„Bandziorku” – myślała Lodzia wpatrzona z zadumą w białe obłoczki na pogodnym niebie za oknem. – „Mój kochany… Co ty sobie o mnie myślisz? Co ty masz w tej twojej głowie? Jesteś taki inteligentny, potrafisz tak sprytnie prawić farmazony… Gdzie u ciebie jest granica? Ta granica między blefem a prawdą… Ileż ja bym dała, żeby móc to wiedzieć!”
– Pani Leokadio – przerwała jej te melancholijne myśli pielęgniarka, wchodząc szybkim krokiem do sali. – Niech pani szybko przygotuje się na wizytę. Ordynator chce panią widzieć i osobiście przejrzeć pani kartę. Za chwilę tu do pani zajrzy.
– Dobrze, proszę pani – odparła grzecznie zdziwiona Lodzia.
Trwało leniwe popołudnie, pacjenci odpoczywali po zakończonym niedawno obiedzie, o tej porze raczej nie było obchodów lekarskich, chyba że w nagłych przypadkach. Ona jednak była przecież na prostej drodze do wyzdrowienia, od półtorej doby nie miała już ani razu gorączki… Ordynator chciał ją widzieć? Po co? Nagle przypomniała sobie zasłyszaną dzień wcześniej w porannym półśnie rozmowę pielęgniarek. To specjalna pacjentka ordynatora…
„O co tu chodzi?” – zastanawiała się, poprawiając sobie poduszkę. – „Po co sam ordynator chce mnie oglądać i to o takiej nietypowej porze? Przecież już mnie nawet gardło nie boli…”
– To jest właśnie pani Leokadia, panie ordynatorze – powiedziała pielęgniarka, stanąwszy przy jej łóżku w towarzystwie starszego lekarza o surowym obliczu, ubranego w standardowy, zielony kitel, ze stetoskopem zawieszonym niedbale na szyi.
Ordynator przez chwilę przyglądał się w milczeniu onieśmielonej dziewczynie, po czym na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
– Dzień dobry, pani Leokadio – powiedział uprzejmie, wyciągając do niej rękę. – Bardzo mi miło panią poznać. Jerzy Borowiecki.
Podała mu posłusznie rękę, jeszcze bardziej zdezorientowana, mamrocząc pod nosem jakieś nieśmiałe pozdrowienie. Zaskoczyło ją niepomiernie, że ordynator przedstawia jej się z imienia i nazwiska, nie zauważyła bowiem, żeby lekarze na oddziale mieli zwyczaj przedstawiania się pacjentom…
– Dopiero dzisiaj mogłem zajrzeć do pani – ciągnął lekarz, sięgając po jej kartę i przeglądając ją nonszalanckim gestem. – Angina z gorączką, ostry przebieg… hmm… Widzę, że dodatkowe badania były robione. Kroplówki podawane… dobrze. Nic tu nie ma złego jak na moje oko… Jak pani się czuje?
– Już bardzo dobrze – uśmiechnęła się. – Nawet gardło już mnie nie boli.
– Świetnie – odwzajemnił jej uśmiech. – A jak z jedzeniem? Bo reklamacje miałem, że pani blada i pewnie źle panią karmimy.
– Ależ skąd! – zdumiała się znowu Lodzia. – Bardzo dobre tu jest jedzenie, tylko długo mnie gardło bolało i nic nie mogłam przełknąć… Ale dzisiaj już zjadłam wszystko.
– Proszę też dużo pić – dodał lekarz. – Gdyby pani czegokolwiek potrzebowała, proszę się nie wahać i od razu mówić. Zna mnie pani już teraz z widzenia, a gdyby mnie nie było, to do kogokolwiek proszę się zwrócić i powołać na mnie.
– Dobrze, panie doktorze – odpowiedziała niemal szeptem zaskoczona tymi dziwnymi faworami dziewczyna. – Dziękuję…
– Jaka milutka ta nasza pacjentka! – uśmiechnął się ciepło ordynator, zwracając się do pielęgniarki. – Proszę o nią dbać, pani Moniko, ptasiego mleczka ma jej tu nie zabraknąć. Do zobaczenia, pani Leokadio, będę czasami do pani zaglądał.
Po jego wyjściu Lodzia usiadła na łóżku i potrząsnęła głową w zdezorientowaniu.
„Ptasiego mleczka… pogięło go chyba!” – pomyślała. – „Tu się dzieją jakieś dziwne rzeczy… Reklamacje? Ordynator, margaretki… i do tego wszystkiego ten nieszczęsny młody Edzio! A może ja mam coś z głową? Powinnam chyba naprawdę wylądować w psychiatryku. Dlaczego ostatnio wszyscy traktują mnie jakoś tak… specjalnie? Najpierw Majk, a teraz ten… No dobra, Majk zgadał się z bandziorkiem, pomaga mu w podnoszeniu statystyk, to jasne. Ale ten ordynator?”

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Dalsze części:
Rozdział XV (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)
Katarzyna Demańska
20 września 2019Niniejszy odcinek Lodzi opatruję dedykacją i życzeniami dla Nomci, która obchodzi dziś urodziny. Jest ona moją pierwszą Czytelniczką, dlatego niewątpliwie właściwsze byłoby zadedykowanie jej całej tej powieści… Niniejszym obiecuję, że pomyślę o tym przy wydaniu papierowym! ;))
Kochane dziecko, w tym pięknym, wrześniowym dniu, którego odpowiednik (też piątek!) sprzed 17 lat wciąż doskonale pamiętam, życzę Ci, żeby spełniły się wszystkie Twoje młodzieńcze marzenia i żeby świat zawsze oddawał Ci tyle samo dobra i życzliwości, ile Ty sama dajesz światu. Niech otaczają Cię sami dobrzy i mądrzy ludzie, a los nie szczędzi na co dzień najpiękniejszych prezentów i miłych niespodzianek!