Lodzia pokiwała powoli głową.
– Czyli jako dzieci nie mieliście nigdy babci ani dziadka?
– Nigdy – odparł Artur. – Ale nie czuliśmy za bardzo tego braku, Lodziu… Ogólnie mieliśmy z Tomkiem bardzo szczęśliwe dzieciństwo. Co prawda ojciec trzymał nas twardą ręką, jednak po latach muszę przyznać, że dobrze nam to zrobiło. Myślę zresztą, że dyscyplinował nas głównie z myślą o mamie, żebyśmy za bardzo jej nie dokuczali… wiesz, jacy potrafią być mali chłopcy – uśmiechnął się. – W każdym razie jakoś dziwnie mi pomyśleć, że mam żyjącą babcię…
– No, ale powiedz mi, jak się ma twój tata? – zapytała Lodzia. – Zdrowy?
– Pewnie, że zdrowy! – zaśmiał się Artur. – To twarda sztuka nie do zarąbania, zresztą wychował sobie syna na lekarza, więc teraz już będzie musiał być zdrowy… Ech, staruszek! Że też nic nam o was nie powiedział, przez tyle lat! – pokręcił głową. – Ta awantura, o której mówiłaś, musiała go chyba bardzo mocno dotknąć…
– Na pewno – westchnęła Lodzia. – Nie mam pojęcia, o co tam poszło, ale wywnioskowałam, że po tej akcji radykalnie zerwał kontakt z babcią, a skoro tak się zawziął, to musiał mieć ważne powody. I teraz pytanie, co będzie dalej… Bo ja bardzo bym chciała go poznać… tylko obawiam się, że on nie chciałby poznać mnie.
– Tego nie wiem – odparł ostrożnie Artur. – Ojciec z charakteru łatwy nie jest, tego nie muszę ci chyba tłumaczyć… To twardy gość, chociaż ogólnie w porządku facet. Nie wiedziałem, że miał w młodości takie przejścia, zawsze brałem za pewnik, że cała jego rodzina nie żyje.
– Jak widzisz, żyjemy – uśmiechnęła się. – I mamy się całkiem dobrze. Ale teraz kolej na ciebie… Opowiedz mi trochę o was, nie tylko o tacie, ale też o mamie i bracie, dobrze?
Artur bez oporów opowiedział jej o swojej rodzinie. Wuj Edward ożenił się, będąc jeszcze na studiach, a po skończeniu politechniki założył firmę świadczącą usługi nadzoru inżynierskiego. Początki miał ciężkie, jednak dość szybko zdobył pozycję na rynku i od tej pory dobrze mu się wiodło. Z obu swych synów mógł być dumny – starszy, Tomek, skończył ekonomię i pracował obecnie jako ekspert w jednym z dużych banków, młodszy, Artur, kończył właśnie medycynę i od września miał zacząć staż podyplomowy w tym samym szpitalu, w którym w marcu wylądowała z anginą Lodzia.
– To ile w końcu macie lat? – dopytywała z zainteresowaniem.
– Tomek ma dwadzieścia dziewięć, ja dwadzieścia pięć – odparł rzeczowo Artur.
– Przedstawisz mi go?
– Jasne. W ogóle najlepiej będzie, jeśli usiądziemy sobie we trójkę i razem zastanowimy się, jak to wszystko rozwiązać. Tomkowi szczęka opadnie, jak mu powiem… Ja sam nadal nie mogę wyjść z szoku… co za historia!
Zatrzymali się przy murku na jakimś wiadukcie, oparli się o niego i popatrzyli z góry na biegnącą pod spodem ulicę, po której przejeżdżały z dużą prędkością samochody. Artur odwrócił głowę i przez chwilę przyglądał się ukradkiem dziewczynie, której długi warkocz opadł na zwieńczenie murku i miękko spływał po nim w dół.
