Lodzia Makówkówna – Rozdział V (cz. 3)

– Bardzo panu dziękuję – powiedziała grzecznie, kiedy schodzili po schodach na parter szkoły. – Poradziłabym sobie, ale to jednak było trochę ciężkie. Myślałam, że taksówka podwiezie mnie pod same drzwi, a tu niestety… cóż, dzisiaj mam wyjątkowego pecha. W każdym razie bardzo dziękuję za pomoc.

– Ależ nie ma za co – odparł swobodnie bandzior. – To dla mnie przyjemność. Dawno już chciałem z panią dłużej porozmawiać, ale ciągle nie było okazji. Mimo że nie widzimy się przecież ani pierwszy, ani drugi raz… Prawda, pani Leokadio?

W jego głosie zabrzmiała wesoła nutka. Lodzia uznała to za dyskretną aluzję do jej wybryków, w szczególności do tego, co wydarzyło się dwa tygodnie wcześniej w Anabelli.

– Tak – powiedziała z zakłopotaniem, zatrzymując się na jednym ze stopni. – Więc skoro znowu się spotkaliśmy… muszę pana przeprosić za to, co nawywijałam.

Bandzior również się zatrzymał. Odruchowo podniosła na niego oczy i napotkała jego ciepłe, rozbawione spojrzenie. Przez ułamek sekundy wydawało jej się, że mrugnął do niej porozumiewawczo samym kącikiem oka. Serce dziwnie jej zabiło, odwróciła natychmiast wzrok i zeszła o stopień niżej. Bandzior zrobił to samo.

– Przecież wywijaliśmy w zgodnym duecie, o ile dobrze pamiętam – zauważył, przyglądając się teraz z zafascynowaniem jej długiemu warkoczowi. – Ale o tym trzeba koniecznie dłużej porozmawiać… Pani, zdaje się, nie ma dzisiaj czasu?

Lodzia ochłonęła natychmiast i aż podskoczyła, zerkając na zegarek.

– Właśnie! – zawołała. – Muszę natychmiast wracać do domu! Zostały mi trzy godziny, żeby wybrać się na studniówkę. A tam jeszcze jakieś korki! Muszę zamówić taksówkę!

Otworzyła szybko torebkę i wyrwała z niej telefon, w którym zaczęła gorączkowo szukać numeru biura taksówek. Bandzior schylił się ku niej i przytrzymał ją za rękę z telefonem.

– Proszę nie dzwonić po taksówkę, odwiozę panią – powiedział szybko. – Mam tu blisko samochód, pas jest wolny w tamtą stronę, jakoś przejedziemy. Będę zachwycony, mogąc wyświadczyć pani taką drobną przysługę.

Lodzia aż zachwiała się pod tym krótkim dotykiem jego dłoni, który sprawił jej dziwną, niewytłumaczalną przyjemność.

„O, szlag!” – pomyślała. – „Znowu te ciary… Ten bandzior mnie wykończy!”

– Naprawdę nie trzeba – zapewniła go wymijająco, schodząc o dwa stopnie w dół, gdzie znów zatrzymała się, wyszukując nerwowo w telefonie numer taksówki.

Bandzior zszedł również. Stanowczym gestem przytrzymał jej dłoń z telefonem i kiedy podniosła na niego zdezorientowany wzrok, spojrzał jej prosto w oczy z szelmowskim uśmiechem. Zadrżała w środku pod tym dotykiem i przenikliwym spojrzeniem pełnym ciepłych, znaczących iskierek. Natychmiast cofnęła rękę i odwróciła oczy.

„Przecież on mnie podrywa!” – pomyślała zaniepokojona. – „No nie, nie… tego mi tylko brakowało!”

Nie ulegało wątpliwości, że bandzior, który przy poprzednich spotkaniach gapił się na nią tylko z wytężoną uwagą, dziś usiłował aktywnie ją zaczepić w ów jedyny w swoim rodzaju, jednoznaczny sposób, znany rodzajowi ludzkiemu od stworzenia świata. Jego rozbawione, ciemne oczy wypełniły się teraz specyficznym blaskiem zainteresowania, jaki pojawia się zazwyczaj w oczach mężczyzny, któremu podoba się kobieta.

