Lodzia Makówkówna – Rozdział XVI (cz. 8)

– Dobry wieczór, Lea – zabrzmiał w telefonie jego ciepły głos. – Nie zbudziłem cię?

– Nie, Pablo, skąd taki pomysł? Jest dopiero po dwudziestej.

– Myślałem, że małe dziewczynki chodzą spać tuż po dobranocce – zażartował. – Ale zapomniałem, że nie wszystkie są grzeczne. Niektóre nawet piją whisky po szkole.

Roześmiała się.

– Myślałam już, że nie zadzwonisz do mnie, bandziorku – powiedziała z lekkim wyrzutem. – Weekend się kończy… byłam pewna, że zapomniałeś.

– Zapomnieć to ja sobie mogę o jakichś drobiazgach – odparł wesoło. – Na przykład o oddychaniu… Czekałem na sam koniec weekendu, żeby mieć na co czekać, gwiazdeczko. Tresujesz mnie tak okrutnie tymi twoimi limitami, że muszę umiejętnie dozować sobie te krótkie chwile szczęścia…

– Nie ściemniaj, oprychu, pewnie cały weekend biegałeś po siłowniach i knajpach, a teraz dopiero wytrzeźwiałeś! – zakpiła, rozkoszując się w duchu dźwiękiem jego głosu.

– O, to są bardzo poważne zarzuty! – zauważył Pablo. – I w dodatku zupełnie nieumotywowane… Zdziwiłabyś się, kochanie. Na siłowni, owszem, byłem, z Szymkiem nawet… Ale nie włóczyłem się po żadnych knajpach i pozostawałem przez cały czas w stanie całkowitej trzeźwości. Pół soboty spędziłem na robieniu przedświątecznych porządków w domu.

– A to ciekawe! – uśmiechnęła się Lodzia, wyobrażając sobie bandziora w ferworze prac gospodarskich. – Omiotłeś wreszcie raz na rok te wszystkie pajęczyny?

– Oczywiście – odparł z powagą. – Omiotłem, zwinąłem w kłębek i wrzuciłem pod łóżko. Ledwie się tam zmieściły, ale dopchnąłem jakoś butem i załatwione, na kolejny rok mam z głowy.

– I zajęło ci to pół soboty? – zapytała z rozbawieniem.

– Ależ skąd! To był tylko jeden punkt programu. Musiałem przecież jeszcze odgruzować kuchnię i odkuć podłogę w całym domu. Przypomniałem sobie, jak wygląda w oryginale, kiedy przekopałem się przez te wszystkie warstwy szlamu. Jutro zabiorę się za przecieranie okien papierem ściernym, może wpadnie mi do pokoju trochę światła, jak zdrapie się w paru miejscach to zaschnięte błoto…

Lodzia śmiała się serdecznie z tej wizji kawalerskich porządków świątecznych.

– A mycie naczyń? – zapytała z zaciekawieniem.

– Jakich naczyń? – zdziwił się. – Mam tylko jedną szklankę do piwa. Zresztą z tym jestem na bieżąco, płuczę ją regularnie, mniej więcej raz w miesiącu.

– Jest jeszcze pranie… – podpowiedziała mu, ciekawa, jaki na to będzie miał pomysł.

– Za to zabiorę się dopiero w połowie tygodnia. Zapowiadają akurat porządny deszcz, wyniosę wtedy wszystko jak zwykle na balkon, namydlę trochę i samo się upierze.

– Jesteś niemożliwy! – pokręciła głową ze śmiechem. – Powinieneś to opatentować, albo chociaż napisać poradnik na temat racjonalizacji zadań w męskim gospodarstwie domowym! Ale wiesz… bardzo się cieszę, że dzwonisz, bandziorku – dodała ciszej. – Nudzę się już tutaj jak mops, a z tobą tak wesoło się gada!

