– No i co, Lodzieńko, wszystko w porządku? – zagadnęła Mamusia. – Co w szkole?
– Jula przyśle mi jutro lekcje na telefon – odparła słabo Lodzia, czując, że znów kręci jej się w głowie. – Tylko muszę mieć tę ładowarkę…
– A słuchaj, Lodziu – Mamusia zawahała się jakby. – O coś cię zapytam, bo my się tak z mamą i z Lucy cały czas zastanawiamy… Jak wtedy miałaś gorączkę, jeszcze w domu, to mówiłaś takie dziwne rzeczy…
Lodzia spojrzała na nią z niepokojem.
– Co mówiłam? – zapytała cicho.
– Właśnie niewiele z tego rozumiałyśmy, ale cały czas wołałaś jakiegoś… bandziorka? – Mamusia wymówiła to słowo bardzo niepewnie. – Powtarzałaś to i powtarzałaś…
Lodzia oblała się nagłym rumieńcem, po czym znów zbladła jak kreda. Mamusia przyglądała się temu z podejrzliwością i wyraźnym niezadowoleniem.
– Było też coś o rock’n’rollu, o pomidorach, o jodynie, o whisky, o jakimś chodzeniu po kracie… – wyliczała jednym tchem. – Potem mówiłaś coś o nożyczkach, o tasaku i o Archimedesie… Co ty opowiadałaś, dziecko? Ja wiem, że bredziłaś w malignie, ale skąd ci się to wzięło? My się już zaczynamy mocno niepokoić!
„Szlag by to trafił” – pomyślała zdenerwowana Lodzia. – „Jeszcze mi tylko tego brakowało, żeby one się czepiły i zaczęły drążyć!”
– Bo ja nie wiem, Lodziu, czy ty czegoś przed nami nie ukrywasz – ciągnęła Mamusia z coraz większym niezadowoleniem. – Lucy obawia się nawet, czy nie popadłaś w jakieś złe towarzystwo… Ja jej tłumaczę, że to niemożliwe, bo przecież zawsze jak gdzieś wychodzisz po szkole, to albo z Karolkiem, albo z Julcią… Ale to rzeczywiście jest dziwne…
Lodzia przymknęła oczy, czując, że robi jej się bardzo słabo.
– No, ale dobrze, dziecko, odpoczywaj – zreflektowała się Mamusia, widząc jej bladą, niemal przeźroczystą twarz. – Jeszcze sobie o tym porozmawiamy innym razem. Pójdę już, żeby cię nie męczyć, pielęgniarka prosiła, żeby być krótko. Powiedz, coś ci jutro przynieść? Podam Mareczkowi… oprócz ładowarki, o tym już będę pamiętać, nie martw się.
– Nie, mamo, już nic – szepnęła z trudem Lodzia. – Ta ładowarka najważniejsza.
Mamusia zebrała swoje rzeczy i ucałowawszy córkę w czoło, ruszyła do wyjścia, w drzwiach mijając się z pielęgniarką. Niosła ona szklany wazon, w którym pysznił się olbrzymi bukiet białych margaretek z żółtymi środkami. Podeszła z nim do Lodzi i zabrała się za ustawianie go na jej szafce. Nie było to łatwe, gigantyczny bukiet ledwie się pomieścił, zajmując niemal całą wolną przestrzeń, zaś wazon chwiał się, grożąc wywróceniem. Zaintrygowana Mamusia została w drzwiach, przyglądając się scenie w napięciu.
– To dla mnie? – zdumiała się Lodzia, z nadludzkim wysiłkiem podnosząc głowę.
– Tak, dla pani, pani Leokadio – uśmiechnęła się pielęgniarka. – Kurier z poczty kwiatowej przyniósł przed chwilą. Śliczne, prawda?
Zaskoczona Lodzia popatrzyła na nią, a potem znów na kwiaty. W obliczu tego niespodziewanego prezentu jeszcze bardziej zakręciło jej się w głowie. Kwiaty? Dla niej? Kto mógł jej przysłać kwiaty? Kto poza rodziną wiedział, że jest w szpitalu? Tylko Karol… ale czy wiedział, w którym dokładnie? Przecież ten, w którym leżała, jeden z kilku w mieście, nie był nawet w jej rejonie… Zresztą czy Karol w ogóle wpadłby na taki pomysł? Tak sam z siebie? Wydawało jej się to niemal niemożliwe.
Zaniepokojona Mamusia ruszyła z powrotem w jej stronę.
– A co to za kwiaty, Lodziu? – zapytała podejrzliwie, przyglądając się wysiłkom pielęgniarki, która wreszcie ustabilizowała wazon i patrzyła z satysfakcją na swoje dzieło.
– Margaretki – odpowiedziała za Lodzię. – Piękne, jest ich tu chyba ze sto.
