Lodzia Makówkówna – Rozdział XI (cz. 4)

Majk pokręcił głową i spojrzał z uśmiechem na Pabla, który nie spuszczał zafascynowanego wzroku z dziewczyny. Na jej policzki wystąpił lekki rumieniec, widziała bowiem, że Majk nie traktuje serio jej propozycji, podczas gdy w niej aż wyrywało się serce do tego, by wesprzeć w nagłej potrzebie przeciążoną brygadę sympatycznego restauratora.

– Bandziorku – oparła dłoń na ramieniu Pabla i zajrzała mu prosząco w oczy. – Powiedz mu, że dam radę, dlaczego on mi nie wierzy?

Gest ten sprawił, że fascynacja na twarzy Pabla przerodziła się w wyraz zachwytu. Pochylił się do niej i przez chwilę patrzył we wzniesione ku niemu modre oczy.

– Naprawdę chcesz pomóc w kuchni, Lea? – zapytał powoli.

– Pewnie, że tak! – zawołała z zapałem. – To przecież długo nie potrwa, załatwimy sprawę, a potem pójdziemy na pizzę! Zobacz, jak się złożyło, że tu zeszliśmy, ja naprawdę mogę im pomóc przy tym smażeniu i sałatce, to drobiazg, gotuję od dziecka… On mnie nie traktuje poważnie, ale ciebie przecież posłucha! No, powiedz mu, przekonaj go… mój dżinnie.

Oczy Pabla rozbłysły na jej ostatnie słowa. Spojrzał stanowczo na Majka.

– Dobra, stary, prowadź nas do kuchni, niech pani Wiesia powie jej, co ma robić.

– Zgłupiałeś? – zdumiał się Majk.

– Nie wydziwiaj, szkoda czasu – odparł Pablo, ruchem głowy wskazując mu wejście na zaplecze. – Zaraz zobaczysz moją mistrzynię w akcji. Lecimy… no jazda, co się gapisz?

Majk popatrzył z uwagą na niego, potem na Lodzię i parsknął śmiechem.

– No dobra, chodź! – powiedział do dziewczyny i poprowadził ją szybkim krokiem na zaplecze. – Zostaw sobie tu płaszcz i chodź tędy… Lubisz gotować?

– Bardzo lubię – zapewniła go Lodzia, wypełniając skrupulatnie jego polecenia. – Ale chyba dzisiaj u ciebie liczy się przede wszystkim to, żeby było szybko, nie? Pablo też może nam pomóc – dodała, odwracając się na chwilę do Pabla, który rzucił swoją kurtkę w to samo miejsce i szedł za nimi z rozbawionym uśmiechem na twarzy.

Wpadli do kuchni, gdzie pomiędzy wielkim, rozgrzanym piecem gazowym a zawalonym różnymi produktami blatem uwijała się zarumieniona od gorąca starsza kucharka.

– Pani Wiesiu! – rzucił od progu Majk. – Mam dla pani kuchareczkę do pomocy. Rekomendacja od mojego najlepszego kumpla, wierzę mu na słowo i oddaję ją w pani ręce! Ja muszę lecieć – i klepnąwszy Pabla wesoło w ramię, wybiegł, wzywając do siebie kelnerkę.

Pani Wiesia pozdrowiła Pabla uśmiechem jak starego znajomego, po czym zmierzyła Lodzię życzliwym, choć nieco niedowierzającym wzrokiem znad wielkiej patelni.

– Skoro szef tak każe… Zakładaj fartuch, dziecino, tutaj wiszą. I czepek weź. O, jaki długi masz ten warkoczyk! Trzeba go będzie jakoś schować, tu nie może być włosów na wierzchu.

– Oczywiście – odparła szybko Lodzia, naciągając w mgnieniu oka fartuch i upychając swój długi warkocz pod białym, kucharskim czepkiem. – Co mam robić, proszę pani?

