Lodzia Makówkówna – Rozdział XII (cz. 9)

– Lodzieńko, dołóż sobie jeszcze ziemniaczków – powiedziała słodko Mamusia, podsuwając córce półmisek. – Ostatnio coś strasznie mało jesz, dziecko, schudłaś, jakaś blada jesteś…

Wielka Triada wymieniła przy tych słowach znaczące spojrzenia. Lodzia dla świętego spokoju dołożyła sobie pół łyżki puree i grzebnęła dla niepoznaki widelcem w surówce. Tatuś obserwował ją uważnie z drugiej strony stołu.

– To co, jutro zaraz po szkole idziecie z Karolkiem na miasto? – upewniła się Mamusia.

– Tak, mamo – odparła grzecznie. – Umówiliśmy się na szesnastą, Jula miała z nami iść, ale jednak nie może. Pójdziemy tylko z kolegami i koleżankami Karola, tymi samymi co w styczniu.

– I to jest bardzo dobra myśl, Lodziu – pokiwała głową Ciotka Lucy. – Trzeba mieć wspólnych znajomych, to jeszcze bardziej cementuje związek. Jak mój biedny Józuś, świeć, Panie, nad jego duszą, ubiegał się o mnie, to właśnie przez kolegę przekazywał mi liściki miłosne. Sam się wstydził, bidulek… może nawet się troszeczkę bał?

Lodzia, która nie dziwiła się bynajmniej Józusiowi, stłumiła uśmiech i pochyliła się z powagą nad swoją surówką.

– A bo to kiedyś byli prawdziwi mężczyźni! – westchnęła sentymentalnie Babcia. – Tacy wrażliwi, delikatni… nie to co teraz! Po trupach do celu! Tylko im w głowie bałamucić te młode panienki, już od podstawówki zaczynają. I to od razu co? Konkrety. No, już głośno nie będę mówić przy Lodzi, ale wy wiecie, co mam na myśli…

Lodzia sięgnęła szybko po szklankę i upiła łyk kompotu, żeby ukryć znów z trudem powstrzymywany uśmiech.

„Jasne, babciu” – pomyślała. – „Ja przecież nadal myślę, że to bociany przynoszą dzieci. Powinnyście były i z tego załatwić mi jakiś kurs! Co za niedopatrzenie…”

– Tak, to prawda – westchnęła Ciotka, zapewne nadal myśląc o swoim Józusiu. – To byli mężczyźni, o jakich teraz coraz trudniej. Ale te dziewczęta to teraz też… Nic a nic się nie szanują. Kiedyś to było inaczej. Co prawda u mnie szkole, jak byłam jeszcze panienką, była taka dziewczyna… Michalina jej było, Misia na nią wołaliśmy. Dała się zbałamucić takiemu jednemu, straszne kłopoty z tego były. Ale to ona jedna, większość zachowywała się przyzwoicie. A teraz? Ech, szkoda słów! – Ciotka machnęła ręką ze zgorszeniem.

– No właśnie – przyznała Babcia, dokładając sobie surówki. – Co to się teraz dzieje w tych szkołach! Nawet za czasów Zosi inaczej to wyglądało. Dziewczęta miały więcej umiaru, umiały się bronić przed takimi łobuzami. Widać ta twoja Misia nie miała szczęścia i trafiła na jakiegoś wyjątkowo nieprzyzwoitego chłopca.

– No, nawet nie można powiedzieć, że to był chłopiec – odparła oględnie Ciotka Lucy. – Dojrzały mężczyzna, kilkanaście lat starszy od niej…

Lodzia zbladła pochylona nad talerzem.

– A, no to nic dziwnego! – zawyrokowała ze zgorszeniem Babcia. – Już ja bym takiego pogoniła, gdzie pieprz rośnie! Przecież to z góry jasne, o co takiemu chodzi, jak się umizguje do uczennicy ze szkoły. Musiała być bardzo naiwna ta dziewczyna.

– A co się biedactwo wycierpiało! – ciągnęła zatopiona we wspomnieniach Ciotka. – Zaimponował jej, bo to był porucznik wojska, w pięknym mundurze chodził. Bardzo przystojny, naprawdę bardzo, taki trochę podobny do naszego E… – urwała, spoglądając przepraszająco na Babcię, która drgnęła niespokojnie. – No, w każdym razie bardzo atrakcyjny mężczyzna. Ale co on w głowie miał? Tfu, samo zgorszenie! Kłamał, zwodził ją, udawał nawet, że chce się z nią ożenić, a jak dostał, co chciał, to tyle go widzieli. A ona taka młodziutka, naiwna, myślała, biedactwo, że on o niej poważnie myśli… i się doigrała.

– Ale to co, dziewczyna rodziny nie miała? – zdziwiła się Mamusia. – Nie miał jej kto przypilnować? Trzeba było przerwać takie szaleństwo! Może była źle wychowana?

