Lodzia Makówkówna – Rozdział XIV (cz. 11)

Obudził ją odległy hałas na korytarzu. Starsze pacjentki z łóżek pod ścianą smacznie sobie spały, przez okno wlewało się rozproszone światło świtu. Lodzia ze skupieniem przełknęła ślinę, gardło pobolewało ją tylko lekko, ogólnie czuła się znacznie lepiej. Poruszywszy ręką, zauważyła, że ma podłączoną kroplówkę. Może to ona była przyczyną tego lepszego samopoczucia?

„Coś mi się majaczyło w nocy” – pomyślała z niepokojem. – „Mam nadzieję, że nic nie gadałam na głos, jeszcze mamie powtórzą…”

Nad jej głową, na szafce, panoszył się pozostający tam od wczoraj wielki bukiet margaretek, przysłaniał blade światło wczesnego poranka.

„Kto przysłał mi te kwiaty?” – myślała z zaintrygowaniem. – „Dziwne… Przecież nawet Jula nie wiedziała do wczoraj, gdzie jestem. Może to naprawdę jakaś pomyłka? Która to godzina? Aha, za piętnaście szósta… jeszcze można by z godzinkę pospać.”

Wtuliła się z przyjemnością w poduszkę i zamknęła oczy, powoli zaczął ogarniać ją sen…

– Dobrze, Monisiu, powiedz doktorowi, że była gorączka, zbiliśmy i od północy już nie wracała – usłyszała jak przez mgłę przyciszony, kobiecy głos, który wydał jej się znajomy, chyba słyszała go w nocy. – Kroplówka podana zgodnie z zaleceniem… Zaznaczyłam wszystko w karcie, niech zwróci na to uwagę.

– Jasne, przekażę – odpowiedział inny damski głos.

– To specjalna pacjentka ordynatora, więc niczego tam nie przeoczcie. Ja będę dopiero pojutrze, niech jutro Asia się nią zajmie.

– Ale co mam Asi powiedzieć?

– No, tylko tyle, że ordynator wziął ją pod skrzydła. Tu chyba nie ma nic groźnego, ale pilnujcie tej gorączki, a resztę to już niech doktor załatwia.

„Specjalna pacjentka ordynatora?” – pomyślała jeszcze Lodzia, zapadając w sen. – „To chyba nie o mnie…”

*********

Przebudziła się po ósmej, kiedy roznoszono śniadanie. Była teraz znacznie silniejsza i dziwnie wypoczęta, co pozwoliło jej nawet bez nadludzkiego wysiłku usiąść na kilka chwil na łóżku. Kręciło jej się jeszcze trochę w głowie, ale czuła się o wiele lepiej. Zjadła również śniadanie, co prawda w niewielkiej ilości, był to jednak i tak duży postęp w porównaniu do minionych dni. Choć gardło bolało ją jeszcze, ogólne samopoczucie było nieporównanie lepsze niż wczoraj, niedziwne więc, że i humor jej dopisywał. Stojący na szafce bukiet margaretek cieszył oczy, kojarząc się z wiosną, a po południu miał przyjść Tatuś i przynieść jej wreszcie upragnioną ładowarkę do telefonu.

„Chyba zaczyna mi się poprawiać” – pomyślała z radością. – „Wczoraj miałam jakiś kryzys, ale teraz już jest dużo lepiej. Ciekawe, czy będzie dzisiaj młody Edzio, może udałoby mi się jakoś go zahaczyć?”

Obchód lekarski tego dnia miał się odbyć później ze względu na dodatkowe obowiązki personelu na innym oddziale. Dotarli zatem do jej sali dopiero po dziesiątej, jak zwykle w dużej grupie, która natychmiast zatłoczyła całe pomieszczenie. Tym razem Lodzia nie czekała obojętnie na swoją kolej, ale uważnie przypatrywała się kolejnym wchodzącym. Student będący wierną repliką młodego wuja Edwarda wszedł jako jeden z ostatnich. Zauważyła go od razu, a i jego spojrzenie pobiegło natychmiast w jej kierunku.

„Jest!” – pomyślała z radością, posyłając mu czarujący uśmiech, który chyba nieco go speszył, bo natychmiast odwrócił wzrok. – „Tylko co on taki dziki? Chyba widzi już, że próbuję go zaczepić, mógłby się domyślić i tu podejść!”

Praktykant stał jednak uparcie w tłumie kolegów między łóżkami dwóch starszych pacjentek spod ściany i nie patrzył w jej stronę. Dopiero kiedy cała grupa z lekarzem na czele przemieściła się pod jej łóżko, on również podszedł i stanął tuż obok doktora, tego samego wysokiego, który przyjął Lodzię do szpitala w sobotni wieczór.

– No i cóż, pani Leokadio? – zagadnął życzliwie lekarz, zerkając w jej kartę. – Widzę, że jest poprawa, tak, jak się umawialiśmy?

