Lodzia sięgnęła po jej rękę i uścisnęła ją lekko.
– Pewnie teraz widujecie się codziennie?
– Prawie – przyznała Julka. – Ale nie zawsze jesteśmy sami… Na przykład przedwczoraj po lekcjach byliśmy w Anabelli z ludźmi z jego klasy, całkiem fajna paczka się zebrała.
– Byliście przedwczoraj u Majka? – zainteresowała się Lodzia.
– Tak, a co? – mrugnęła do niej Julka. – Nie widzieliśmy Pabla, jeśli o to ci chodzi.
– Wcale nie, przestań, Jula! – żachnęła się Lodzia. – To już o nic zapytać nie wolno?
– Na nikogo znajomego nie wpadliśmy, nawet Majka nie było – odparła Julka, patrząc na nią z uwagą. – Ale nie udawaj, Lodźka… Wkręciło cię nieźle, coraz gorzej z tobą. Nawet gdybyś wtedy nic mi nie powiedziała, to i tak bym się domyśliła. Myślisz, że tego po tobie nie widać? Wystarczy, że wypowie się to magiczne imię i od razu mienisz się na twarzy.
– Pewnie tak – westchnęła Lodzia. – Coraz trudniej mi to ukryć, wiem… Tylko błagam cię, Jula, nie wygadaj nic Szymkowi!
– Przestań, przecież obiecałam ci, że słówka nikomu nie pisnę – obruszyła się Julka. – Myślisz, że głupia jestem? Pablo jest sprytny, mógłby za dużo z niego wyciągnąć. Chodzą razem na siłownię i nie wiem, o czym gadają, nie wypytuję aż tak Szymka, on sam czasami coś mi tylko opowie… No, ale czekaj, mówiłaś mi przez telefon, że Pablo był u ciebie z niezapominajkami i że potem były z tego jakieś jaja. Opowiesz mi w końcu, o co tam chodziło?
– Opowiem – uśmiechnęła się Lodzia.
W żartobliwych słowach zrelacjonowała Julce qui pro quo z ostatnich dni, blef Pabla z narzeczoną, rolę pani Stefanii i życzliwej pielęgniarki, karkołomną interpretację Mamusi, a także niefortunne pojawienie się Artura. Julka zaśmiewała się niemal do łez.
– Ale zapodajesz, Lodźka, niech cię! Chyba zacznę żałować, że nie zaraziłam się od ciebie anginą i nie leżymy tu razem… Kto by się spodziewał, że nabierzesz takiego rozmachu, przecież jeszcze pół roku temu w tych sprawach byłaś zupełnie poza nawiasem! Tylko Grzelo wyczuł wcześniej pismo nosem! Powinnaś go chyba za to jakoś nagrodzić…
– Jasne, już lecę – mruknęła Lodzia.
– No, żartuję, ale sama zobacz, jak to głupio u ciebie wygląda… Masz wiernego wielbiciela, który kocha się w tobie już rok albo lepiej, a ty nawet na niego nie spojrzysz… Masz prawie oficjalnego narzeczonego namaszczonego przez rodzinę, to mówisz, że chemii między wami nie ma za grosz i też nic z tego… O kuzynie nawet nie wspomnę, bo to rzeczywiście kretyńskie nieporozumienie. A Pablo… nawet on ci nie pasuje, chociaż oczy za nim wypłakujesz, bo bajerant i podrywacz. Zresztą gdzie te jego podrywy, pokaż mi? Wcześniej może tak, nie przeczę, nawet coś takiego mówili, jak go obgadywali przy stole… ale teraz? Ja ci coś powiem…
– Lepiej nic nie mów, Jula – przerwała jej szybko Lodzia. – Nie mów nic, bo jak jeszcze ty wytrącisz mnie z równowagi, to ja się nie pozbieram. Ja i tak już ledwo ze sobą walczę… Nie pomagaj mu przeciwko mnie, co?
– Okej – westchnęła Julka, przyglądając jej się współczująco. – Już się zamykam. Nie chcę się przyczyniać do jakiejś katastrofy… Tylko jak ty z tego wybrniesz, Lodźka?
Pochyliła się do przyjaciółki i zniżyła głos.
– Powiedz… – zagadnęła poufale. – Ty go naprawdę aż tak bardzo kochasz?
Lodzia, wpatrzona w odległą perspektywę miasta, pokiwała powoli głową.
– Kocham go do szaleństwa, Jula – powiedziała cicho. – Tak bardzo, że boję się samej siebie… Nie umiem z tym skończyć, nie potrafiłabym zerwać z nim kontaktu, to jest silniejsze ode mnie. Czekam bezradnie, aż to się samo jakoś rozwiąże i kradnę kolejne chwile, kiedy mogę przy nim być, chociaż usłyszeć jego głos w telefonie… Ty nie wiesz, jak to jest. Rozum mówi ci „nie”, a cała reszta krzyczy „tak!”
– Cała reszta? – nie zrozumiała Julka.
– No tak, serce, zmysły… Żebyś ty wiedziała, jak on na mnie działa. Jak trzęsienie ziemi! Od początku tak było, tyle że najpierw małe wstrząsy, a potem coraz bliżej epicentrum…
– I do niczego się nie przyznawałaś! – zauważyła z wyrzutem Julka. – Nie powiedziałaś mi ani słówka! A jak ja sama coś wspominałam, to za każdym razem bagatelizowałaś bandziora, mówiłaś, że stary…
– Mówiłam – przyznała Lodzia. – Powtarzałam ci po prostu to, co tłumaczyłam samej sobie. Chociaż to i tak nic nie dało. Stary czy nie stary… ja się w nim zakochałam od pierwszego wejrzenia, Jula. Dopiero później to do mnie dotarło. Od początku nie mogłam przestać o nim myśleć, ciągle prześladowały mnie jego oczy. Wtedy na przystanku rozpoznałam go właśnie po oczach, pamiętasz…
– Aha – pokiwała głową Julka.
– A potem ta studniówka… Zaprosiłam go, bo nie umiałam się powstrzymać, to było jak narkotyk. Chciałam go mieć przy sobie chociaż przez tych parę godzin. Tego nie da się opowiedzieć… I gdyby chociaż on był obojętny, gdyby to było tylko z mojej strony… ale on też! Wiesz, jak on na mnie patrzy, jak do mnie mówi? Tak bardzo chce mnie mieć, tak niesamowicie się zawziął, tak o to walczy! Rzucił na front już chyba wszystko, co tylko mógł. Bronię się ostatkiem sił, chociaż na wierzchu staram się trzymać fason. Ale ile mnie to kosztuje…
– Wierzę ci – westchnęła Julka. – Ty pewnie też przez to takiej ostrej anginy się nabawiłaś i wylądowałaś w szpitalu. Gryziesz się tym ciągle i siada ci na zdrowie. Ale powiedz mi… jesteś na sto procent pewna, że jemu chodzi tylko o odfajkowanie cię w katalogu?
– Nie wiem – wyszeptała Lodzia. – Może z jego strony to by nawet potrwało trochę dłużej? Nie mam pojęcia. Czasami tak patrzy na mnie, bez tego piekielnego ognia w oczach… i takie rzeczy mi mówi… Ale to nie ma racji bytu, Jula. Jak raz w to uwierzę, to przepadłam.
– Biedactwo – powiedziała cicho Julka, obejmując ją ze współczuciem. – Strasznie mi cię szkoda, Lodźka, naprawdę… Tak bym chciała, żeby to się dobrze skończyło!

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Dalsze części:
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)