– A nie, nie, Zosiu, przeciwnie – zapewniła ją Ciotka. – Z najlepszego domu. Ale tak się z tym kryła, że nikt się nie zorientował, a potem już było za późno. Najstaranniejsze wychowanie nie pomogło.

– No, już ja bym mu dała! – mruknęła Mamusia, przybierając zaciętą minę. – Niechby mi się taki zaczął plątać, gdzie nie trzeba…

– Na szczęście u nas nie ma tego problemu – stwierdziła z satysfakcją Babcia, krojąc sobie kotleta dystyngowanym gestem. – Lodzieńka to takie mądre dziecko… i szczęśliwie zakochana w odpowiednim chłopcu.

Lodzia podniosła smutne oczy na Tatusia, który przyglądał jej się ze współczuciem. Uśmiechnęła się do niego łagodnie, jakby chcąc mu przekazać, żeby się o nią nie martwił.

– I zaręczyny przecież niedługo – ciągnęła Mamusia, dolewając sobie kompotu. – Ustaliłyśmy wstępnie z Emilią, że zrobimy u nas przyjęcie w ostatnią sobotę kwietnia, żeby już wszystko było oficjalnie domknięte przed maturą Lodzi.

– Upieczemy makowiec – zaznaczyła Ciotka Lucy. – Bez makowca to by nie było to samo.

– Ale, Lodziu, ty dalej nic nie jesz! – załamała ręce Mamusia. – Jedz, dziecko, przecież musisz mieć siły, tyle teraz macie tej nauki, nieraz do wieczora w szkole…

– Zosiu, a dajże jej spokój – wzięła ją w obronę Ciotka Lucy. – Przecież sama wiesz, że dziecko wrażliwe, od wtorku się nie widzieli…

– Oj tak, widać, że strasznie tęskni – przyznała Babcia, przyglądając się wnuczce okiem znawczyni. – Powinniście się częściej widywać, Lodziu, od razu ci się humor poprawi. Przecież macie nasze błogosławieństwo.

Lodzia z nagłą irytacją zaczęła napychać usta puree ziemniaczanym i zagryzać surówką, na co Tatuś spojrzał z jeszcze większym niepokojem.

– Ale, Lodzieńko, ostrożnie, nie jedz tak łapczywie – poinstruowała ją z niezadowoleniem Babcia. – Powolutku się je, kulturalnie, tyle razy ci to mówiłam…

– Przy Karolku będzie jeść kulturalnie – zapewniła ją uspokajającym tonem Ciotka. – Już niedługo wszystko się ułoży, będą sobie razem, jak para gołąbków.

Lodzia popatrzyła na Tatusia z takim smutkiem, że aż drgnął.

– Lucynko, a co tam u Kloci? – zagadnął od niechcenia, sięgając po ziemniaki. – Dawno już mi nie mówiłaś, jak tam się sprawa rozwija.

Lodzia spojrzała niego z wdzięcznością za ten akt odwagi i poświęcenia.

– Ach, nie mówiłam ci, Mareczku? – ożywiła się Ciotka Lucy. – Już rzecz jest prawie zakończona, w następną środę mamy mieć wyrok. Już w następną środę! Aż się cała trzęsę! Wszystko jest na dobrej drodze, ale teraz jeszcze przed nami ten ostatni trudny tydzień… Klocia już jest taka zmęczona, no, ale to pieniądze, i to całkiem przyzwoite, a poza tym honor, Mareczku, sam rozumiesz, honor…

– No tak, honor – pokiwał głową Tatuś, nakładając sobie ziemniaki na widelec.

– Tak, to najważniejsze – ciągnęła z przejęciem Ciotka. – Wiesz przecież, że chcieli ją oszukać, w ostatniej chwili zdążyła zareagować, tak to by wszystko przepadło!

– Ale jak to się długo ciągnie – pokręciła głową Babcia. – Przecież kiedy wyście to zaczęli, Lucy, jakoś w październiku?

– We wrześniu! – wykrzyknęła Ciotka. – Już pół roku się z tym męczymy! Długo trwa, bo sprawa zagraniczna, najpierw dokumenty musieliśmy zebrać, potem analiza, no i ciągle jakieś komplikacje…

„Powiem jutro Karolowi, że już ustaliły akcję na ostatnią sobotę kwietnia” – myślała tymczasem Lodzia. – „To jeszcze nie tak źle, mamy półtora miesiąca, żeby obmyślić jakiś plan rozbrojenia tej miny. Tyle że on ostatnio sam wygląda podejrzanie, jeszcze coś głupiego wywinie i ja też będę miała przez to kłopoty. I jak ja mam się uczyć do matury? A historia tej całej Misi… skąd ciocia to nagle wyciągnęła? Jak na złość, tyle zbieżności! Ja zwariuję chyba niedługo…”

Źródło: pixabay.com

Poprzednie części:

Prolog (1) (2) (3)

Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8)

Dalsze części:

Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)

Epilog (1) (2) (3) (4) (5)


Dodaj komentarz