– Smaż mi te ryby, dziecko – powiedziała pani Wiesia, wycierając ręce. – Są już w marynacie, trzeba je spanierować i wrzucać na patelnię. Tu masz jajko, bułkę tartą… gdyby zabrakło, to jeszcze stąd weź jajka, o tu, z lodówki. Jak się uda, to w międzyczasie możesz kroić sałatę, potem pomidory. Ja muszę stanąć do wydawania porcji.

– Jasna sprawa – kiwnęła grzecznie głową.

Umyła szybko ręce, założyła rękawiczki i rzuciła się do roboty. Przygotowane plastry dorsza migały jeden po drugim w jej rękach i opanierowane lądowały z sykiem na patelni. Pani Wiesia zerknęła z uznaniem i zabrała się za ładowanie na talerze usmażonych już kawałków ryby, dymiącego ryżu i sałatki z gigantycznej salaterki.

Pablo stanął w drzwiach, oparł się ramieniem o framugę, skrzyżował ręce na piersi i przyglądał się w milczeniu wdzięcznej sylwetce uwijającej się dziewczyny. Za chwilę jednak musiał usunąć się ze swego stanowiska, by przepuścić wpadającą jak po ogień kelnerkę.

– No i gdzie mi pan tu stoi?! – zdenerwowała się, ładując pośpiesznie na tacę przygotowane talerze. – Przejście pan blokuje!

– Pablo, chodź tu do mnie – zakomenderowała natychmiast Lodzia. – Nie przeszkadzaj tam pani, zakładaj ten fartuch, rękawiczki i zabieraj się za pomidory.

– Za pomidory? – zaniepokoił się Pablo, jednak posłusznie założył wskazany fartuch. – Co mam z nimi robić, gwiazdeczko?

– Kroić, zaraz ci pokażę jak – odparła, wyciągając z patelni część usmażonych kawałków ryby i odwracając kolejne na drugą stronę. Pociągnęła go za ramię do stołu, gdzie leżały przygotowane pomidory. – Ma być jak w tej sałatce, którą pani tam nakłada, zobacz. Kroisz na pół, potem znowu… i wszystko jeszcze raz w poprzek… widzisz? I wrzucasz tutaj, o tak!

Szybkimi ruchami pocięła na kawałki dwa pomidory, wrzucając je od razu do stojącej obok salaterki. Pablo patrzył z uwagą na demonstrowane przez nią gesty.

– Dobrze, spróbuję sam – kiwnął głową, przejmując z jej ręki nóż.

– Tylko niech pan sobie palca nie utnie, panie Pawle! – zaśmiała się pani Wiesia, przyglądając mu się z rozbawieniem znad dymiącego ryżu. – Dziecinko, tego dorsza chyba nie wystarczy, trzeba będzie dołożyć. Jest w lodówce na dole, w marynacie… O, dobrze, że pan wrócił, szefie! – dodała na widok Majka, który wparował znów do kuchni i parsknął śmiechem na widok Pabla krojącego w najwyższym skupieniu pomidora. – Zapomniałam zapytać, ile tam jeszcze będzie trzeba tych porcji?

– Razem sześćdziesiąt cztery, właśnie ich policzyłem – odparł Majk.

Przyglądał się teraz z uwagą Lodzi, która w błyskawicznym tempie wyciągnęła z patelni kolejne kawałki dorsza, spanierowała i wrzuciła w ich miejsce inne, część już smażących się odwróciła na drugą stronę, dolała oleju, następnie wyjęła z lodówki jajka i wielki pojemnik z surową rybą w marynacie, wbiła kilka jajek do miski, w której poprzednie już się skończyły, roztrzepała je widelcem, sprawdzając jednocześnie stan ryby na patelni, po czym otworzyła pojemnik i zabrała się za wyciąganie z niego kolejnych porcji ryby.

(c.d.n.)

Źródło: pixabay.com

Poprzednie części:

Prolog (1) (2) (3)

Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XI (1) (2) (3)

Dalsze części:

Rozdział XI (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)

Epilog (1) (2) (3) (4) (5)


Dodaj komentarz