Lodzia Makówkówna – Rozdział XII (cz. 7)

Przedstawienie zaaranżowane na wtorkowy wieczór wypadło perfekcyjnie. Zgodnie z umową zawartą z Karolem podczas rewizyty, Lodzia przez dwa dni z entuzjazmem rozprawiała w domu o wspólnym wyjeździe na lekcję tańca, budząc tym zachwyt i wzruszenie Wielkiej Triady. Sprawa podejrzanych kwiatków w pudełku po cieście szybko przybladła i została zbagatelizowana, w końcu tak spektakularny rozkwit uczuć młodej pary dowodził, że to musiał być tylko jakiś nic nieznaczący incydent…

O umówionej godzinie Karol podjechał po nią samochodem, do którego wsiadła ostentacyjnie na oczach trzech przejętych swatek stłoczonych za kuchenną firanką, by następnie wysiąść pod domem Julki kilka ulic dalej.

– To już tutaj – powiedziała, wskazując mu miejsce, gdzie powinien się zatrzymać. – Lecę, bądź po mnie przed dwudziestą. I baw się dobrze!

– Dzięki – odparł z wdzięcznością Karol.

Lodzia zauważyła, że znów targały nim owe nietypowe emocje, które zaobserwowała u niego już dwa razy – na jego twarzy odbijała się jakby mieszanina niepokoju, tremy, podekscytowania i radości. Pomyślała z uznaniem, że bardzo mu to pasowało, dodawało mu subtelnego uroku i znacząco ożywiało jego dotychczas zbyt sztywną postać, wlewając w nią nowego, fascynującego ducha.

„To jest naprawdę przystojny, atrakcyjny chłopak” – skonstatowała, wysiadłszy z samochodu, który wnet odjechał i zniknął za rogiem. – „Aż się dziwię, że mnie nie ruszył, bo przecież niczego mu nie brakuje, niejedna by za takim w ogień poszła. Ale też fakt, że ostatnio nieźle się wyrobił, w listopadzie wyglądał jeszcze na strasznego sztywniaka, teraz już taki nie jest…”

Szybko jednak myśli o Karolu zbladły w jej głowie i ustąpiły miejsca temu, co od piątku przepełniało bez reszty jej duszę. Choć na zewnątrz starała się nie okazywać emocji, w środku bardzo cierpiała i cierpienie to, zamiast słabnąć, nasilało się z każdym dniem. Czuła bowiem, że przyszedł czas na decyzję, na to, by korzystając z zaistniałej okazji, przestać wreszcie robić z siebie idiotkę i zakończyć raz na zawsze niebezpieczną znajomość z bandziorem.

„Przecież to nie ma sensu” – myślała, idąc w stronę domu Julki. – „Co mi przyjdzie z tego, że ukradnę jeszcze kilka spotkań? Może więcej by ich było, gdybym się poddała, może nawet przez jakiś czas łaskawie potrzymałby mnie przy sobie… Ale co z tego? Co potem? To przecież stary wyga, cwaniak, adwokat mocny w gębie. Wszystko, co do mnie mówi, to są tylko gierki, blefy i podchody, słodkie słówka, które znikną, gdy przestaną być potrzebne w polowaniu. Byłabym skończoną idiotką, gdybym uwierzyła w choćby jedno z nich… Prędzej czy później szachraj znudziłby się mną jak zużytą zabawką i zechciałby odzyskać wolność. Pewnego dnia po prostu przestałby dzwonić, rozpoznawać mnie na ulicy… Nie, mój Boże… nie! Trzeba skończyć to od razu, teraz, choć to tak boli! Przynajmniej zachowam godność…”

Nie miała wątpliwości, że radykalne zerwanie kontaktu z Pablem byłoby najlepszym i najlogiczniejszym rozwiązaniem. A jednak… Od piątku minęły zaledwie cztery dni, a ona tęskniła już za nim całym sercem. Tęskniła za jego zawadiackim półuśmieszkiem, za jego ciemnymi oczami pełnymi wesołych iskierek, za jego sylwetką o idealnej linii ramion, za choćby przelotnym dotykiem jego dłoni… Tęskniła za jego żartami, wygłupami, blefami, za jego niskim, ciepłym głosem, który czasami przybierał tak obezwładniająco aksamitny ton… Kochała go. Bez względu na to, jaki był i czego od niej chciał. Bez niego jej życie wyglądało jak przerażająca, zionąca lodowatym chłodem pustynia.

Po spędzeniu ponad godziny u Julki humor nieco jej się poprawił. Przyjaciółka robiła wszystko, aby ją rozbawić, tym razem starannie unikając wszelkiej aluzji do źródła jej cierpień, choć nie było to wcale łatwe, zważywszy na to, jak obecny był już Pablo w ich życiu, choćby poprzez swój intensywny kontakt z Szymonem. Lodzia była Julce bardzo wdzięczna za ten czas wesołej pogawędki, która oderwała ją na chwilę od złych myśli.

Kiedy podjechał po nią Karol i wychodziła z domu przyjaciółki, aby zabrać się z nim w drogę powrotną, pomyślała w przypływie lepszego humoru, że ta jej przygoda jest przecież skrajnie banalna, w końcu nie ona jedna w historii świata uległa urokowi przystojnego Casanovy, że skoro całe rzesze podobnych frajerek jakoś to przeżyły, to i ona się pozbiera, wyjdzie z tego obronną ręką, a kiedyś serdecznie sobie pogratuluje, że była twarda i nie dała mu satysfakcji.

Widok Karola sprawił jednak, że na moment zapomniała nawet o swoich sercowych rozterkach. Jeszcze nigdy nie widziała go w takim stanie. Blada twarz, ściśnięte wargi, w oczach jakiś obłęd… W pierwszej chwili aż się przestraszyła, zastanawiając się, czy na pewno dobrze robi, że w ogóle wsiada z nim do samochodu. Jednak konsekwentnie nie pytała o nic. Podwiózł ją w milczeniu pod dom i uprzejmie pomógł wysiąść, po czym skinąwszy jej tylko ręką na pożegnanie, wskoczył z powrotem do auta i odjechał.

„Co mu się stało?” – myślała z zaniepokojeniem, idąc do furtki rodzinnego domu. – „Wyglądał, jakby ducha zobaczył… Gdzie on pojechał w tym czasie? Czy ja się aby na pewno nie pakuję w jakieś tarapaty? Służę mu za przykrywkę, parawan… i nawet nie wiem po co. Mam nadzieję, że z tego nie będzie jakiejś nowej awantury!”

Źródło: pixabay.com

Poprzednie części:

Prolog (1) (2) (3)

Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6)

Dalsze części:

Rozdział XII (8) (9)

Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)

Epilog (1) (2) (3) (4) (5)


Dodaj komentarz