– Gdybyś awansowała mnie na bliskiego znajomego, mógłbym dzwonić codziennie i rozśmieszać moją gwiazdeczkę – odparł znacząco. – Twój osobisty wariat przecież nadal czeka na konfigurację, więc w każdej chwili możesz uruchomić funkcję nadwornego błazna.

– Owszem – uśmiechnęła się Lodzia. – Ale zauważ, że taki błazen telefoniczny to wersja z niższej półki. Nie może robić śmiesznych min ani chodzić na rękach… Może tylko mówić.

– Rzeczywiście, jego funkcjonalności są ograniczone – przyznał Pablo. – Ale na twoje wezwanie mógłby teleportować się do szpitala, żeby trochę pochodzić na rękach po oddziale…

– Nawet o tym nie myśl! – przestraszyła się natychmiast Lodzia. – Odwołuję to, jeszcze wpadnie ci do głowy zrobić to naprawdę… Ja bym się chyba ze wstydu spaliła!

Pablo śmiał się po drugiej stronie linii.

– Jak ty mnie dobrze znasz, gwiazdeczko! No, nie bój się, nie zrobię ci wstydu, przyjdę standardowo na nogach… Może być wtorek?

– O, i już się wprosiłeś! – zawołała, w duchu uszczęśliwiona wizją jego potencjalnych odwiedzin. – Wcale nie było o tym mowy, już manipulujesz, szachraju!

– Nie mam innego wyjścia. Muszę kombinować, skoro ciągle nie chcesz mnie awansować i nie przyznajesz mi żadnych praw.

– Przecież awansowałam cię ostatnio, jeszcze ci mało?

– Mało – odparł z westchnieniem. – Ciągle mało, skarbie… Muszę szybciej przeskakiwać kolejne etapy, bo nie zdążę przed godziną zero.

– Aha, czyli ustawiłeś sobie na mnie jakiś deadline? – uśmiechnęła się pobłażliwie. – Czas leci, statystyki spadają… Przyznaj się, hultaju, ile czasu dajesz sobie zazwyczaj na taką operację?

– Zazwyczaj? – zdziwił się. – Jeszcze nigdy tego nie robiłem. Jestem w tym całkowicie zielony, dlatego właśnie wolę mieć minimalny zapas czasowy.

– Co ty nie powiesz? – zakpiła Lodzia. – Nigdy tego nie robiłeś, niewinna ptaszyno?

– Nigdy – powtórzył z powagą. – To operacja jednorazowa, musimy wykonać ją poprawnie, bez próby generalnej i bez bisów.

– Ach, nawet bez bisów! – zawołała drwiąco. – Taką masz zasadę?

– Oczywiście. Przyjmuje się ją przecież jako ogólnie obowiązującą.

– I po takiej jednorazowej operacji dokonuje się zapewne kompleksowego resetu? – domyśliła się. – Wykasowuje się wszystkie dane i czyści się pamięć?

– Nie, kochanie – odpowiedział pogodnie. – Po takiej operacji robi się różne bardzo fajne rzeczy… Dogadamy się, zobaczysz. Możemy negocjować szczegóły, zresztą wiesz, że ja i tak zawsze ci ustąpię. Będzie tak, jak zażyczy sobie moja gwiazdeczka.

– Znowu coś ściemniasz, szubrawcu – uśmiechnęła się Lodzia, postanawiając zejść na wszelki wypadek z tematu. – Ale nie będę w to wnikać. Zazdroszczę ci tych świątecznych porządków, wiesz? Ja bardzo je lubię, a wypuszczą mnie dopiero w czwartek, do tego czasu w domu już wszystko za mnie zrobią. Wrócę tylko na gotowanie i malowanie pisanek.

– Najważniejsze, że na święta już będziesz u siebie, Lea – zauważył łagodnym tonem. – Mogło być przecież znacznie gorzej.

(c.d.n.)

Źródło: pixabay.com

Poprzednie części:

Prolog (1) (2) (3)

Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7)

Dalsze części:

Rozdział XVI (9) (10) (11)

Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)

Epilog (1) (2) (3) (4) (5)


Dodaj komentarz