„Tak cudownie się z nim gada!” – myślała rozmarzona, idąc w środowy poranek z przystanku do szkoły po topniejącym pod nogami śniegu. – „Uwielbiam te jego szachrajstwa, mogłabym tak się z nim przekomarzać godzinami, i to obojętnie na jaki temat…”
Ociepliło się już i ostatni dzień lutego stał pod znakiem odwilży zapowiadającej zbliżającą się wiosnę. Ulice zawalone były śniegowym błotem, w rynnach dzwoniła spływająca z dachów woda, ale słońce kryło się za gęstymi chmurami, więc poranek był szary i ponury. Lodzi jednak zupełnie to nie przeszkadzało. Jej duszę, niczym promień tropikalnego słońca, rozświetlała wizja uśmiechniętych, ciemnych oczu z drobniutkimi zmarszczkami w kącikach…
„Ja wiem, że to nie ma przyszłości” – westchnęła, rozdeptując energicznym tupnięciem brudną, śniegową muldę, która napatoczyła jej się pod nogi. – „Ale jak ja mam z tym walczyć? On ma taki głos, takie oczy… takie ramiona! Jedyne takie na świecie. Piątek dopiero pojutrze, dlaczego ten czas tak wolno leci!”
– Cześć, Lodziu – usłyszała nagle obok siebie znajomy głos.
„Szlag!” – pomyślała z irytacją. – „Grzela mi tylko brakowało!”
Podniosła głowę i spojrzała chłodno na chłopaka, który dogonił ją właśnie i szedł obok niej chodnikiem z wyraźnym zamiarem towarzyszenia jej aż do szkoły.
– Cześć – mruknęła, instynktownie przyśpieszając kroku.
Grzelo natychmiast ruszył za nią, dotrzymując jej tempa.
– Lodziu, poczekaj – rzucił poważnie. – Muszę z tobą pogadać. Już od paru dni się zbieram…
– To zbieraj się dalej – wzruszyła ramionami. – Ja nie mam ci nic do powiedzenia.
– Ale ja mam tobie – podchwycił szybko. – Słuchaj…
– Wybacz, nie interesuje mnie to – przerwała mu zimno. – Ja w ogóle nie powinnam z tobą rozmawiać. Po tym, co zrobiłeś na studniówce, miałam się do ciebie już nigdy więcej nie odezwać. Sama nie rozumiem, dlaczego się do tego nie stosuję… chyba za miękka jestem.
– Przestań, Lodziu – powiedział Grzelo wciąż tym samym, nietypowym dla niego, poważnym tonem. – Ja się nie wygłupiam, to jest naprawdę bardzo ważne. Chodzi o twoje życie.
– Ach, o moje życie! – prychnęła, spoglądając na niego jak na wariata. – Co, może tym razem to mnie zamordujesz? Flaki mi powyrywasz?
– No coś ty! – pokręcił głową. – Wiesz przecież, co do ciebie czuję, okrutna kobieto… ale nie o tym chciałem mówić. Chodzi mi o tego twojego przydupasa ze studniówki.
Lodzia stanęła na środku chodnika i spojrzała na niego zmrożona.
– Weź ty się wyrażaj jakoś kulturalniej, co? – odparła z niesmakiem.
– Niby jak mam mówić? – wzruszył ramionami. – Ja nie mam dla niego żadnego szacunku. To stary cwaniak kuty na cztery kopyta i zobaczysz, że jeszcze będziesz płakać przez niego!
Serce Lodzi zabiło mocniej i ścisnęło się boleśnie.
– Nie pozwalaj sobie! – wycedziła z irytacją. – To nie twoja sprawa!
– Moja czy nie moja – machnął ręką Grzelo. – Sprawdziłem, kto to jest, i dziwię się, skąd ty w ogóle znasz tego typa. Z tym niby narzeczonym to był jakiś głupi żart albo ściema dla naiwnych, chyba sama w to nie wierzysz… Wiesz chociaż, z kim masz do czynienia?
