„No i proszę, kolejne ciekawe znajomości” – pomyślała Lodzia. – „Niezłe szychy przewijają się ze swoimi problemami przez ręce mojego szachraja… Musi być naprawdę dobry w tym fachu, cała reszta z jego kancelarii też. Choć to ma przecież i złe strony…” – westchnęła. – „Wszyscy chcą, żeby czymś się zajął osobiście, a nikt nie pomyśli, że biedak potem przez to nie dosypia i żywi się batonikami z automatu. Widzą w nim tylko maszynkę do wykonywania zadań…”
Znów pochwyciła króciutkie spojrzenie ciemnych oczu we wstecznym lusterku. Światło padało mu na twarz w taki sposób, że dobrze było widać owe drobniutkie zmarszczki w kącikach oczu, które zauważyła po raz pierwszy, gdy jechali na studniówkę.
„Te zmarszczki będą mu się pogłębiać z roku na rok” – pomyślała z czułością. – „Na czterdziestkę będzie miał już takie eleganckie kurze łapki… Ech, łobuz! Dlaczego nic mi nie powiedział? Ani tego, że u mnie był, kiedy leżałam w gorączce, ani o tym, że załatwił mi specjalną opiekę na oddziale… A dzisiaj na holu tak się zmieszał w pierwszej chwili! Głupio mu było, że wydała się sprawa z tym ordynatorem? E, nie… tym się za bardzo nie przejął… to była ewidentnie reakcja na tatę! Przy mamie był pewny siebie, bajerował jak zwykle, a przy tacie jakby go prąd poraził… Dziwne, przecież tata jest zupełnie niegroźny i spokojny…”
Nagle echem wróciły do niej słowa Pabla wypowiedziane przyciszonym głosem, kiedy plótł jej warkocz. Tata chyba bardzo cię kocha, prawda? I jej odpowiedź. Bardzo mnie kocha, a ja jego… i jego zdanie jest dla mnie najważniejsze. Czyżby to o to dziś chodziło? Serce mocniej jej zabiło, po raz kolejny w ciągu ostatnich dni w jej duszy błysnęło jasne światełko… jeszcze jeden promyk zakazanej nadziei! Czyżby Pablo liczył się ze zdaniem Tatusia?
Znów spojrzała ostrożnie w lusterko wsteczne. Jego oczy były uważnie wpatrzone w drogę, lecz po chwili musiał wyczuć jej wzrok szóstym zmysłem, jak w wieczór, gdy aresztował go Leśniewski, bo zerknął na nią, a w spojrzeniu tym natychmiast rozpromieniał uśmiech i światło południowego słońca.
„Za to teraz jaki jest wesoły!” – pomyślała, odwzajemniając mu uśmiech. – „I jak sobie gadają z tatą! Jak starzy znajomi… Zaraz, o czym oni gadają? O niezapominajkach?!”
– Tak, powinny być sadzone raczej w cieniu i muszą mieć wodę – wyjaśniał ze znawstwem Tatuś. – Po roku już same ładnie się rozsiewają. U nas rosną właściwie wszędzie, gdzie jest cień…
– Czyli wystarczy raz je posadzić, żeby wyrosły też w kolejnych latach? – zapytał Pablo.
– Nie do końca – sprecyzował Tatuś. – Trzeba je przez cały czas pielęgnować i odnawiać. Część sama się wysiewa, ale i tak co roku sadzimy nowe sadzonki, żeby uzupełnić i zastąpić te najstarsze. Mamy różne odmiany, dzięki temu kwitną przez cały sezon, aż do późnego lata. Moja Lodzia uwielbia je od małego… prawda, kochanie? – zerknął przez ramię do tyłu.
– Prawda, tato – uśmiechnęła się Lodzia. – Pamiętasz, jak pierwszy raz zakwitły moje własne niezapominajki? Te, co je sama posadziłam… Ciocia uplotła mi z nich wianek, a ja chodziłam w nim cały dzień i nie chciałam dać go sobie zdjąć nawet na noc.
– Tak, pamiętam. Miałaś wtedy sześć lat. Lucynka rozpuściła ci włosy pod ten wianuszek, wyglądałaś jak mała królewna… Ech, ależ ten czas leci! – westchnął z melancholią Tatuś. – To już było przecież trzynaście lat temu!
Magiczna liczba zrobiła wrażenie. Pablo zerknął we wsteczne lusterko i wymienili z Lodzią znaczące spojrzenia, po czym na kilka długich chwil zapadła cisza. Skręcili już w osiedle i jechali wąskimi uliczkami pomiędzy ukwieconymi ogrodami domków jednorodzinnych.
„Do domu!” – eksplodowała znów radością Lodzia. – „Wreszcie wracam do domu!”
Zatrzymali się przed furtką domu przy Czeremchowej osiem i wysiedli. Pablo otworzył bagażnik i obaj z Tatusiem zabrali się za wyciąganie z niego poszpitalnego ekwipunku Lodzi, która nagle z niepokojem przypomniała sobie o Wielkiej Triadzie.
„A niech to, mama zaraz zobaczy Pabla i będzie draka!” – pomyślała, spoglądając w napięciu w stronę okna od kuchni. – „Co prawda jestem z tatą, a on będzie mnie krył, powie w razie czego, że to jego znajomy… ale mama przecież widziała go w szpitalu, nie uwierzy, będzie wypytywać…”
Jakby czytając w jej myślach, Tatuś sięgnął do kieszeni po klucze i odwrócił się do niej.
– Lodziu, weź klucze i otwórz, dobrze, dziecinko? Zosi, Lucynki i babci nie ma teraz w domu, miały pójść wcześniej do kościoła, obiecały na dzisiaj proboszczowi kwiaty… Już je na pewno tam zaniosły, jest prawie siedemnasta.
Lodzia odetchnęła z ulgą, posłusznie wzięła z jego ręki klucze i otworzyła furtkę, a następnie również drzwi wejściowe do domu, zostawiając je rozwarte na oścież, aby łatwiej było wnieść jej szpitalne bagaże. Przy samochodzie trwała tymczasem krótka negocjacja na temat tego, kto będzie niósł toboły, jednak Tatuś tym razem kategorycznie odmówił pomocy. Zarzucił sobie na ramię wszystkie torby naraz i podał rękę Pablowi.
– Dziękuję panu za podwózkę – powiedział uprzejmie.
– To dla mnie przyjemność – odparł Pablo, ściskając z szacunkiem podaną mu rękę. – Bardzo się cieszę, że mogłem pomóc, choć to pomoc tylko symboliczna.
– Akurat bardzo się przydała – wtrąciła Lodzia, podchodząc z powrotem do nich. – Ja też bardzo ci dziękuję, bandziorku.
Pablo popatrzył na nią z uśmiechem.
– Nie ma za co, Lea.
– Pójdę już to zanieść – odezwał się oględnie Tatuś, biorąc do ręki walizkę. – Otwórz mi, córeczko, szerzej tę furtkę… dziękuję ci, kochanie. Do widzenia. Miło mi było pana poznać.
– Mnie również – ukłonił się Pablo. – Do widzenia panu.
(c.d.n.)

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4)
Dalsze części:
Rozdział XVIII (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)