Dwie taksówki podjechały jednocześnie pod dom przy Czeremchowej osiem, gdzie w przedpokoju trwała gorączkowa kotłowanina. Ciotka Lucy z opakowaną szczelnie tacą z makowcem poszła przodem ubezpieczana przez Tatusia, za nimi Lodzia w długiej, wizytowej sukience wystającej jej spod wiosennego płaszcza, wreszcie ariergarda w osobach Mamusi i Babci, które zamknąwszy komisyjnie drzwi, szybko znalazły się niemal tuż za Lodzią.
– Może i masz rację – dziewczyna mimowolnie dosłyszała dobiegający z tyłu konspiracyjny głos Mamusi. – Ale ja nadal nic z tego nie rozumiem!
– Ja ci mówię, Zosiu, że ona coś za bardzo się tym przejęła – mówiła równie konspiracyjnie Babcia. – Na dwie godziny tak się zamknąć na klucz w pokoju! Naczyń nie pozmywała…
– No nic, mamo, cicho, bo usłyszy… Porozmawiamy sobie o tym jeszcze spokojnie w taksówce.
Zgodnie z decyzją Mamusi do pierwszej taksówki miała wsiąść Lodzia z Tatusiem, drugą zaś miała jechać Wielka Triada w towarzystwie makowca. Dziewczyna z ulgą zasiadła na tylnym siedzeniu, Tatuś ulokował się obok niej. Przez kilka minut siedzieli w milczeniu, podczas gdy samochód sunął ulicami w zapadającym zmroku.
– Lodziu? – zagadnął nagle Tatuś, spoglądając na nią z wahaniem.
Odwróciła do niego głowę i uśmiechnęła się. Bardzo kochała Tatusia, od jej wczesnego dzieciństwa żyli w najlepszej komitywie, a choć on był cichy, milczący i całkowicie podporządkowany rozkazom hałaśliwej Wielkiej Triady, łączyło ich porozumienie wrażliwych dusz. Razem sprzątali w ogródku, sadzili niezapominajki, w zimie lubiła mu pomagać w paleniu w piecu w kotłowni, oboje dobrze się czuli w swoim towarzystwie, wręcz odpoczywali przy sobie wzajemnie. Wiedziała też, że przy domowych awanturach zawsze był po jej stronie, rozumiał ją i popierał, a choć wsparcie to było tylko duchowe, bo nigdy nie miał odwagi jawnie przeciwstawić się autorytarnym paniom domu, i tak bardzo doceniała tego cichego sojusznika, który zawsze dopingował ją życzliwym spojrzeniem i uśmiechem zagrzewającym do walki.
– Słucham, tato? – odparła ciepło.
– Powiedz mi, dziecko – zaczął nieco zmieszany. – Wiesz, że bardzo mi zależy na twoim dobru… Nic nikomu nie powiem oczywiście. Ten chłopiec, Karol… on ci się naprawdę podoba?
Lodzia spojrzała na niego zdziwiona. Tatuś nigdy jeszcze nie rozmawiał z nią o takich rzeczach… Od razu jednak zrozumiała, że to odważne, nietypowe dla niego podjęcie delikatnego tematu nie było powodowane pustą ciekawością, ale musiało wynikać z prawdziwej troski. Niewątpliwie wyczuł, że zachwyty Wielkiej Triady nad jej romantycznym uczuciem do Karola były mocno nietrafione, a ona z kim jak z kim, ale z nim nie miała zamiaru być nieszczera.
– Nie – uśmiechnęła się leciutko. – Z tego nic nie będzie, tato.
Tatuś przyglądał jej się uważnie w półmroku.
– Tak myślałem – pokiwał głową. – Dobrze znam moją córeczkę. Ale widzisz, mnie się wydaje… ja wiem, że ciebie coś dzisiaj męczy, Lodziu. Widzę to od rana.
Lodzia westchnęła. To było oczywiste, że nie udało jej się ukryć wzburzenia i smutku po wczorajszym wieczorze, nie miała wątpliwości, że na śniadaniu wszystko było po niej widać. A potem jeszcze te kwiaty w pudełku po cieście… Tatuś co prawda nie widział tej sceny, ale jej dziwne zachowanie przez cały dzień nie mogło przecież umknąć niczyjej uwadze.
– Trochę tak, tato – powiedziała cicho. – Ale to nie ma związku z Karolem.
– Nie? – zdziwił się. – Myślałem, że właśnie o niego chodzi, że boisz się tych ich planów, zaręczyn…
– Nie boję się – zapewniła go ze smętnym uśmiechem. – Siłą mnie nie zaręczą, najwyżej będzie parę awantur, trudno, przeżyje się… Nie, to nie to, tato. Nie martw się o mnie, naprawdę.
Tatuś nie wydawał się przekonany.
