Odeszli na stronę i stanęli naprzeciwko siebie. Pablo wpatrywał się w nią z niemożliwym do opisania wyrazem twarzy, łączącym w sobie zachwyt, zafascynowanie, odrobinę zdziwienia, a także coś na kształt lekkiego niepokoju. Jego oczy lśniły w półmroku hipnotyzującym blaskiem… Na kilka cudownych sekund w zakochanym po brzegi sercu Lodzi zniknęły wszelkie smutki, wątpliwości, żale… Znów był tak blisko, stał przed nią… cały on w tym swoim eleganckim, perfekcyjnym garniturze… taki jedyny, idealny… ukochany!
– Okrutne stworzenie – pokręcił powoli głową. – Niegrzeczna dziewczynko. Więc spotykasz się z nim za moimi plecami?
Lodzia, choć rozpływała się z cichego szczęścia pod jego spojrzeniem, zebrała się w sobie i popatrzyła na niego z przekorną, nieco wyniosłą miną.
– Nie zapominaj, kto tu ma jaki status, szachraju. To raczej z tobą spotkałam się kilka razy za jego plecami. Ale zastępstwo ma to do siebie, że jest tylko stanem przejściowym.
Pablo patrzył na nią z lekkim, na wpół zaczepnym uśmiechem.
– Obiecałem ci przecież co innego, kochanie.
– Ale ja tobie niczego nie obiecywałam – zauważyła, siląc się na opanowany ton. – Ciągle uzurpujesz sobie jakieś prawa, a mnie nawet nie pytasz o zdanie.
– Mam cię zapytać, gwiazdeczko? – podchwycił natychmiast, zniżając głos.
Jego znajomy, aksamitny ton sprawił, że zadrżała od stóp do głów. Pokręciła szybko głową przecząco, odwracając oczy.
– Nie, lepiej nie – szepnęła z niepokojem.
Pablo przyglądał się przez dłuższą chwilę w milczeniu jej zmienionej, rozedrganej emocjami twarzy, spuszczonym oczom i leciutko rozchylonym ustom, przez które zdawała się łapać odrobinę przyśpieszony oddech. Jego oczy rozbłysły jeszcze mocniej, napełniły się namiętnym ogniem… jednak twarz przybrała łagodny, niemal tkliwy wyraz.
– Nie, Lea, jeszcze teraz nie zapytam – powiedział cicho. – Za dobrze wiem, co bym usłyszał w odpowiedzi. Ale nadejdzie taki dzień, kochanie… dzień, w którym zdejmiesz ze mnie wreszcie te twoje klątwy i limity… A na razie moja gwiazdeczka przyjdzie w sobotę do Majka, prawda? – dodał innym, wesołym tonem.
Lodzia uśmiechnęła się przekornie, wciąż nie podnosząc na niego wzroku.
– Mówiłam ci, że jeszcze nie wiem, Pablo. Ale raczej się nie zdecyduję. Nie mogę tak ciągle łamać regulaminu.
– Zaprosiłem przed chwilą Karola – oznajmił spokojnie. – Będzie ci towarzyszył.
Spojrzała na niego natychmiast, zaskoczona.
– Naprawdę? – wyszeptała z niedowierzaniem.
– Naprawdę, kociaku – uśmiechnął się na widok jej zdumionej miny. – Wiem, że to mój główny rywal i powinienem rzucić się na niego z pięściami bez ostrzeżenia, jak ten twój szkolny wielbiciel na mnie… Ale przyjąłem inną strategię. Bardzo mi zależy na twojej obecności w sobotę i wolę, żebyś przyszła z nim, niż nie przyszła wcale.
Znów spuściła oczy, nie wiedząc, co odpowiedzieć. To zdumiewające ustępstwo z jego strony musiało mieć jakieś drugie dno, choć na razie nie była w stanie go odkryć… A może nie było drugiego dna? Może po prostu było tak, jak mówił?
– Przyjdziesz z nim, prawda, Lea? – zapytał Pablo, pochylając się ku niej mocniej.
Odurzona jego bliskością Lodzia wbiła wzrok w zapięty guzik jego ciemnej, nienagannie skrojonej marynarki. Ogarnęło ją nagłe, płomienne pragnienie znalezienia się jak najbliżej niego, zarzucenia mu rąk na szyję, wtulenia się w jego ramiona, oparcia głowy na jego piersi, jak wtedy, na studniówce… Ale to było niemożliwe. Był tak blisko, stał tuż przed nią, a nie wolno jej było nawet o tym pomyśleć! Lecz oto nadarzała się okazja, by zobaczyć go znowu, pobyć blisko niego trochę dłużej… Wystarczy, że przyjdzie w sobotę do Anabelli z parawanem w postaci Karola, który przecież o nic jej nie będzie wypytywał… Wielka Triada będzie zachwycona ich kolejnym wspólnym wyjściem…
Pokiwała głową w zawahaniu.
– Jeśli on rzeczywiście zgodzi się iść ze mną, to przyjdę.
– Obiecujesz? – zapytał poważnie Pablo.
Pokiwała znowu głową.
– Obiecuję.
– Spójrz na mnie, skarbie.
Podniosła posłusznie wzrok, napotykając jego spojrzenie, łagodne i pełne światła.
– Pamiętasz, co mi obiecałaś przed walcem na studniówce? – zapytał szeptem, patrząc jej prosto w oczy. – Zobaczysz jeszcze, Lea… ja z tych kilku minut zrobię nieskończoność.
Po czym stanowczym gestem sięgnął po jej dłoń i podniósł ją do ust.
– Muszę lecieć na górę, kochanie – powiedział neutralnym tonem. – Zostawiłem w gabinecie klientkę, dałem jej dokumenty do czytania, już pewnie dawno skończyła… Czas wracać do roboty. A ty bądź grzeczną dziewczynką i nie pij mi tu żadnej whisky! – zaśmiał się, grożąc jej żartobliwie palcem. – Nawet nie próbuj odkręcać butelki, już same opary są niebezpieczne dla takich małych kociaków. Do soboty, gwiazdeczko.
– Trzymaj się, bandziorku – uśmiechnęła się Lodzia.
Jeszcze przez moment patrzył na nią oczami, z których bił nieziemski blask. Potem ukłonił jej się lekko, odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia, lawirując zwinnie między przepełnionymi stolikami. Śledziła zachłannym wzrokiem każdy ruch jego zgrabnej, elegancko ubranej sylwetki o harmonijnej linii ramion, jakby chciała na zawsze wyryć sobie w pamięci każdy jej szczegół… W drzwiach odwrócił się jeszcze i twarz rozjaśniła mu się, gdy znów napotkał jej oczy. Uśmiechnął się do niej, skinął jej ręką i wyszedł. Przez chwilę miała wrażenie, jakby na planecie Ziemia nagle zgasło słońce.

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5)
Dalsze części:
Rozdział XIII (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)