Lodzia Makówkówna – Rozdział XIX (cz. 14)

Dziewczyna stanęła samotnie przed lustrem i westchnęła, patrząc na swoją posmutniałą znowu twarz.

„To nie było przyjemne, co, Lodziu?” – pokiwała głową do swego odbicia. – „A to przecież dopiero pierwszy raz! Tyle lat podbojów nie zostaje bez śladu, jeszcze niejedna taka Becia czy Monia czai się za rogiem. Jeśli się w to wpakujesz, czeka cię upokorzenie za upokorzeniem… Ona tak łatwo go dzisiaj dotykała! Tak poufale, bez żenady… I miała do tego jakieś prawo, bo nawet nie wypadało mu za bardzo protestować. Chociaż trzeba przyznać, że minę miał nietęgą…”

Wróciła myślą do pamiętnej, nieprzespanej nocy, kiedy świadomie weszła w rolę adwokata diabła i szukała dowodów przeciwko Pablowi. Otrzymała dziś do ręki ich twardy zestaw, jak na zamówienie… Lecz czy znowu miała walczyć z czymś, co już wtedy w sobie przewalczyła?… Czy znów miała analizować to, co już przeanalizowała, tłumaczyć sobie jeszcze raz to, co już dawno sobie przetłumaczyła?… I nade wszystko – czy ta przykra scenka, która rozegrała się przy stole, mogła stłumić i przysłonić światło, które dziś widziała w jego oczach w samochodzie?

„Nie, nie będę teraz o tym myśleć!” – postanowiła, zagryzając zęby. – „To było przykre i bolało, ale przecież nie wniosło nic nowego, nic, o czym wcześniej bym nie wiedziała. Zostawiam to, niech się dzieje, co chce… A teraz wracam i idziemy tańczyć!”

Przyjrzała się krytycznie swojej fryzurze, ale ponieważ solidnie spleciony warkocz nie pozostawiał nic do życzenia, schłodziła sobie tylko dłonie zimną wodą i wróciła na salę. Tłum na parkiecie gęstniał, obok niej przetoczył się cały tabun rozkrzyczanych studentów, więc musiała poczekać chwilę przy wejściu, żeby nie musieć przeciskać się pod prąd. Kiedy zrobiło się nieco luźniej, ruszyła szybko do przodu, lecz ledwie zdążyła zrobić dwa lub trzy kroki, gwałtownie wpadła na kogoś, nadeptując mu z rozpędu na nogę.

– Ojej, przepraszam! – zawołała ze skruchą, podnosząc głowę, i aż zdrętwiała z zaskoczenia.

Osobą, na którą wpadła, był Artur. Wraz z dwoma kolegami zmierzał akurat ku wyjściu, najwyraźniej zamierzając opuścić lokal, w którym głośno grająca muzyka znacząco utrudniała teraz rozmowę. Oboje stanęli jak rażeni gromem, patrząc na siebie w totalnym zaskoczeniu, być może częściowo wynikającym z tego, że byli dziś ubrani zupełnie inaczej niż w szpitalu. Lodzia podświadomie skonstatowała z nutą rodowej dumy, że w zwyczajnym ubraniu Artur wyglądał jeszcze przystojniej niż w swoim lekarskim kitlu.

„Co za przypadek!” – błysnęło jej w głowie. – „Już drugi raz taki zbieg okoliczności! Nie, tym razem nie ma mowy, nie przepuszczę okazji, muszę go zaczepić!”

– Cześć – rzuciła z głupia frant, zupełnie zapominając o tym, że nie byli przecież na ty.

– Cześć – odparł lekko zmieszany Artur, przyjmując bez protestu narzuconą przez nią konwencję.

Lodzia postanowiła jak najszybciej wyjaśnić sytuację, przynajmniej na tyle, na ile dało się wyjaśnić ją na wstępie. Spojrzała na niego stanowczo.