– Tak, panie doktorze – uśmiechnęła się. – Nawet zjadłam dziś całe śniadanie.

– Świetnie! – powiedział wesoło, przeglądając kartki z wynikami z laboratorium. – Tu mamy trochę odchyleń, ale nie jest źle. W tych nowszych nic złego nie ma. Gorączka w nocy była, tak? – zagadnął do młodej, jasnowłosej pielęgniarki, która pokiwała głową w odpowiedzi. – Zerknijmy… no tak. Trzeba dalej obserwować, ja tu w wynikach nic niepokojącego nie widzę. Może pacjentka wczoraj się po prostu przemęczyła… No dobrze, to kto dzisiaj zagląda jej do gardła? – zwrócił się do studentów.

– Ja – zgłosił się natychmiast Edward bis.

Lodzia aż zadrżała z radości.

– Proszę, pan podejdzie.

Praktykant zbliżył się do jej łóżka, wziął do rąk przyrządy i usiadł na samym brzegu, aby przeprowadzić badanie. Lodzia rzuciła mu tak promieniste spojrzenie, że kilkoro stojących w nogach łóżka studentów aż parsknęło śmiechem.

– Ty, Artur chyba wpadł pacjentce w oko – usłyszała rozbawiony szept.

– A co, przecież on tak zawsze! – odszepnął ktoś inny. – Wszystkie lubią, jak je bada… Ma chłopak wzięcie, tylko pozazdrościć!

– Dobra, cicho, nie wygłupiajcie się! Doktor nas ochrzani…

– Proszę jeszcze trochę bardziej odchylić głowę – powiedział praktykant miłym, dźwięcznym głosem. – I otwieramy usta…

„Artur” – powtórzyła w myśli Lodzia, wykonując polecenie i pokazując posłusznie gardło, w które oprócz studenta zajrzał przy świetle latarki również lekarz. – „Ma na imię Artur… Ciekawe, czy to ten starszy czy młodszy?”

– Dobrze, pani Leokadio – powiedział lekarz, prostując się i dając znak studentowi, żeby zapisał wynik na karcie. – Jeśli chodzi o gardło, jest spora poprawa.

Artur wykonywał polecenie pod dyktando lekarza przy asyście zaglądających mu przez ramię kolegów. Lodzia ani na sekundę nie spuszczała z niego wzroku.

„Nie wydaje mi się, żeby moje nazwisko cokolwiek mu mówiło” – analizowała w skupieniu. – „Wuj zmienił swoje i widać o Makówkach nigdy nie wspomniał, bo nie robi to na nim żadnego wrażenia, a ma przecież w rękach moją kartę. Nie, nie kojarzy na pewno… dziwi się tylko, że tak się na niego gapię. Szkoda, żeby nie, wygląda, jakby żywcem wylazł mi z tej fotografii!”

– W porządku – powiedział z zadowoleniem lekarz. – Widzi pani? Już jest dużo lepiej.

– Długo będę musiała tu zostać? – zapytała Lodzia.

– O, jak się pani śpieszy! – uśmiechnął się. – Ledwie gorączka zeszła, a już chce nam pani uciekać? Jeszcze z tydzień na pewno. Jeśli będzie pani grzecznie zdrowieć, to na Wielkanoc puścimy panią do domu. Ale nie wcześniej.

Lodzia westchnęła i pokiwała głową z rezygnacją. Kątem oka zauważyła, że kiedy zwróciła głowę w stronę lekarza, Artur nie spuszczał z niej wytężonego wzroku, który odwrócił natychmiast, gdy znów na niego spojrzała.

„Hej, bracie!” – pomyślała z rozbawieniem. – „Ty się tu ze mną nie baw w kotka i myszkę! Lepiej domyśl się, że chcę z tobą gadać, i zapytaj, dlaczego tak ci się przyglądam… oj, zdziwisz się!”

– Pani Moniko – zwrócił się lekarz do pielęgniarki. – Pacjentka już jest w lepszym stanie, można wpuszczać odwiedzających spoza rodziny, ale proszę z umiarem i tylko w ścisłych godzinach wizyt. Żadnych wyjątków – dodał z naciskiem.

– Tak jest, panie doktorze.

– No dobrze, idziemy do następnej sali.

Grupa powoli wyszła na korytarz, przy czym Lodzia zauważyła, że Artur lawirował tak, aby, jak wczoraj, zostać na samym końcu. Znów w drzwiach odwrócił się i popatrzył w jej stronę, ale tym razem trwało to znacznie dłużej. Uśmiechnęła się życzliwie, spoglądając na niego rozpromienionymi radością oczami. Nie podszedł jednak, odpowiedział jej tylko uśmiechem i pośpiesznie wyszedł za kolegami.

Źródło: pixabay.com

Poprzednie części:

Prolog (1) (2) (3)

Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Dalsze części:

Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)

Epilog (1) (2) (3) (4) (5)


Dodaj komentarz