Mamusia patrzyła ze zgrozą na piękny bukiet cieszący oczy migotliwym, nasyconym błękitem.
– Znowu kwiaty? – zapytała, mierząc córkę surowym wzrokiem. – Od kogo je masz, Lodziu?
– Narzeczony przyniósł – poinformowała ją życzliwie pielęgniarka, na co Mamusia znieruchomiała i wytrzeszczyła na nią oczy. – Wczoraj osobiście prosił nas o drugi wazon… Pani Stefciu, niech pani już tak nie biega, przecież zaraz będziemy mierzyć ciśnienie!
– Piękne te niezapominajki! – zawołała pani Stefania, która właśnie wróciła z łazienki i ignorując polecenie pielęgniarki, dreptała powolutku w ich stronę. – Pani pokaże mi je z bliska, pani Justysiu… no, jakie śliczne! I jeszcze przecież nie sezon na nie, pewnie hodowane w szklarni. Moja siostra świętej pamięci, też jej Leokadia było – tu zwróciła się wyjaśniająco do Mamusi – hodowała takie u siebie w ogródku.
– Pani Stefciu, czas odpocząć – przypomniała pielęgniarka, odstawiając wazon z niezapominajkami na parapet Lodzi i idąc w stronę wyjścia. – Niech pani się położy, a ja zaraz przyniosę aparat i zmierzymy ciśnienie.
– Już idę, idę, pani Justysiu – odparła potulnie pani Stefania i znów zwróciła się do Mamusi. – Ale jaka ta wasza dziecina śliczna, jaka miła! Tak sobie rano przyjemnie pogawędziłyśmy…
– A tak, nasza Lodzia to prawdziwy skarb – przyznała z dumą Mamusia, ocknąwszy się wreszcie z osłupienia. – Nasze oczko w głowie.
– I nie będziecie płakać, jak wam z domu pójdzie? Tak wcześnie ją za mąż wydajecie…
– A to już mówiła pani? – zdziwiła się Mamusia, zerkając na córkę z nagłą czułością. – Tak, jeszcze w tym roku, we wrześniu. Ma wspaniałego chłopca, same jej wybrałyśmy…
– No, chłopiec jak chłopiec – zauważyła dobrotliwie pani Stefania. – Taki trochę od niej starszy… ale widać, że bardzo ją kocha, a to jest przecież najważniejsze.
Mamusia spojrzała z zachwytem na Lodzię, która przymknęła oczy, zaciskając powieki jak dziecko, które liczy na to, że w ten sposób stanie się niewidzialne.
– Widzę, Lodzieńko, że już opowiadasz wszystkim o Karolku? Owszem, starszy trochę, tak w sam raz, wie pani… Ale z domu jej przecież nie puścimy, u nas będą mieszkać.
– A, to co innego – uśmiechnęła się pani Stefania.
– Tak, to już ustalone – kiwnęła głową Mamusia. – Zresztą dokąd by poszli? Do niego albo do nas, ale my walczymy, żeby do nas koniecznie. Karolek… bo tak ma na imię jej narzeczony… – tłumaczyła pani Stefanii – co prawda oficjalnie zaręczą się dopiero w kwietniu, ale widzę, że Lodzieńka tak go już nazywa… więc Karolek nie będzie miał nic przeciwko temu, jest bardzo dobrze wychowany. Ale proszę, niech pani usiądzie! – zreflektowała się, zrywając się z krzesła i ustępując pani Stefanii. – Nie będzie pani przecież tak stała!
– A nie, nie, ja to już muszę iść do łóżka, bo pani Justysia na mnie nakrzyczy – odparła pani Stefania, cofając się nieco. – Ale że miły ten narzeczony, to prawda, tak jej pięknie warkocz zaplótł i kwiatów naznosił… No, ale już idę, idę. Niech się szczęści tej waszej dziecinie!
I uśmiechnąwszy się do Mamusi, podreptała w stronę swojego łóżka. Lodzia odetchnęła ze względną ulgą, przepełniona jednocześnie poczuciem, że mleko i tak się rozlało.
„No i widzisz, co narobiłeś, bandziorze jeden?” – pomyślała z wyrzutem pod adresem Pabla. – „Dla ciebie to świetna zabawa, a ja mam prawdziwe kłopoty! Co prawda sama też mogłabym być rozsądniejsza…”
Po odejściu pani Stefanii Mamusia zwróciła na córkę czułe, aprobujące spojrzenie.
– Lodziu – zagadnęła łagodnie. – Dlaczego nie powiedziałaś mi tego wszystkiego od razu?
– Tego wszystkiego? – powtórzyła nieufnie Lodzia.
– No tak. Przecież mogłaś powiedzieć, kto ci poprzynosił te wszystkie kwiaty… i że spotykacie się dodatkowo w tajemnicy przed nami.
– Co takiego? – wyszeptała zdumiona Lodzia, odruchowo wracając do pozycji siedzącej.
– No, że Karolek… – Mamusia pogroziła jej palcem z uśmiechem. – I nawet włosy ci plecie, tak? No, no, łobuzy! Ja już wszystko rozumiem! Emilia martwi się o niego, bo on ciągle gdzieś znika, nie wiadomo, gdzie chodzi wieczorami, nawet w ten wtorek, kiedy nie jechaliście na tańce, bo byłaś tutaj, poszedł gdzieś sam i nie chciał powiedzieć gdzie. Ona cały czas próbuje z niego wyciągnąć, gdzie on tak chodzi, a on nic, ani słowa… No to ja jej powiem!
Lodzia milczała, patrząc na Mamusię szeroko otwartymi oczami.
– Ja tylko nie wiem, dziecino, dlaczego wy się tak z tym ukrywacie – ciągnęła życzliwie Mamusia. – Może my wam za bardzo przeszkadzamy? Nie chcecie pewnie, żebyśmy tak was ciągle wypytywały, co? Ale sama widzisz, jak to się zawsze wszystko wyda! Przyszłam tu i zaraz te dwie panie wszystko mi powiedziały… Oj, Lodziu, Lodziu! – znów pogroziła jej palcem z porozumiewawczym uśmiechem. – Ale z was urwisy!
Patrząca na nią w osłupieniu Lodzia nabrała nagle mocno powietrza w płuca, zachłysnęła się nim, po czym wybuchnęła serdecznym śmiechem. Mamusia też się roześmiała.
– Przyznaję, że wykiwaliście nas, Lodzieńko – pokiwała głową. – To wam się naprawdę udało… Ale może zjesz trochę tego rosołku, co, dziecko? Nie? To później sobie zjedz, pamiętaj. Mareczek jutro zabierze ten termos, tylko umyj go porządnie, dobrze? No i powiem ci, że śliczne te niezapominajki… po prostu śliczne!

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Dalsze części:
Rozdział XVI (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)