Szli obok siebie chodnikiem w świetle ulicznych lamp. Była dopiero niespełna dziewiętnasta, więc na ulicy kręciło się sporo osób, do parkingu było już niedaleko.
„O co mu może chodzić z tym jakimś projektem?” – zastanawiała się zaintrygowana Lodzia. – „Coś kombinuje, oprych jeden, widać po nim, że znowu wymyślił coś diabelskiego…”
Nagle poczuła delikatny dotyk… To Pablo ostrożnie ujął w marszu jej dłoń i przytrzymał w swojej. Przyjemny prąd przebiegł przez całe jej ciało, a serce ścisnęło jej się cichą rozkoszą, której poddała się bezwolnie na kilkanaście długich sekund. Odurzona tą niespodziewaną chwilą szczęścia, szła chodnikiem jak w amoku, krok za krokiem, czując, jak Pablo pieszczotliwie zamyka jej dłoń w swej ciepłej dłoni i powolutku splata palce z jej palcami.
Jakaś starsza pani, którą mijali, spojrzała na trzymającą się za ręce parę i uśmiechnęła się życzliwie na widok spłonionej wzruszeniem twarzy młodziutkiej dziewczyny z niezwykle długim warkoczem, od której nie odrywał świetlistego wzroku sporo od niej starszy mężczyzna o miłym, budzącym zaufanie wyglądzie. Lodzia ocknęła się po kilkunastu krokach.
„Wystarczy” – pomyślała w nagłym przypływie przytomności. – „Co ja robię, chyba zwariowałam… Ten bandzior działa na mnie jak paralizator!”
Łagodnie wyplotła swoje palce z palców Pabla i wysunęła dłoń z jego dłoni, powoli, najwolniej, jak tylko mogła, do ostatniego ułamka sekundy rozkoszując się jego dotykiem… Nie protestował, jednak na swej twarzy czuła jego przenikliwe spojrzenie.
Szli dalej w milczeniu. Wkrótce dotarli do parkingu i znaleźli się przy samochodzie; Pablo poprowadził ją na prawą stronę i otworzył przed nią drzwi pasażera. Zerknęła na niego przelotnie i w półmroku dostrzegła w jego oczach znajomy, namiętny płomień… Wsiadła zmieszana, odwracając oczy. Zamknął za nią drzwi, usiadł za kierownicą i ruszyli ulicami skąpanymi w pomarańczowym świetle sodowych latarni.
– Powiedz mi, Lea – zagadnął po dłuższej chwili neutralnym tonem. – Ile ty lat musiałaś praktykować, żeby tak się nauczyć posługiwać tym tasakiem?
– Sama nie wiem – uśmiechnęła się, wdzięczna mu za rozładowanie atmosfery. – Od dziecka szkolono mnie w gotowaniu, ale nie policzę, ile to dokładnie będzie lat.
– Pewnie równie dobrze posługujesz się siekierą i bronią palną – pokiwał głową. – Lepiej ci nie wchodzić w drogę, przekonałem się o tym na własnej skórze.
– Siekierą się nie posługuję – odparła rozbawiona. – Bronią palną tym bardziej.
– Ale nożyczki w serce wbijasz. Nie wypieraj się, już nieraz mi to obiecywałaś, za pierwszym razem cudem uszedłem z życiem. A teraz ten tasak będzie mi się śnił po nocach…
Lodzia roześmiała się, ale w następnej chwili na jej twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia, skręcili bowiem w inną stronę, niż powinni. To nie była droga na jej osiedle.
– Dokąd jedziemy? – zapytała zdziwiona.
– Do mnie – odparł spokojnie Pablo. – Mieszkam tu niedaleko, na Milenijnej.
– Do ciebie? – powtórzyła, blednąc.
W sercu poczuła nagły, straszliwy ścisk.
– Tak, kochanie – rzucił beztrosko. – Jest jeszcze młoda godzina, pokażę ci, gdzie mieszkam, zrobimy sobie coś do picia i obejrzymy nasz projekt. Maciek ma jeszcze pozmieniać parę rzeczy, ale wersję roboczą mam już całą, zdecydujesz, co jeszcze pójdzie do przeróbki i zagonimy go do roboty. Wprowadzi hurtem wszystkie poprawki i będzie załatwione.
Lodzia słuchała go z bijącym sercem, w narastającym popłochu. Jasne, projekt! Tajemniczy projekt! I ona miała dać się nabrać na taki tani chwyt? Jechali do niego… do niego… Będą tam zupełnie sami! A więc to tak, więc to już dziś… Zabierał ją do siebie, tak stanowczo, bez pytania, sprowokowany tym, że na ulicy od razu nie cofnęła ręki. Przejrzał ją, poczuł się zwycięzcą, uznał to za ciche przyzwolenie. Wyczuł jej słabość, przekonał się, że ma nad nią władzę, i zdecydował, że wystarczy już tych zabiegów… że należało przystąpić do rzeczy. Statystyki nie mogły dłużej czekać, już wystarczająco dużo w nią zainwestował, już za długo mu się wymykała! Gdy wsiadała do samochodu, patrzył na nią takim wzrokiem!
Przypomniała sobie scenę z kancelarii, tamten ogień w jego oczach i wypowiedziane aksamitnym tonem słowa… Umiesz czytać w myślach, mała czarodziejko… Już wtedy tak nierozważnie odsłoniła przed nim karty! Jednak wtedy byli pośród ludzi, teraz będą sami. Czy to jakiś problem dla doświadczonego donżuana złamać słaby opór zakochanej w nim dziewczyny? Zanim się obejrzy, ulegnie temu magnesowi, który od początku ciągnął ją do niego. A jeśli nawet wytrzyma tę próbę, i tak dojdzie do przykrej konfrontacji, będzie musiała radykalnie to zakończyć. Niewykluczone, że widzi go po raz ostatni… W jej głowie zabrzmiały echem tak niedawne słowa Grzela. To przygodowy gość… Obracał już z połowę lasek w tym mieście… chcesz być jego następną zabaweczką?
„Nic z tego, bandziorku” – pomyślała ze straszliwym, szarpiącym bólem w sercu. – „Przeliczyłeś się. Zakochałam się w tobie jak głupia smarkula, to jedno udało ci się lepiej, niż myślisz. Ale nie będzie tak, jak sobie zaplanowałeś. Nie, tak nie będzie!”
Wyprostowała się, podniosła z godnością głowę.
– Nie chcę jechać do ciebie, Pablo – powiedziała cichym lecz stanowczym głosem.
– Dlaczego nie? – zdziwił się. – Dopiero siódma, mamy jeszcze trochę czasu.
Nie odpowiedziała, zdjęta nagłym strachem na myśl o tym, co ją zaraz czeka. Nie zgodzi się przecież pójść z nim do domu, będzie musiała wysiąść w nieznanej okolicy, odejść, może nawet uciec przed nim, wrócić do siebie sama… Jednak w bagażniku miał jej szkolny plecak, może ją tym zaszantażować jak rękawiczkami po studniówce. I co wtedy? Skuliła się na siedzeniu jak strwożony ptak, spoglądając na niego ze śmiertelnym niepokojem.
(c.d.n.)

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7)
Dalsze części:
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)