– Martwię się, Lodziu – odparł z westchnieniem. – Jesteś moim największym skarbem i nie chciałbym, żeby one wpakowały cię w coś… nieodpowiedniego. Zależy mi na tym, żebyś naprawdę była zadowolona z wyboru, jak już przyjdzie co do czego… Wiesz, o czym mówię.
– Wiem – kiwnęła głową.
– Mnie tam jest zwykle wszystko jedno – ciągnął łagodnie Tatuś. – Niech Zosia… i w ogóle one we trzy… niech sobie rządzą w domu, niech sobie decydują o wszystkim, skoro tak lubią. Tak nawet jest dla mnie wygodnie, idę sobie po pracy do ogródka i nie muszę się o nic martwić. Ale w tej jednej sprawie… to jedno bardzo mi leży na sercu. To nie jest byle co, to jest dalsze życie mojej małej dziewczynki…
Lodzia zadrżała, przypominając sobie natychmiast ostatnie słowa Pabla. Nazwał ją dokładnie tak samo, swoją małą dziewczynką… Jakże inny sens ten sam zwrot miał w jego ustach! Ów dziwny zbieg okoliczności niespodziewanie połączył w jej myślach tych dwóch mężczyzn, tak diametralnie różnych – Tatusia, który kochał ją bezwarunkową, ojcowską miłością, i tamtego, płonącego ku niej namiętnością o zupełnie odmiennym charakterze. Kontrast był tak jaskrawy, tak uderzający! A jednak obaj, każdy niezależnie, nazwali ją tak samo… w głosie obydwu zabrzmiał przy tym niemal identyczny, czuły ton…
Zszargane od wczoraj nerwy i przeżywane od tygodni rozterki serca sprawiły, że ten drobny impuls wystarczył, by znów do oczu napłynęły jej łzy. Nie zdołała ich pohamować, spłynęły po policzkach i skapnęły cicho na połę jej płaszcza.
– Lodziu, co się stało? – zaniepokoił się Tatuś, wyciągając szybko z kieszeni i podając jej chusteczkę. – Z tobą jest coś nie tak, ja to wiedziałem od rana… Powiedz mi, skarbie, co się dzieje?
„Jak dobrze byłoby mieć w tym domu chociaż jedną przyjazną, odrobinę wtajemniczoną duszę!” – pomyślała z rozżaleniem Lodzia. – „Tak ciężko dusić to w sobie…”
– Powiem ci, tato – chlipnęła, osuszając oczy chusteczką, ostrożnie, tak, by straszliwa załoga jadącej za nimi taksówki nie dostrzegła potem ich zaczerwienienia. – Ale nie mów im nic, dobrze?
– No pewnie, że nic nie powiem, skąd taki pomysł, kochanie? – obruszył się Tatuś. – Będę się zastanawiał, jak ci pomóc, a nie zdradzał twoje tajemnice…
Lodzia wytarła delikatnie nos, westchnęła i spuściła głowę.
– Bo ja się bardzo zakochałam w kimś innym – powiedziała cicho, tonem dziecka przyznającego się ze skruchą do brzemiennej w skutki psoty.
Tatuś pokiwał powoli głową, podniósł rękę i pogładził ją po włosach.
– Moje biedactwo – szepnął ze współczuciem. – Mogłem się tego domyślić. Przecież ty się jeszcze nigdy tak nie zachowywałaś… Najpierw sam myślałem, że to ten Karol rzeczywiście zawrócił ci w głowie, ale dzisiaj rano już byłem pewien, że nie. Widziałem, że coś cię gryzie, sądziłem, że martwią cię te ich plany. One ciągle tak ci dokuczają… Powiedz mi, to jakiś chłopiec ze szkoły?
Pokręciła głową przecząco.
– No dobrze, nie będę dopytywał – wycofał się dyskretnie. – Pamiętaj, że zawsze jestem po twojej stronie. Tobie by się nie spodobał ktoś, kto by nie był ciebie wart, ja to wiem. Ale czekaj, Lodziu… Czyli to znaczy, że niepotrzebnie tam dzisiaj jedziemy?
Lodzia podniosła głowę, w głębi serca zdziwiona tym, jak wielką ulgę poczuła po tym nieplanowanym zwierzeniu.
– Nie – zapewniła go, bezmyślnie oddając mu zasmarkaną chusteczkę, którą on spokojnie schował do kieszeni. – Bardzo dobrze, że tam jedziemy. Ja właśnie chcę porozmawiać z Karolem, my się dobrze rozumiemy, to jest naprawdę fajny chłopak. Musimy razem wymyślić jakiś plan, żeby wreszcie się od nas odczepiły.
Tatuś uśmiechnął się ze zrozumieniem.
– Będzie wielka awantura? – zapytał retorycznie.
– Obawiam się, że tak – pokiwała głową. – Ale jakoś to przetrwamy, tato.

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Dalsze części:
Rozdział XII (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)