– Słuchaj, musimy koniecznie porozmawiać – powiedziała, wspinając się na palce bliżej jego ucha, aby usłyszał ją przez muzykę dudniącą ze stojącego tuż obok ogromnego głośnika. – W szpitalu nie wyszło, a ja mam do ciebie jedną ważną sprawę. Bardzo ważną! Muszę cię o coś zapytać, nie uwierzysz pewnie, ale dla mnie to rzecz najwyższej rangi!

Zdumiony Artur nadal stał jak wryty w ziemię i patrzył na nią swymi pięknymi, jasnymi oczami wuja Edwarda ze starej fotografii.

– Artek, idziesz? – zapytał jeden z kolegów, zniecierpliwiony przedłużającym się wyczekiwaniem.

Drugi przyglądał się z zainteresowaniem Lodzi, szczególną uwagę poświęcając jej nadnaturalnie długiemu warkoczowi.

– Idźcie sami – powiedział do nich Artur. – Ja jeszcze trochę zostanę.

– Jasna sprawa! – zaśmiał się pierwszy, puszczając do niego oko.

– Wyślij smsa, jakbyś potrzebował pomocy – zażartował drugi i obaj wyszli z sali, odwracając się jeszcze w drzwiach ze znaczącym uśmiechem.

– Tylko gdzie pogadamy? – zapytał Artur, zwracając się do Lodzi. – Tu się chyba nie da, za bardzo dudni ta muzyka…

Na wzmiankę o muzyce dziewczyna przypomniała sobie natychmiast o Pablu.

„Bandziorek!” – pomyślała z niepokojem. – „Obiecałam mu, że zaraz wrócę, i mieliśmy iść tańczyć!… Ech, trudno, poczeka na mnie chwilę… Nic mu się nie stanie, szubrawcowi, a ja mam ważną sprawę, zaraz przecież do niego dołączę…”

Zajęta rozmową, nie zauważyła przyglądającego się jej z uwagą Majka, który wracając z kontroli w kącie z konsolą, gdzie zostawił obsługę muzyki pod pieczą Antka, zatrzymał się zaintrygowany na widok pary rozmawiającej tuż przy wyjściu z klubu.

– To może wyjdziemy na chwilę na zewnątrz? – zaproponowała Arturowi, znów podnosząc się na palcach, by znaleźć się bliżej jego ucha. – Tam będzie ciszej, ja zresztą zaraz muszę wracać, jestem w towarzystwie… ups, przepraszam! – dodała zmieszana.

Stojąc na palcach na dość wysokich obcasach, straciła bowiem na chwilę równowagę i odruchowo przytrzymała się jego ramienia. Artur również odruchowo wyciągnął drugą rękę i pomógł jej się ustabilizować, po czym skinął głową z uśmiechem.

– Dobra myśl – odparł, wskazując jej uprzejmie, aby poszła przodem.

Tymczasem Majk, oglądając się na nią raz za razem przez przestrzeń sali, szybkim krokiem wrócił do stolika, ze złośliwą miną nachylił się nad Pablem i powiedział mu coś do ucha. Ten zerwał się natychmiast z krzesła i spojrzał w kierunku drzwi, przez które właśnie wychodziła Lodzia w towarzystwie Artura. W chwili gdy ten ostatni, opuszczając lokal, zatrzymał się, by przepuścić dziewczynę w drzwiach, zwrócił jeszcze na moment w stronę sali twarz, którą wyraźnie oświetliło migające na parkiecie światło…

Pablo zbladł jak kredowa ściana i wykonał ruch, jakby chciał rzucić się w ich kierunku, lecz Majk ze śmiechem przytrzymał go za ramię, starając się siłą usadzić go z powrotem na krześle. Pozostałe towarzystwo, łącznie z Julką, patrzyło w zdezorientowaniu na tę niezrozumiałą dla nich szamotaninę.

Źródło: pixabay.com

Poprzednie części:

Prolog (1) (2) (3)

Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Dalsze części:

Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)

Epilog (1) (2) (3) (4) (5)


Dodaj komentarz