– Ale od kogo? – dopytywała zdjęta coraz większym niepokojem Mamusia.
– Nie ma nadawcy – stwierdziła pielęgniarka, jeszcze raz oglądając bukiet dokładnie ze wszystkich stron. – Ktoś przysłał anonimowo.
Uśmiechnęła się z sympatią do Lodzi i odeszła do jednej ze starszych pacjentek pod ścianą, która wezwała ją właśnie do siebie. Mamusia zmierzyła kwiaty niezadowolonym wzrokiem, po czym przeniosła krytyczne spojrzenie na córkę.
– Lodziu, co to znaczy? – zapytała podejrzliwie. – Ktoś ci przysłał kwiaty?
– Sama się dziwię – odparła zgodnie z prawdą Lodzia, opadając znów bezwładnie na poduszkę. – Przecież jeszcze nikt nie wie, że tu jestem… akurat w tym szpitalu. Chyba że wy komuś powiedziałyście? Dopiero przed chwilą rozmawiałam z Julą, przy tobie jej mówiłam, że leżę na Jaczewskiego, a nie na Kraśnickiej…
– Rzeczywiście – przyznała Mamusia. – Nie mówiłyśmy nikomu, gdzie jesteś. Nawet Emilii nie wspominałam, że akurat na Jaczewskiego, mówiłam tylko ogólnie, że w szpitalu. Dziwne… Może to jakaś pomyłka?
– Możliwe – zgodziła się Lodzia. – Może to miało być dla kogoś, kto leżał tu przede mną?
Szczerze nie miała pojęcia, kto mógł jej przysłać ten bukiet. Od razu pomyślała o Pablu, to było takie w jego stylu… on ciągle dawał jej kwiaty, ta ich przesadna ilość też by wskazywała na niego, już raz pokazał przecież, co potrafi, kiedy przysłał jej do szkoły tamten gigantyczny kosz tulipanów… Wtedy również dowiózł je kurier z poczty kwiatowej. Ale Pablo przecież w żaden sposób nie mógł wiedzieć, że była w szpitalu! Dopiero przed chwilą powiedziała o tym Julce, a on mógłby dowiedzieć się wyłącznie przez Szymona. Zanim Julka powie Szymonowi, zanim Szymon przekabluje jemu… Nie, te kwiaty nie mogły być od Pabla. A jednak jakaś intuicja przyśpieszyła bicie jej serca o jeden ton… Mamusia również instynktownie wpadła na ten trop.
– Bo pamiętasz, Lodziu… – powiedziała, patrząc na nią coraz podejrzliwiej. – Niedawno przyniosłaś ze szkoły pudełko po cieście… i tam też były jakieś kwiatki!
– To nie to samo – zauważyła słabo Lodzia. – Przecież teraz jestem w szpitalu, ustaliłyśmy przed chwilą, że nikt nie wie, w którym…
– No tak, no tak – pokiwała głową Mamusia. – To prawda. Nawet nie miałaś telefonu… Ale takie piękne kwiaty, taki duży bukiet! Dziwne, ja nic z tego nie rozumiem!
– Ja też – westchnęła Lodzia.
– Ale ty, dziecko, coś mi źle wyglądasz – zaniepokoiła się Mamusia. – Co się dzieje, Lodziu? Blada jesteś jak ściana…
– Słabo mi – szepnęła Lodzia. – Chyba muszę się jeszcze trochę przespać…
Pielęgniarka podeszła do nich i widząc błędne spojrzenie pacjentki, zwróciła się do Mamusi z prośbą o zakończenie wizyty. Mamusia zerknęła raz jeszcze z niezadowoleniem na bukiet margaretek, pokręciła głową, jednak posłusznie wyszła, zapewniwszy, że nazajutrz przyśle Tatusia z ładowarką. Lodzia zagłębiła się w poduszce, czując, że coraz mocniej kręci jej się w głowie.
Kto mógł jej przysłać kwiaty? Tylko tego brakowało! Teraz Wielka Triada dopiero zacznie ją pilnować! Będą ją znowu dręczyć… Ostatnio wszystko było takie dziwne! Szpital… choroba… i ten praktykant o twarzy wuja Edwarda. Szkoła i codzienna rutyna wydawały się takie odległe, jakby zostały w jakimś innym, niedostępnym dla niej świecie. Pablo… on też był tak daleko! Nie wiadomo, kiedy znowu go zobaczy. Stanął jej znów przed oczami z zakrwawioną twarzą i podbitym okiem bandziora… a potem taki jak ostatnim razem, w ciemnym, eleganckim garniturze spod igiełki, z łagodnym spojrzeniem pełnych blasku oczu.
Świat wirował, w uszach znów huczało… Zasnęła.

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8)
Dalsze części:
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)