Lodzia Makówkówna – Rozdział XVII (cz. 9)

– I już po burzy – powiedziała Lodzia, wpatrzona tęsknie przez okno szpitalnego korytarza w mokrą i mglistą panoramę miasta.

Zmierzchało się już, oddalająca się burza jeszcze bardziej zaciemniała chmurami wieczorne niebo, lecz miasto tętniło życiem i rozświetlało się coraz większą ilością bliższych i dalszych światełek. Załom korytarza, w którym stali, tonął w półmroku, z nieodległej dyżurki pielęgniarek dobiegał dźwięk dość głośno grającego radia.

– Piękny wieczór – zauważył Pablo, stojący tuż przy niej, za jej plecami. – Po deszczu w powietrzu jest dużo tlenu, ja bardzo lubię takie mokre ulice po burzy. Szkoda, że nie możemy dziś przespacerować się razem, gwiazdeczko.

– Szkoda – przyznała. – Nawet nie wiesz, jak już bym chciała stąd wyjść… Tak mi się tęskni do wolności! Chyba jednak nie będę cię dusić warkoczem ani ćwiartować tasakiem – zażartowała. – Poszłabym za to do więzienia, a tam szybko bym zwariowała. Pierwszy raz jestem w szpitalu i dochodzę do wniosku, że taka bezczynność w zamknięciu jest dla mnie nie do zniesienia.

– Już niedługo, kochanie – odparł łagodnym tonem. – I tak dobrze, że zamkniesz sprawę w niespełna dwa tygodnie, to nie jest dużo jak na pobyt w szpitalu.

– Wiem, Pablo, bardzo się staram być cierpliwa – westchnęła. – Ale tak bym już chciała wyjść na dwór, tam jest taka piękna wiosna! U mnie w ogródku już pewnie pełno kwiatów, tata hoduje żonkile i tulipany, zawsze tak pięknie kwitną o tej porze… A w szpitalu jest tak nudno, zwłaszcza że już jestem prawie całkiem zdrowa. Patrzę sobie pół dnia przez to okno jak przez kraty więzienia. Wszystko jest takie inne z tej perspektywy… Nawet muzyka. Słyszysz? U pielęgniarek gra radio, to przecież jakiś bardzo ładny utwór. A dla mnie brzmi tutaj jakoś tak… sucho i nieciekawie. Szpital nawet muzyce odbiera cały jej urok.

– To prawda – przyznał Pablo. – Muzyka w szpitalu nie może brzmieć tak przyjemnie jak w innych, bardziej dogodnych miejscach. Ale nie zapominaj o swoim dżinnie – zniżył głos, schylając się lekko do niej. – On spełnia marzenia. Specjalnie dla ciebie może zaczarować muzykę… Wystarczy, że wypowiesz takie życzenie.

Lodzia odwróciła się do niego z uśmiechem. Wpadające przez okno odległe światła miasta odbijały się w jego ciemnych oczach jak w magicznym lustrze.

– Dżinn umie zaczarować muzykę? – powtórzyła rozbawiona. – Naprawdę? Jestem bardzo ciekawa, jak to zrobi!

– Bardzo prosto – odparł z powagą Pablo. – Poprosi cię do tańca.

– Do tańca? – szepnęła w olśnieniu.

Pokiwał głową z uśmiechem. Serce Lodzi zabiło radosnym rytmem… jej duszę rozkołysało cudowne wspomnienie studniówkowego tańca… Nagle muzyka płynąca z dyżurki pielęgniarek zabrzmiała jakoś inaczej – jakby już była zaczarowana!

– Ale pewnie może to zrobić tylko przez pośrednika? – domyśliła się, patrząc na niego spod oka.

– Oczywiście. Dżinn nie ma przecież ciała, może tańczyć tylko sam. A muzykę trzeba zaczarować we dwoje. To jest właśnie zadanie dla wykwalifikowanego pośrednika.

Urzeczona tym szalonym, a zarazem kuszącym pomysłem Lodzia zasłuchała się przez chwilę w płynące z radia nuty, po czym uśmiechnęła się do Pabla.

– W takim razie poproś mnie do tańca, pośredniku dżinna – zgodziła się, rzucając mu filuterne spojrzenie. – Tylko nie zawiedź swojego zleceniodawcy i zrób to po rycersku!

– Postaram się, kochanie.

Cofnął się o pół kroku i skłonił się przed nią szarmancko.

– Czy uczyni mi pani ten zaszczyt i zatańczy ze mną, pani Leokadio? – zapytał z powagą.

Uśmiechnęła się i dygnęła przed nim jak dobrze wychowana pensjonarka.

– Zatańczę z panem, panie Pawle.

Wyciągnął do niej rękę. Już miała podać mu swoją, ale zatrzymała się jeszcze i spojrzała krytycznym wzrokiem na swoje szpitalne kapcie.

– Obawiam się tylko, że mam nieodpowiednie buty – zauważyła z konsternacją. – Muszę je chyba zdjąć, bo jeszcze oboje się o nie pozabijamy!

Zsunęła szybko kapcie ze stóp, zostawiając je pod ścianą.

– Będziesz tańczyć w samych skarpetkach? – zapytał rozbawiony Pablo.

– Co zrobić? – rozłożyła ręce. – Nie mam w szpitalu pantofelków do tańca… Ale tu jest tak gorąco, że w skarpetkach będzie w sam raz. Obiecaj mi tylko, bandziorku, że nie będziesz mnie deptał po palcach tymi swoimi buciorami!

– Nie mogę tak ryzykować – pokręcił głową, schylając się szybko, aby rozsznurować swoje adidasy. – Nie wyobrażam sobie, żebym mógł podeptać po paluszkach takiego małego kociaka…

Zamaszystym ruchem posłał swoje buty pod ścianę, tak, że wylądowały obok kapci Lodzi, i wyprostował się. Stanęli naprzeciw siebie w samych skarpetkach, spojrzeli na swoje nogi, potem znów na siebie i oboje jak na komendę parsknęli śmiechem. Grająca dotąd skocznie muzyka przycichła i z radia popłynął teraz jakiś inny, spokojny i melodyjny utwór. Pablo spoważniał i po raz drugi wyciągnął rękę do dziewczyny.

– Zapraszam do tańca, Lea – powiedział niskim półgłosem, tym samym, który zawsze tak bardzo działał jej na zmysły. – Chodź do mnie.

Podniosła na niego wzrok i dostrzegła w jego oczach ów charakterystyczny płomień, który w lutym tak ją przestraszył w kancelarii, lecz którego dziś – o dziwo! – wcale się nie bała… Bez wahania podała mu dłoń, którą on natychmiast podniósł i przycisnął do ust, po czym stanowczym gestem pociągnął ją ku sobie i objął ją wpół. Położyła dłoń na jego ramieniu, zatapiając się z rozkoszą w jego objęciach, i popłynęli bezszelestnie w rytm muzyki niosącej się dyskretnym echem po szpitalnym korytarzu.

(c.d.n.)

Źródło: pixabay.com

Poprzednie części:

Prolog (1) (2) (3)

Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8)

Dalsze części:

Rozdział XVII (10) (11)

Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)

Epilog (1) (2) (3) (4) (5)


Dodaj komentarz