Schyliła się po torbę, jednak uprzedził ją w tym Pablo. Kiedy oboje wyprostowywali się, podniosła na niego na chwilę oczy i napotkała jego ciepłe, uspokajające spojrzenie.
– To chyba będzie raczej moje zadanie – oznajmił, przejmując od zaskoczonej Mamusi również drugą torbę. – Proszę pozwolić… Pomogę pani zwieźć to na dół, ma pani zajęte ręce, przy tylu bagażach przyda się drobne wsparcie.
– Ależ nie trzeba – pokręciła głową Mamusia, choć po jej minie było widać, że chętnie skorzystałaby z pomocy. – To tylko do taksówki, już pewnie czeka na dole. Dziękuję panu, dam sobie radę, nie musi się pan fatygować…
– Nalegam – odparł stanowczo Pablo. – Przecież ma pani zamiar jeszcze komuś na dole oddawać pieniądze, czyż nie? Zaniosę to pani do taksówki. Zresztą zaczyna już padać, będzie pani musiała wsiąść jak najszybciej, żeby nie zmoknąć.
– Ale będzie pan sobie robił kłopot… – krygowała się Mamusia.
– To żaden kłopot, a wręcz obowiązek kogoś, kto usilnie pracuje nad tym, aby pewnego dnia stać się dżentelmenem. Proszę nie stawiać mnie w niezręcznej sytuacji. Skoro zaoferowałem pomoc, odstąpienie od jej udzielenia przyniosłoby mi ujmę na honorze.
– Skoro tak pan stawia sprawę… – poddała się Mamusia. – W takim razie bardzo panu dziękuję. Ale ma pan tu przecież jeszcze jakąś własną paczuszkę…
– To nie problem, poproszę kogoś o przechowanie paczuszki przez parę minut – odparł Pablo, spoglądając znacząco na Lodzię. – I tak zaraz tu wracam.
Uśmiechnął się do dziewczyny i podał jej swój pakunek. Zaskoczona Lodzia wzięła go odruchowo z jego rąk. Był bardzo lekki. Spojrzała na Mamusię niespokojnym wzrokiem.
– A tak, Lodzieńko! – ucieszyła się Mamusia. – No przecież! Popilnuj paczuszki temu panu, on tylko pomoże mi znieść ten majdan do taksówki i zaraz po to wróci. Rzeczywiście, dużo dziś mam bagaży, a jeszcze te pieniądze… No, trzymaj się, dziecino – powiedziała szybko, całując ją na pożegnanie. – Czekamy na ciebie w czwartek, Mareczek cię stąd odbierze. Podam mu jakąś pustą walizkę, żebyś mogła wszystko wygodnie sobie spakować.
– Dobrze, mamo, dziękuję – kiwnęła głową Lodzia. – Tylko niech tata nie przyjeżdża po mnie za wcześnie, pielęgniarka mówiła, że dopiero koło południa mnie wypiszą.
– Tak, Lodziu, koło południa, przecież on rano będzie w pracy… Przygotuj sobie wszystko, spakuj, co możesz, i czekaj na niego. Powiem mu, żeby zwolnił się trochę z biura, to będzie po ciebie koło trzynastej.
– Jasne, mamo, dzięki.
Pablo czekał w milczeniu i przyglądał im się z uśmiechem. Mamusia ucałowała jeszcze raz córkę i spojrzała na niego życzliwie.
– No to chodźmy, taksówka już na pewno na mnie czeka. O, widzi pan? Akurat winda nam podjechała! Bardzo pan miły, naprawdę, dzisiaj akurat rzeczywiście przyda mi się pomoc…
Jej głos ucichł w szczęku zamykających się drzwi od windy. Lodzia stała wciąż w miejscu jak zaczarowana, próbując pozbierać się po przeżytych wrażeniach.
„Nie do wiary… zabajerował mamę!” – pomyślała zdumiona. – „Co za gangster! Jaką miała zadowoloną minę! No, znowu mi się upiekło… Ale się wystraszyłam! A co on mi tutaj przyniósł?”
Obejrzała ze wszystkich stron pakunek, który Pablo zostawił w jej rękach, jednak nie miała zamiaru otwierać go bez niego. Zaniosła go zatem na swoją salę, postawiła na szafce i usiadła na łóżku, czekając z niecierpliwością na jego powrót. Było już po osiemnastej, więc odwiedzający w większości powychodzili, oddział coraz bardziej pustoszał. Dwie starsze pacjentki z jej sali były już same i odpoczywały w swoich łóżkach przykryte kołdrami. Lodzia pochwyciła życzliwy uśmiech pani Stefanii i odwzajemniła go.
„Dobrze, że pani Stefcia tam się akurat nie pałętała” – pomyślała z ulgą. – „Na pewno nie omieszkałaby czegoś chlapnąć przy mamie. A on tak wcześnie dzisiaj przyszedł! Co prawda i tak po godzinach odwiedzin, pielęgniarki znów go będą ścigać… Oho, ale się rozlało!”
Rzeczywiście, na zewnątrz rozszalała się ulewa, podmuchy wiatru biły w okno, błysnęło, a po chwili rozległ się bliski pomruk grzmotu.
(c.d.n.)

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Dalsze części:
Rozdział XVII (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)