– Lodziu, i jak smakował nasz makowiec? – zapytała Ciotka Lucy przy późnym śniadaniu zorganizowanym specjalnie dla studniówkowej balowiczki, która dopiero po dziesiątej wstała z łóżka i zeszła na dół.
– Rewelacja, ciociu – odparła Lodzia, dolewając sobie kakao. – Bardzo wszystkim smakował, poszedł do ostatniego okruszka. Jestem pewna, że gdybym miała jeszcze jedną taką tacę, to też by wszystko zniknęło.
– Bardzo mnie to cieszy – pokiwała głową usatysfakcjonowana Ciotka. – Orzechy wyszły tym razem idealnie, nie były za twarde. Szkoda tylko, że Karolek nie mógł skosztować…
Lodzia uśmiechnęła się łagodnie.
– Są od niego jakieś wiadomości? – zapytała grzecznie.
– Nic nowego, gips na dwa tygodnie albo dłużej – oznajmiła Mamusia, popijając kawę z mlekiem. – Tylko współczuć. A ty jak, Lodziu? Dobrze się bawiłaś, drogie dziecko?
– Bardzo dobrze – odparła spokojnym tonem córa rodu Makówków.
– Brakowało ci pewnie biedaka – westchnęła Ciotka Lucy. – Ale nie ma co rozpamiętywać, jeszcze nieraz pobawicie się razem. Możecie przecież dalej chodzić na kurs tańca…
– Z tym chyba trzeba poczekać, ciociu, aż mu się ta noga dobrze wyleczy – zauważyła Lodzia.
– No tak, oczywiście! – przyznała skwapliwie Ciotka. – Ale nie martw się, dziecino, jak to się mówi, do wesela się zagoi. Zatańczycie sobie jako młoda para.
Lodzia pokiwała melancholijnie głową i sięgnęła po kromkę chleba.
– Ale gdzie też ty te rękawiczki mogłaś zgubić, Lodziu? – zastanawiała się Babcia, słodząc sobie poranną porcję ziółek. – Może gdzieś w szkole ci wypadły?
– Nie wiem, babciu, poszukam ich jeszcze – obiecała. – Przeszukam jeszcze raz porządnie wszystkie moje rzeczy, może gdzieś się zaplątały… Na szczęście mam zapasowe, chociaż tamtych mi szkoda, bo najbardziej je lubiłam.
– Ja wczoraj tak mocno zasnęłam, że nawet nie słyszałam, kiedy wróciłaś z tego balu – powiedziała Mamusia. – Pewnie już nad ranem?
– Tak, po czwartej.
– Bój się Boga, dziecko, tak późno? – wzdrygnęła się Babcia. – Mam nadzieję, że nie chodziłaś sama po nocy? I to jeszcze w taki mróz!
– Nie, babciu – odparła uspokajająco Lodzia. – Wracałam w większym gronie, z Julą.
– Karolek przynajmniej miałby samochód – westchnęła Ciotka Lucy.
– Mieliśmy samochód.
– Mieliście? – podchwyciła Mamusia tonem szeryfa. – Ktoś z kolegów jeździ autem?
– Aha – Lodzia kiwnęła niedbale głową, dolewając sobie kolejny raz kakao.
Ręka niespodziewanie jej zadrżała, odrobinę płynu poleciało na obrus. Mamusia spojrzała na nią uważniej i choć nic nie powiedziała, Lodzia poczuła, że na twarz zaczyna jej wypełzać niepotrzebny rumieniec. Dla bezpieczeństwa zwróciła się do Ciotki Lucy.
– A powiedz, ciociu, bo zapomniałam w piątek zapytać… jak tam sprawa pani Kloci?
– W porządku, w porządku, Lodzieńko, wszystko jak najlepiej – rozpromieniła się Ciotka ku wielkiej uldze dziewczyny. – Jutro właśnie jedziemy do pana mecenasa, ma nam wytłumaczyć, o co chodzi w tych dokumentach, które Klocia dostała pocztą, bo nie wiem, czy ci mówiłam, że pierwszy proces będzie już za dwa tygodnie!
– Naprawdę? – zdziwiła się uprzejmie Lodzia. – Czyli niedługo już będzie po wszystkim?
– Oj, nie tak szybko – wtrąciła Babcia, siorbiąc swoje ziółka. – Takie sprawy trwają, ja pamiętam, co ta moja biedna Jadzia miała, jak się procesowała z sąsiadami…
– Właśnie, ciociu – westchnęła Ciotka. – Najgorsze jeszcze przed nami. To znaczy przed Klocią oczywiście. Rozprawa sądowa! I jedna nie wystarczy, będzie ich kilka… Ale pan mecenas jest dobrej myśli, mówi, że grunt to się dobrze merytorycznie przygotować.
– Prawda – kiwnęła głową Babcia. – I przecież racja jest po stronie Kloci…
Zapuściwszy bezpieczny temat, Lodzia z błogością w duszy darowała sobie dalsze słuchanie o Kloci i wróciła w obłoki, z których patrzyły na nią ciepło lśniące, ciemne oczy.