– Odczep się! – wykrzyknęła oburzona Lodzia.
– Widziałem, jakie kwiatki przysłał ci w tamtym tygodniu do szkoły – mówił dalej Grzelo z zaciętym wyrazem twarzy. – Pewnie jesteś zachwycona, co? Ech, naiwna kobieto! Ten facet prędzej czy później puści cię w trąbę, masz to jak w banku. To nadziany playboy, któremu spodobała się mega ładna dziewczyna. I wcale mu się nie dziwię, ma gnojek dobry gust… Ty chyba jeszcze nie rozumiesz, Lodziu, jak naiwnie dajesz się okręcić. Przecież on jest od ciebie z piętnaście lat starszy! To podobno jakiś adwokat czy coś takiego. Myślisz, że on cię bierze na poważnie? Nie żartujmy… Zaimponował ci kasą, czy co?
Lodzia aż zaniemówiła z oburzenia. Stała wciąż na środku chodnika, patrząc na niego morderczym wzrokiem, ogarnięta narastającą złością. Grzelo pokręcił głową.
– A taka zawsze byłaś niedostępna – powiedział szyderczo. – Panienka z dobrego domu, której nawet czubkiem palca dotknąć nie można… święta idealistka. I teraz z takim zgniłkiem się zadajesz? Jeden mój kumpel zna go z widzenia, jego starsza siostra miała z nim jakieś konszachty. I powiem ci tylko tyle, że to przygodowy gość… Tak samo jak taki jego kumpel, didżej-restaurator, nie wiem, czy go znasz, ale mniejsza o to. Szkoda cię dla takiego typa, Lodziu, on cię wypluje jak zżutą gumę. Obracał już z połowę lasek w tym mieście… chcesz być jego następną zabaweczką? A może już jesteś? – spojrzał na nią z zastanowieniem.
Ostatnie słowa były przysłowiową kroplą, która przepełnia czarę. Urażona do żywego Lodzia, niewiele myśląc nad tym, co robi, podniosła rękę, zamachnęła się i wymierzyła Grzelowi siarczysty policzek. Uderzenie było tak mocne, że dłoń zabolała ją i aż ścierpła, zaś na twarzy chłopaka pojawiła się duża, czerwona plama. Znieruchomiał i zaniemówił, zaskoczony tak gwałtowną reakcją tej drobnej, delikatnej dziewczyny.
– Masz! – wysyczała, czując, jak z wściekłości do oczu napływają jej łzy. – Mogę poprawić jeszcze z drugiej strony. Jak ty śmiesz tak do mnie mówić? Nie pozwalaj sobie za dużo! Mało ci było nauczki na studniówce? Zajmij się sobą, co? Ja sobie nie życzę ani twoich życzliwych uwag, ani twoich dobrych rad! Daj mi wreszcie święty spokój!
Dotknięta rodowa duma panny Makówkówny oraz urażona kobieca godność sprawiły, że jej modre oczy rozbłysły ogniem, a na policzki wybiegł lekki rumieniec. Grzelo patrzył jak urzeczony na to zjawisko, tak prześliczne w swej płomiennej furii…
– Jest gorzej, niż myślałem – pokiwał głową, zagryzając wargi. – Ty się w tym padalcu naprawdę zakochałaś. Nie waliłabyś mnie z całej pary po ryju, gdyby tak nie było. Jak sobie chcesz, Lodziu… Szkoda mi cię. On cię puści kantem, przypomnisz sobie jeszcze moje słowa. Nie będę się więcej wtrącał. Życzę ci dobrej zabawy i miłego przebudzenia – dodał szyderczo.
Lodzia roztarła sobie bolącą dłoń, rzuciła mu dumne, pogardliwe spojrzenie i szybkim krokiem, niemal biegiem, połykając łzy, ruszyła w stronę szkoły. Grzelo nie gonił jej.
(c.d.n.)

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Dalsze części:
Rozdział X (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)