajki też?

– Owszem, niektóre odmiany. Inne dopiero w maju, a reszta w wakacje.

– Uprawiasz je w ogródku?

– Aha, z moim tatą – uśmiechnęła się. – Co roku sadzimy trochę nowych, w różnych miejscach. Najpierw trzeba je wysiać, już w czerwcu, potem wyhodować sadzonki, posadzić… To wymaga sporo pracy, ale na wiosnę jest taki efekt, że warto.

– Czyli przechodzisz również profesjonalny kurs ogrodnictwa – zauważył. – Pełny pakiet, nie ma co… Powiedz mi, lubisz tę pracę w ogródku i sadzenie niezapominajek?

– Uwielbiam!

– Widzę w takim razie, że mam do pogadania z Maćkiem – powiedział w zamyśleniu.

– Z Maćkiem? – powtórzyła zdziwiona Lodzia, nie widząc związku z tematem.

– Tak, kochanie – odparł beztrosko. – Muszę z nim pogadać o dokończeniu pewnego starego projektu, który już dość dawno sobie odpuściłem. Teraz widzę, że trzeba go będzie pilnie odkurzyć… Ale na razie niestety nie ma jak się z nimi spotkać, dopiero gdy to się wszystko przewali. Zorganizujemy sobie jakieś małe piwko w większym gronie, pewnie gdzieś w marcu, kiedy już się zrobi trochę cieplej. Wojtek zresztą też ma teraz kociokwik w pracy, kończą jakieś dwie sprawy… Wszyscy już mamy dość.

– Ale przecież w końcu jakoś wyjdziecie na prostą? – zapytała ze współczuciem.

– Bez dwóch zdań – zapewnił ją stanowczo. – Długo byśmy nie pociągnęli w tym trybie. Zluzowaliśmy na razie ze zleceniami, nie przyjmujemy żadnych nowych spraw, ciągniemy tylko te wiszące i nadrabiamy zaległości. W końcu musi się przejaśnić na horyzoncie, to naturalna kolej rzeczy… Kiedy mogę znowu do ciebie zadzwonić w sprawie tej naszej kawy, Lea? Środa? Czwartek?

– Na ten tydzień wyczerpałeś już limit – przypomniała mu stoicko.

– Ty niedobra gwiazdeczko – odparł z wyrzutem Pablo. – Jak możesz tak okrutnie traktować swojego bandziora? Miałaś się ze mną spotkać, a nawet zadzwonić mi nie pozwolisz?

– Z tym spotkaniem przecież jeszcze nic nie było ustalone – zauważyła Lodzia.

– Bo mieliśmy ustalić dziś. Tak, wiem, to ja zawaliłem… Nie sądziłem, że to wariactwo tyle potrwa. Ale przeżyjemy to jakoś, kochanie – dodał weselej. – Piotrek wisi mi za to dwa pełne tygodnie urlopu, wyegzekwuję ten czas co do minuty. Odbijemy sobie wszystko w Bieszczadach.

– W jakich Bieszczadach? – zdumiała się Lodzia. – Ty się dobrze czujesz, bandziorku?

– No i widzisz? – zaśmiał się Pablo. – Sama ustalasz plan, a potem nic nie pamiętasz… No, ale dobrze. Skoro wyczerpałem limit na ten tydzień, zadzwonię po weekendzie. Udowodnię ci, że umiem być bardzo cierpliwy.

– Nie musisz mi nic udowadniać – odparła nieco zmieszana. – Lepiej odpoczywajcie tam jak najwięcej i nie jedzcie za dużo tych batoników z automatu.

– A dlaczego nie? – zapytał z przekorą. – Batoniki pełnią ważną rolę, dobrze wyrównują poziom cukru. Pod wieczór jesteśmy już w takim stanie, że tylko piwo albo batonik mogą nas postawić na nogi. Piwa w pracy Piotrek zabrania, więc w odwodzie zostają słodycze.

– To jedzcie chociaż coś lepszego, nie wiem, może jakieś ciasto z owocami? – zastanowiła się Lodzia. – Majk przecież coś takiego ma chyba u siebie.

– Nie mamy czasu na bieganie za ciastem z owocami, skarbie – powiedział łagodnie Pablo. – W podbramkowych sytuacjach trzeba brać to, co jest pod ręką… Ale widzę, że strasznie irytują cię te nasze batoniki. Co w nich jest takiego złego?

– To zapychacze bez żadnej wartości – odparła Lodzia krytycznym tonem Babci. – Sam cukier i niezdrowy tłuszcz. Jak można jeść takie śmieci?

Pablo parsknął śmiechem.

– Widzisz, czas chyba porządnie się za mnie zabrać. Rujnuję sobie zdrowie, bo nikt mnie nie pilnuje… Ale to się wreszcie zmieni, prawda? – dodał podstępnym tonem.

– Tego nie wiem – odparła oględnie. – To już twoja sprawa.

– Sam sobie przecież nie poradzę – zauważył wesoło. – Nie znam się na zdrowym odżywianiu, nie umiem gotować ani piec ciast… W tym względzie jestem jak dziecko we mgle. No trudno, gwiazdeczko. Nie będę ci już zabierał czasu. Zadzwonię w przyszłym tygodniu i wrócimy do rozmowy o kawie, zgoda?

– Niech ci będzie.

– Co za entuzjazm! – zaśmiał się. – Więc do usłyszenia, Lea.

– Do usłyszenia, Pablo.

„Batoniki z automatu!” – pomyślała z oburzeniem po zakończeniu połączenia. – „Nie do pomyślenia! Jak ty możesz jeść takie rzeczy, bandziorku?”

Źródło: pixabay.com

Poprzednie części:

Prolog (1) (2) (3)

Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział IX (1) (2) (3) (4)

Dalsze części:

Rozdział IX (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)

Epilog (1) (2) (3) (4) (5)


One Comments

Dodaj komentarz