– Czyli jesteś moją kuzynką – powiedział powoli. – I to bardzo bliską… Nigdy w życiu by mi to nie przyszło do głowy. Ech… ale ze mnie idiota!
– Jeśli masz na myśli tego kwiatka w szpitalu – uśmiechnęła się Lodzia, spoglądając na niego spod oka – to nie masz się czym przejmować. Przecież nikomu nie będziemy się tym chwalić. Po prostu zapominamy o tym, okej?
– Okej – westchnął. – Dzięki, Lodziu… Ja i tak będę się tego wstydził do końca życia. Zresztą już drugi raz robię z siebie takiego kretyna przed dziewczyną…
– Drugi raz? – zainteresowała się Lodzia.
– Niestety – uśmiechnął się. – Kiedyś może ci opowiem, jak było za pierwszym, ale najpierw muszę nabrać trochę dystansu, bo póki co palę się ze wstydu na samo wspomnienie. A tym razem… a niech to, całe szczęście, że w porę się opanowałem!
– Daj spokój! – machnęła ręką. – To było tylko głupie nieporozumienie.
– Łatwo ci mówić – pokręcił głową. – I tak mam szczęście, że przy tej okazji nie zarobiłem w zęby… Ten twój facet przez moment wyglądał groźnie, spojrzał na mnie z taką miną, że aż mi się nieswojo zrobiło. Od razu otrzeźwiałem! – zaśmiał się. – W sumie to dobrze, że wdepnąłem wtedy na niego, bo wszystko się wyjaśniło i nie zdążyłem jeszcze się zaangażować. Jakoś wybiłem to sobie z głowy, chociaż… chyba nie tak do końca. No, ale teraz już nie ma o czym mówić.
– Nie ma – powtórzyła w roztargnieniu Lodzia, która na wzmiankę o Pablu sięgnęła odruchowo do kieszeni po telefon i nie znalazłszy go, przypomniała sobie, że zostawiła go przecież w Anabelli pod opieką Julki. – Poczekaj, która jest godzina?
– Już prawie dwudziesta druga – odpowiedział Artur, spoglądając na zegarek.
– Cholera jasna! – rzuciła z przestrachem. – Tak późno? Aż tak długo gadaliśmy? Nie wierzę… Sorry, Artur, ja muszę wracać do knajpy! – dodała zaniepokojona. – Zostawiłam tam ludzi, telefon… Zapisz mi na czymś swój numer, okej? I zanotuj od razu mój. Zdzwonimy się niebawem i ustalimy, co dalej, ale teraz muszę natychmiast wracać do Anabelli!
– Jasne – zgodził się Artur. – Chodźmy, podprowadzę cię kawałek. Przy okazji opowiesz mi jeszcze dokładniej o sobie, jakie studia planujesz i w ogóle…
Wracali szybkim krokiem, rozmawiając coraz otwarciej na różne tematy. Lodzia jednak tylko w połowie skupiała się na wątku rozmowy, w głębi duszy czuła bowiem niepokój i wyrzuty sumienia. Od chwili, gdy uświadomiła sobie, że od jej wyjścia z Anabelli minęły już prawie dwie godziny, nie mogła pozbyć się myśli o Pablu i o tym, że przecież mieli przetańczyć razem cały ten wieczór…
„Chyba trochę przegięłam” – myślała z niepokojem, kiedy zbliżali się z powrotem do ścisłego centrum miasta. – „Miałam wrócić do niego za chwilę, a tak sobie ni stąd ni zowąd poszłam gdzieś na dwie godziny. I na domiar złego nie wzięłam telefonu, znowu nikt nie będzie wiedział, gdzie jestem, co się ze mną stało… No, ale trudno, musiałam przecież pogadać z Arturem! Miałam stracić kolejną okazję? Zaraz im to wyjaśnię, a dyskoteka i tak potrwa jeszcze ładnych parę godzin… zdążymy wszystko nadrobić!”

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Dalsze części:
Rozdział XX (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)