Lodzia Makówkówna – Rozdział VII (cz. 6)

Muzyka raz eksplodowała energią wulkanu, raz kołysała jak rozszumiane, wieczorne morze o zachodzie słońca… Przetańczyli już kilka pełnych godzin, przedyskutowali wszystko, o czym tylko mogli mówić. Była trzecia nad ranem, zabawa zbliżała się do końca.

Lodzia coraz mniej łudziła się, że uda jej się bezkarnie wyplątać z tego, w co sama się wplątała. Tańcząc i rozmawiając z bandziorem, patrząc przelotnie w jego magnetyzująco lśniące oczy, odczuwała coraz silniej niezwykłą, fizyczną fascynację, której iskry eksplodowały w niej przy każdym jego spojrzeniu i dotyku. Choć sama nie mogła pojąć tego fenomenu, nie kryła już przed sobą, że ten kilkanaście lat starszy od niej mężczyzna podobał jej się jak jeszcze nikt dotąd. Przyciągało ją w nim dosłownie wszystko, jego twarz, jego sylwetka o idealnej, bardzo męskiej linii ramion, jego dłonie i nawet te drobniutkie zmarszczki w kącikach oczu, które zamiast ją odpychać i zniechęcać, wywoływały w niej falę nieznanego dotąd ciepła. Podobał jej się jego niski głos, jego śmiech, jego inteligentne żarty, jego zawadiacki acz kulturalny sposób bycia… I jednocześnie, im lepiej to sobie uświadamiała, z tym większą obawą zastanawiała się, do czego to ją może doprowadzić. Nie miała wszak wątpliwości, o co chodziło temu atrakcyjnemu facetowi…

„Wygląda na rasowego podrywacza” – myślała, zerkając na niego ukradkiem. – „Te wszystkie jego żarciki, blefiki, słodkie błyskanie tymi diabelskimi oczami… i ten jego zniewalający głos! Jak on potrafi gadać, na wszystko ma odpowiedź! Taki kunszt bierze się tylko z doświadczenia. A teraz ja mu wpadłam w oko… Oj, Lodziu, bądź ostrożna, jeśli on się na ciebie uprze, możesz mieć poważne kłopoty! Ciekawe, kto to w ogóle jest?”

Nagle zapragnęła wiedzieć o nim wszystko. O ile wcześniej świadomie o nic nie pytała, czując, że bezpieczniej będzie nic nie wiedzieć, o tyle teraz uznała, że jednak lepiej będzie sprawdzić, z kim ma do czynienia, odkryć zwłaszcza jego ciemne strony.

Pablo opowiedział jej o sobie bez oporów, odpowiedział na wszystkie jej pytania. Z wykształcenia i zawodu był prawnikiem, pracował w jakiejś kancelarii w tej samej kamienicy, w której podziemiach mieściła się Anabella, zaledwie kilkadziesiąt metrów od jej liceum. To w oczywisty sposób wyjaśniało ich wielokrotne, przypadkowe spotkania.

– To chyba nudna praca? – zapytała z przekąsem, wizualizując sobie w wyobraźni ciasne, zawalone papierami biuro prawnicze i wielogodzinne ślęczenie nad dokumentami.

– Praca jak praca – odparł swobodnie. – Każdy jakoś musi zarabiać na swój chleb. Ważne, że zespół mam fajny, spotykamy się też na luzie po pracy, a to nam pozytywnie wpływa na wydajność. Mimo wszystko lepiej pracuje się z przyjaciółmi niż z ludźmi, którzy się wzajemnie podgryzają.

– Wtedy w Anabelli to byli właśnie oni? – zapytała Lodzia, przypominając sobie towarzystwo bandziora z wieczoru, gdy aresztowała go policja.

– Między innymi – uśmiechnął się. – Mamy znacznie szerszą, starą paczkę, to różni ludzie, ale sami zaufani. Przynajmniej raz na miesiąc spotykamy się któregoś wieczoru u Majka pogadać i wypić razem piwo. To już taka tradycja od wielu lat.