Lodzia, choć niedoświadczona na polu relacji damsko-męskich, wyczuła to instynktownie i poczuła się nieswojo. Co prawda od wielu miesięcy musiała znosić umizgi Grzela i wykształciła przy tym pewne schematy samoobrony, jednak bandzior nie był przecież Grzelem… Pomijając wszelkie inne okoliczności, to nie był jej kolega z klasy ani nawet szeroko pojęty rówieśnik, lecz dorosły, dużo starszy od niej mężczyzna, którego inteligentne spojrzenie i nieco zaczepny, ale w gruncie rzeczy kulturalny sposób bycia nie pozwalały odpowiedzieć mu w taki sam sposób, w jaki odpowiadała zazwyczaj na ordynarne zaloty Grzela. Zresztą, sama przed sobą musiała przyznać, że ten płomyk zainteresowania w jego oczach wcale nie działał na nią odpychająco… Uznała jednak, że musi zareagować stosownie i zachować dystans.

Przybrała buńczuczną, niezadowoloną minę wzorowaną na mimice Mamusi, po czym wyniosłym gestem odrzuciła na plecy swój długi warkocz.

– Proszę pana – rzekła stanowczo, podnosząc dumnie głowę. – Dziękuję za pomoc w niesieniu makowca, to było naprawdę bardzo uprzejme, ale teraz już poradzę sobie sama.

– Nie zgadzam się na to – uśmiechnął się zawadiacko bandzior, wyraźnie rozbawiony jej zadziorną miną. – Mam wobec pani dług wdzięczności, akurat nadarza się okazja, żeby go choć częściowo spłacić. Nie mogę odejść ze świadomością, że nie pomogłem w potrzebie. Czy chce pani doprowadzić do tego, żebym nie mógł spojrzeć w lustro?

„Jaki cwaniak!” – pomyślała z humorem. – „Uważaj, Lodziu, to jakiś stary wyga!”

– Jaki znowu dług wdzięczności? – pokręciła głową, znów schodząc kilka stopni w dół.

– No, przecież za profesjonalne opatrzenie mi rany – odparł, podążając tuż za nią. – Wtedy ja byłem w potrzebie, dziś pani, więc w naturalny sposób powinienem się odwdzięczyć.

Lodzia mimo woli przypomniała sobie jego opuchniętą twarz zalaną krwią, podbite oko i rozciętą wargę, wróciła pamięcią do chwili, gdy stała nad nim i opatrywała mu ranę, a on siedział w milczeniu i patrzył na nią swym uważnym wzrokiem. To były te same oczy, już wtedy igrały w nich takie zaczepne iskierki… Ale dług wdzięczności? Zamknęła go rannego w schowku na szczotki… wydała go policji… zepsuła mu wieczór i skompromitowała go przed znajomymi… Poczuła, jak znowu ogarnia ją wstyd. Spojrzała na niego nieco łagodniej.

– Nie ma pan żadnego długu – westchnęła. – To raczej ja mam dług moralny wobec pana.

– Wszystko jedno – odparł spokojnie. – Tak czy inaczej odwiozę panią. Proszę mi nie kazać być nieuprzejmym i źle wychowanym. Już raz dałem popis złych manier, nie chciałbym znów wstydzić się sam za siebie.

Lodzia zawahała się, co nie umknęło uwadze bandziora.

– Chodźmy – powiedział stanowczo, uprzejmym gestem wskazując jej wyjście ze szkoły.

(c.d.n.)

Źródło: unsplash.com

Poprzednie części:

Prolog (1) (2) (3)

Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział V (1) (2)

Dalsze części:

Rozdział V (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)

Epilog (1) (2) (3) (4) (5)


Dodaj komentarz