– Lodziu, te termosy damy na wierzch do walizki, ale trzeba by je w coś owinąć, żeby nie hałasowały – powiedział Tatuś, układając wraz z córką ostatnie rzeczy w przyniesionej przez siebie walizce. – Wezmę do tego te dwa ręczniki, dobrze? Dużo tam tego jeszcze masz, kochanie?
– Jeszcze parę rzeczy z szuflady i to będzie wszystko – odetchnęła z satysfakcją Lodzia.
Było już po szesnastej, Tatuś dopiero teraz dotarł po nią do szpitala, okazało się bowiem, że ze względu na kontrolę w urzędzie nie mógł wcześniej zwolnić się z pracy. Dokumenty wypisowe i recepty miała już gotowe od rana, wysłuchała grzecznie instrukcji lekarza dotyczących kontynuacji leczenia w domu i popakowała wszystko, co mogła, zdumiona ilością rzeczy, które nagromadziły jej się w tak krótkim czasie dzięki troskliwości rodziny. Dopiero teraz, kiedy Tatuś doniósł jej dodatkową walizkę, mogli dokończyć pakowanie równo poskładanych ubrań i naczyń, które nie zmieściły się w jej własnym plecaku i w kilku niewielkich płóciennych torbach, jakie zostawiła jej w szpitalu Mamusia.
Po zapakowaniu wszystkich rzeczy Lodzia pożegnała się serdecznie z panią Stefanią, zajrzała do dyżurki pielęgniarek, żeby powiedzieć do widzenia, po czym z ulgą wsiadła z Tatusiem i swymi licznymi bagażami do windy.
– Zaraz zadzwonię po taksówkę – uśmiechnął się Tatuś, kiedy jechali w dół. – Zobaczysz, jakie kwiatki wyrosły nam w ogródku, tulipanów mamy chyba ze sto! Kolorowo jest teraz, że się zdziwisz… I twoje niezapominajki już się pięknie zielenią, niedługo będą kwitły.
– Już nie mogę się doczekać, żeby to zobaczyć – szepnęła zachwycona Lodzia. – A powiedz mi, tato, wyrosły te nasze nowe, różowe stokrotki w kąciku przy furtce?
– Wyrosły, pięknie wyrosły i kwitną. Wyglądają jak różowy dywan, a do tego między nimi powyrastały te zeszłoroczne, czerwone tulipany. Spodoba ci się, kochanie.
Winda stanęła na parterze, wyładowali się z niej z bagażami i przystanęli, żeby zadzwonić po taksówkę. Tatuś postawił walizkę i płócienną torbę na podłodze, po czym sięgnął do kieszeni po telefon. Lodzia rozglądała się wokół z promiennym uśmiechem.
„Do domu!” – śpiewało jej w duszy. – „Jedziemy do domu!”
Lecz nagle świat zniknął i rozmył się gdzieś w tle, kilkanaście kroków dalej dostrzegła bowiem znajomą sylwetkę, jedyną taką w całej galaktyce – sylwetkę Pabla w długim, wiosennym płaszczu… Rozmawiał z kimś z ożywieniem na środku zatłoczonego holu.
„Pablo!” – pomyślała zdumiona. – „A co on tu dzisiaj robi? I to w mundurze, pewnie prosto z pracy. Z kim on rozmawia? To jakiś lekarz… Ach, to mój ordynator!”
Tatuś znalazł numer taksówki i już miał dzwonić, kiedy zerknąwszy na córkę, opuścił rękę z telefonem zdziwiony jej nietypową miną, która wyrażała naraz zaskoczenie, radość i niemal mistyczne wzruszenie… Natychmiast pobiegł wzrokiem za jej spojrzeniem i dostrzegł, że utkwione było ono w dwóch mężczyznach stojących na środku holu – starszy z nich był ubrany w zielony, lekarski kitel, młodszy miał na sobie długi, rozpięty płaszcz, a pod spodem elegancki garnitur.
Ordynator zerknął przypadkowo w stronę Lodzi i ruchem głowy wskazał ją Pablowi. Ten spojrzał zaskoczony i uśmiech rozjaśnił mu twarz… lecz chwilę potem jego wzrok padł na Tatusia, a wtedy zmieszał się i zrobił gest, jakby zamierzał się wycofać. Lekarz ruszył już jednak w ich stronę, pociągając go ze sobą.
– No i proszę, panie Pawle, nasza dzielna pacjentka jednak jeszcze tu jest! – zawołał, podchodząc szybkim krokiem do Lodzi. – A byłem pewien, że już przed obiadem panią wypuścili… Jak się czujemy, pani Leokadio? Chyba humor dopisuje w dniu wyjścia do domu, co?
– Tak, dziękuję panu – uśmiechnęła się Lodzia, zerkając ukradkiem na Pabla.
Z zaskoczeniem dostrzegła, że ten zawsze pewny siebie, przebojowy bandzior stoi dziwnie zmieszany, niemal zawstydzony… niczym sztubak przyłapany na jakimś gorącym uczynku!
(c.d.n.)

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1)
Dalsze części:
Rozdział XVIII (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)