– Fajna tradycja – przyznała. – Też bym kiedyś chciała mieć taką zaufaną paczkę.

Zapytała go też ostrożnie o rodzinę. Miał rodziców, już na emeryturze, oraz młodszą o trzy lata siostrę, która wyszła za mąż za jakiegoś Belga i osiadła na stałe za granicą. Po skończeniu studiów wyprowadził się z rodzinnego domu i od tamtej pory mieszkał sam.

– Takie kawalerskie gospodarstwo to może nie jest szczyt organizacji – przyznał, popijając wodę i przechylając się znów w tył razem z krzesłem, gdy w przerwie wrócili do stołu. – Ale radzę sobie jakoś. Ważne, żeby piwo było w lodówce. Mama podrzuca mi czasami jakieś smakołyki, wprawdzie rzadko, bo oznajmiła, że nie zamierza niańczyć mnie do czterdziestki i kazała mi się ożenić – zaśmiał się wesoło. – Gniewamy się o to na siebie co jakiś czas, ale ta dobra kobieta zawsze się w końcu zlituje nad swoim gamoniem, więc nie jest najgorzej.

– No to dlaczego denerwujesz mamę i nie ożeniłeś się do tej pory? – zapytała Lodzia z nutką złośliwości w głosie. – W twoim wieku rzeczywiście byłby na to czas.

– Może to dlatego, że nie spotkałem jeszcze dotąd swojej żony? – zastanowił się, patrząc na nią z rozbawieniem. – Nie powinnaś wszystkich mierzyć własną miarą, skarbie. Ja w przeciwieństwie do ciebie wolę dokładnie przejrzeć dostępną ofertę, a nie łapać pierwszy egzemplarz z brzegu.

– Coś długo trwa to twoje przeglądanie – zauważyła z kpiną. – Jak tak będziesz przeglądał wszystko po kolei i wydziwiał, to wykupią ci cały towar, zanim się na coś zdecydujesz.

– Nie pali się – powiedział wesoło. – Czasami warto poczekać na nową dostawę.

– Chyba że sprzedaż jest limitowana wiekiem – pokiwała głową. – Od pewnego momentu nowsze partie mogą już dla ciebie nie być dostępne w ofercie.

– Liczę się z tym, Lea. Ale co poradzę na to, że jestem takim wybrednym klientem?

– Tak sobie to nazywaj – wzruszyła ramionami, patrząc na niego z politowaniem. – A tak naprawdę to wygląda na zatwardziałe starokawalerstwo… I co się śmiejesz? Przecież wiem, że właśnie o to chodzi. Wolny strzelec bez zobowiązań to dla faceta bardzo wygodna formuła.

Pablo spoważniał nieco na te słowa.

– Nie wiem, w czym widzisz tę wygodę, Lea – odparł wymijająco. – Ja się zresztą cały czas zastanawiam, co ty sobie tak naprawdę o mnie myślisz.

– Tego ci nie powiem – odparła stanowczo.

– W to nie wątpię. Ale ja się i tak domyślam – powiedział jakby do siebie.

Zerknęła na niego niespokojnie, ale uśmiechnął się tylko i nie ciągnął tematu. Zauważyła, że odkąd odsunęła się od niego przy piosence Presleya, unikał wszystkiego, co mogłoby ją do niego zrazić. Nie próbował już się do niej zbytnio zbliżać w tańcu, a i ona starała się pilnować. Tańczyli wciąż w zaskakującej zgodności wszystkich ruchów, odgadując w lot każdy swój gest, ale był to taniec w swej zewnętrznej formie wyciszony i poprawny. Czas zresztą mijał nieubłaganie. Bal studniówkowy przechodził już powoli do przeszłości.

Źródło: pixabay.com

Poprzednie części:

Prolog (1) (2) (3)

Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5)

Dalsze części:

Rozdział VII (7) (8) (9) (10)

Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)

Epilog (1) (2) (3) (4) (5)


Dodaj komentarz