Lodzia Makówkówna – Rozdział IX (cz. 7)

Schodząc po schodkach do Anabelli z przeładowanym szkolnym plecakiem na plecach i pakunkiem z ciastem w rękach, Lodzia na nowo poczuła to wzruszenie sprzed dwóch tygodni, gdy szła na pierwsze po studniówce spotkanie z Pablem. Wtedy miała pewność, że go tu zastanie, dziś, przeciwnie, pewne było, że go tutaj nie będzie, ale już sama atmosfera tego miejsca sprawiała, że mocniej biło jej serce.

Dziś sala wyglądała inaczej niż wtedy, była wczesna godzina, więc nie ustawiono jeszcze dyskoteki, działała tylko restauracja. Rozejrzała się, jednak nigdzie nie dostrzegła ani Majka, ani nawet znajomej kelnerki Basi, w związku z czym domyśliła się, że o tej porze pracował inny skład, a tamci mieli zacząć dopiero wieczorem.

„Klęska” – pomyślała z rozczarowaniem. – „Majka nie widać na horyzoncie, a nieznajomych nie będę przecież prosić o przysługę…”

Dla pewności zapytała o Majka jedną z kelnerek, która akurat przechodziła, ta zaś potwierdziła jej domysły, informując, że szefa nie było, miał pojawić się dopiero po osiemnastej i zostać na całą noc. Lodzia podziękowała jej grzecznie i wyszła z powrotem na schody, uznawszy, że nic więcej już tu nie zwojuje. Zostało jej tylko jedno wyjście – samej pójść na górę i poszukać tej ich całej kancelarii.

Na klatce schodowej prowadzącej na górę mijała mnóstwo ludzi, zapewne w większości klientów różnych lokali usługowych, które skupiały się tu dość gęsto. Na parterze mieścił się zakład szewski, obok serwis komputerowy, zaś na pierwszym piętrze prywatną praktykę prowadził znany lekarz kardiolog i pacjenci tłoczyli się na ławkach ustawionych w bocznym korytarzu zaaranżowanym na poczekalnię. Wreszcie na drugim piętrze znalazła to, czego szukała.

Na złotej, eleganckiej tablicy przy wejściu w jasno oświetlony, wyłożony białym marmurem korytarz widniał wielki napis:

Kancelaria adwokacka Piotr Wysocki

a pod spodem lista nazwisk:

adw. Piotr Wysocki
adw. Paweł Lewicki
adw. Anita Nowak-Skiba
adw. Jacek Kaczmarek

Lodzia zatrzymała się nieśmiało, przytłoczona splendorem wykwintnego wnętrza. Te znane jej z innego kontekstu imiona, wyeksponowane wraz z nazwiskami eleganckimi literami na wielkiej tablicy, przed którą przystanęli i dyskutowali właśnie jacyś oczekujący klienci, zrobiły na niej ogromne wrażenie. Zupełnie inaczej wyobrażała sobie ową kancelarię, spodziewała się raczej jakiegoś ciasnego, zawalonego papierzyskami biura prawniczego w ciemnym lokalu tej starej kamienicy…

Przed oczami mignęła jej scena z Anabelli – Pablo, Piotrek i Anita pochyleni z poważnymi minami nad plikiem dokumentów.

„Więc to są adwokaci!” – pomyślała lekko oszołomiona. – „Zespół adwokacki i ich kancelaria… No tak, teraz już rozumiem, dlaczego ten szuler jest taki wyszczekany… ”

– Mecenas Kaczmarek już dzisiaj nie przyjmuje – tłumaczył właśnie jakiś mężczyzna drugiemu tuż za jej plecami. – Jakaś awaryjna sytuacja. Ale niech pan zapyta, bo jeśli to pilne, to może przekierują do kogoś innego, często tak robią, jak jednego z nich nie ma.

– A do kogo warto? – zapytał drugi.

– Oni wszyscy są w porządku, same dobre rzeczy słyszałem. Ale nie ma pewności, czy ktoś pana przyjmie dzisiaj od ręki, był pan umówiony?

– Tak, właśnie do Kaczmarka, miałem dostarczyć dokumenty. Nikt mnie nie uprzedził, że go nie będzie.

– To niech pan pyta. Sekretarka mówiła, że są teraz przeładowani. Ja wychodzę właśnie od mecenasa Wysockiego, słyszałem, że dzisiaj ma jeszcze jechać do sądu, więc do niego się pan nie dostanie. Może mecenas Lewicki pana przyjmie, albo ta druga… jak jej tam? Nie znam jej, ale podobno też jest dobra.

– Idę, zapytam – westchnął klient. – Co za kołowrót, zwariować można!

Lodzia spłoszonym gestem cofnęła się o krok.