„Iść, czy nie iść do tej Anabelli?” – zastanawiała się, skubiąc palcami brzeg kanapki i na wpół bezwiednym ruchem podnosząc okruszki do ust. – „Niby nic takiego, byłabym z Julą i z Szymkiem, ale z drugiej strony nie wiadomo, co ten gangster znów wymyśli…”
Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie wczorajszego wieczoru i rozmaitych werbalnych szulerstw wesołego bandziora.
„Wyszczekany jest jak diabli” – pomyślała z uznaniem. – „Ten finalny wygłup był piekielnie inteligentny, jak by na to nie spojrzeć. A ja mu zarzucałam, że działa standardowo! Oj, myliłam się, ma inwencję twórczą, skubaniec, to mu trzeba przyznać… No, ale tak czy inaczej… nie powinnam ciągnąć tego kontaktu. Taki był pewny siebie co do tego czwartku, że z czystej przekory nie powinnam tam iść. Niech sobie nie myśli za dużo!”
Skończywszy kanapkę, dopiła swoje kakao, odstawiła kubek i uśmiechnęła się do siedzącego w milczeniu po drugiej stronie stołu Tatusia. Odwzajemnił jej uśmiech, również odkładając nóż na talerz i sięgając po serwetkę.
– A może odwiedziłabyś na tygodniu Karolka, co, Lodzieńko? – zaproponowała niewinnie Mamusia. – Nie może teraz wychodzić z domu, na pewno by się ucieszył…
– Czy ja wiem? – wzruszyła ramionami Lodzia, wstając od stołu. – Dziękuję bardzo za śniadanie. Posprzątam to i pozmywam.
– No, ale Lodziu! – podjęła z lekkim oburzeniem Ciotka. – Nie tęsknisz za Karolkiem?
– Chyba się na niego nie pogniewałaś? – zaniepokoiła się Mamusia. – To przecież nie jego wina, że skręcił nogę…
– Wiem, mamo – westchnęła Lodzia, zbierając naczynia ze stołu i ustawiając je równo na tacy. – Nie pogniewałam się na niego, skąd taki pomysł? Po prostu… on mnie nie zapraszał do odwiedzin, a przecież nie będę się narzucać.
– No tak, rzeczywiście, Lucy, ona ma rację – przyznała Mamusia, zwracając się do Ciotki. – Nie będzie się wpraszała, to nie wypada dziewczynie. Ale nie martw się, dziecko, wszystko da się załatwić – zapewniła ciepło Lodzię. – Powinnaś na początek do niego zadzwonić, o zdrowie przecież zawsze wypada zapytać…
Lodzia uśmiechnęła się i poszła z tacą do kuchni, gdzie zabrała się za mycie naczyń.
„Nie przeczę, że chętnie bym zobaczyła z bliska tych jego kumpli” – myślała, odstawiając automatycznym ruchem na suszarkę kolejne szklanki i talerze. – „Ciekawe, co to są za ludzie. Z Majkiem znają się od dawna, chodzili razem do szkoły, zresztą on też mi wygląda na niezłego ananasa” – uśmiechnęła się na wspomnienie rozczochranej fryzury sympatycznego restauratora. – „Obaj są pewnie siebie warci… Może jednak pójdę tam w czwartek?… Nie, nie powinnam. Ten łobuz nie jest w ciemię bity, a ja mu wpadłam w oko, z tego lepiej sobie nie żartować. Nabrał na mnie ochoty, drab piekielny… Jak on wczoraj na mnie patrzył!”
Znów ujrzała przed sobą ciemne oczy bandziora. Były wypełnione światełkiem zafascynowania, które stopniowo przemieniło się w namiętny płomień… W uszach zabrzmiały jej wypowiedziane gorącym szeptem słowa… Obiecaj mi, że będziesz tylko moja… A potem taniec przy utworze Presleya, zniewalający uścisk jego ramion, jego oddech w jej włosach, dotyk jego ciepłego policzka na jej skroni… Po karku przebiegł jej znajomy, słodki dreszcz.
Szklanka, którą właśnie odstawiała na suszarkę, wypadła jej z ręki i ze szklistym hukiem rozsypała się w drobne kawałki na podłodze. Wielka Triada przybiegła w zaniepokojeniu i rzuciła się do usuwania skutków tej nieuwagi, ekspediując Lodzię z powrotem na górę i nakazując, aby mimo wszystko jeszcze trochę przespała się po tym balu.
„Nic z tego, nie pójdę do żadnej Anabelli!” – zdecydowała stanowczo, wchodząc posłusznie po schodach. – „Mowy nie ma! Już wystarczy mi tych wrażeń, ten cholerny drań za bardzo mi się podoba, jeszcze się przez to wpakuję w jakieś poważne tarapaty… Koniec tematu, Lodziu, ani mi się waż w ogóle o tym myśleć!”

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Dalsze części:
Rozdział VIII (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)