„Mecenas Lewicki” – pomyślała ze zgrozą. – „Może przyjmie tego pana… a mnie? I gdzie ty się pchasz, Lodziu? Nie byłaś umówiona…”

Dopiero teraz w pełni uderzyła ją świadomość, że większość owego rozrywkowego towarzystwa, z którym dwa tygodnie wcześniej tak świetnie bawiła się w Anabelli, to na co dzień byli poważni przedstawiciele środowiska prawniczego, a ten cały bandzior Pablo, który tak cudownie tańczył z nią walca i rock’n’rolla na studniówce oraz którego (o zgrozo!) zamknęła w schowku na szczotki i mopy, był uznanym i – jak się domyślała po ogromie jego obowiązków – wziętym adwokatem.

„Dlaczego na studniówce nie powiedział mi tego wprost?” – przebiegło jej przez myśl. – „Nie chciał mnie spłoszyć? Hmm, to możliwe… ”

Echem w jej głowie zabrzmiały słowa komisarza Leśniewskiego wypowiedziane podczas ich ostatniej rozmowy. To osoba wykonująca szanowany zawód i ciesząca się dobrą opinią w środowisku

„No jasne, teraz już się nie dziwię minom tych policjantów” – pomyślała ogarnięta zgorszeniem wobec samej siebie. – „Ależ oni tam musieli boki zrywać! Szanowany adwokat zjeżdżający po kracie od dzikiego wina z okna Lodzi Makówkówny!”

Znów ogarnął ją ten sam wstyd co na komendzie. Nagle poczuła się strasznie młoda, smarkata, śmieszna z tą swoją maturą, z tym szkolnym plecakiem i pensjonarskim warkoczem… i z wybrykami zwariowanej nastolatki! To zupełnie nie był jej świat, nie jej pokolenie! Przez chwilę miała ochotę wycofać się i uciec stąd jak najdalej. Po cóż tu przyszła? Bo niechcący zakochała się w przystojnym adwokacie starszym od niej o trzynaście lat? Zakochała się w nim przez pomyłkę, biorąc go za bandziora… Przecież to brzmiało jak jakiś nędzny dowcip!

Przypomniała sobie roziskrzone spojrzenia ciemnych oczu Pabla, jego słowa, gesty i uśmiechy, uścisk jego ramion w tańcu, jego głos w telefonie, piękny bukiet niezapominajek… To wyglądało jak spektakl w teatrze absurdu. To kompletnie nie miało sensu!

„I co ja tu robię?” – myślała w popłochu. – „Przecież to takie oczywiste, dlaczego on się mną zajmuje! Statystyki czekają, a ja mu wpadłam w oko. Mecenas Lewicki ma ochotę zabawić się z nastolatką… Rewelacyjnie to wygląda, doprawdy! A ja właśnie sama włażę mu w ręce! Biegam za nim do pracy jak jakaś głupia, zakochana smarkula. Lodziu, opanuj się, czy ty widzisz, co robisz? Powinnam stąd wiać natychmiast. Ale ciasto? Będą znowu jedli batoniki z automatu! Jednak im to zostawię…”

Siłą woli powstrzymała się od ucieczki i niepewnym krokiem weszła do dużej, eleganckiej poczekalni, gdzie w głębi pod wąskim oknem stało biurko sekretarki, a pod ścianami tapicerowane krzesła dla klientów kancelarii. Ci ostatni byli dziś dość liczni, stali lub siedzieli pojedynczo lub w kilkuosobowych grupkach, zajęci rozmową lub przeglądaniem dokumentów, w międzyczasie jakaś starsza pani indagowała o coś sekretarkę, a tuż za nią czekał na swoją kolej mężczyzna, którego widziała na korytarzu.

(c.d.n.)

Żródło: unsplash.com

Poprzednie części:

Prolog (1) (2) (3)

Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6)

Dalsze części:

Rozdział IX (8) (9) (10)

Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)

Epilog (1) (2) (3) (4) (5)


One Comments

  • Katarzyna Demańska

    17 lipca 2019

    Dzisiejszy fragment „Lodzi” (taki wypadł losowo) dedykuję mojemu przesympatycznemu Czytelnikowi Kamilowi z pewnego malowniczego miasta w centralnej Polsce, który dziś obchodzi urodziny. Czytelnik ten jest o tyle niezwykły, że nie tylko czyta romanse na blogu dla dziewczyn, ale również wdaje się w konstruktywne dyskusje z ich autorką… Świadczy to niewątpliwie o jego na wpół wrażliwej, a na wpół przewrotnej naturze, jednak przede wszystkim udowadnia, że wśród współczesnych młodych mężczyzn można znaleźć prawdziwych idealistów. Czy muszę dodawać, jak bardzo mnie to cieszy?
    Kamil, dziękuję, pozdrawiam i życzę Ci samych dobrych rzeczy dziś i nie tylko!

    Reply

Dodaj komentarz