Weszli już na halę budynku dworca. Maszerowali obok siebie, on niósł na lewym ramieniu jej plecak, ona szła po jego prawej stronie.
– Pora nie ma znaczenia, skarbie. Liczy się tylko to, żeby ją znać. Jeśli wiem, gdzie i kiedy mogę spotkać mojego kociaka, nie ma takiej siły, która powstrzymałaby mnie od znalezienia się w tym właśnie miejscu i czasie. Ostrzegałem cię przecież, że będę cię uporczywie nękał – mrugnął do niej znacząco. – Jak widzisz, nie rzucam słów na wiatr.
Lodzia rzuciła mu figlarne spojrzenie i niesiona spontanicznym odruchem wsunęła rękę pod jego ramię, na chwilę wspierając na nim głowę. Eksplozja światła rozjaśniła jego oczy.
– Nie boję się twojego nękania, bandziorku – zapewniła go z uśmiechem. – Jeśli ma polegać na tym, że nosisz mi ciężki plecak, to bardzo proszę… O, zobacz, tam jest moja klasa! Stoją już przy wejściu na perony.
Ruszyli powoli w ich stronę. Lodzia szła odurzona szczęściem płynącym jak zawsze z samej obecności Pabla… Koleżanki i koledzy zauważyli ich od razu i przyglądali im się z daleka, wymieniając rozbawione komentarze. Również kilka starszych pań, które czekały na pociąg na krzesełkach ustawionych pod ścianą, z życzliwym uśmiechem obserwowały drobną, młodziutką dziewczynę o długim warkoczu idącą pod ramię z wyższym od niej o głowę eleganckim, ciemnookim mężczyzną, który niósł jej plecak i z twarzą jaśniejącą jak słońce wiódł wokół wzrokiem zwycięzcy.
W tym przemarszu przez dworcową halę bijące radośnie serce Lodzi przepełniło się przyjemnym uczuciem, którego odbicie błysnęło również w jej oczach. Była to duma. Rozpierająca piersi duma z ukochanego mężczyzny, który przyjechał tu z samego rana specjalnie dla niej i oto publicznie prowadził ją pod ramię.
„Mój Rycerz” – myślała z zachwytem, zerkając na niego ukradkiem. – „Taki szarmancki, taki przystojny… taki elegancki w tym swoim garniturze, w tym płaszczu jak z żurnala… A jaki zadowolony, że idę z nim pod rękę! Ależ jest w tym zabawny, puszy się jak paw! Jest moim bandziorem, a ja jego Leą… Tak chyba jednak miało być… Fatum, przeznaczenie. I jak ja chciałam z tym walczyć?”
– Patrz, Szymek, Lodźka już jest! – zawołała z daleka Julka, która stała nieco na uboczu w ramionach odprowadzającego ją Szymona. – I to z Pablem!
Oboje podeszli do przybyłych, panowie podali sobie ręce, podczas gdy Julka z promienną miną witała się z przyjaciółką, która dopiero teraz wysunęła rękę spod ramienia swojego towarzysza.
– Pociąg ma siedem minut opóźnienia – powiedział Szymon do Pabla, który ustawiał na podłodze zdjęty właśnie z ramienia plecak Lodzi. – Wjedzie na peron tuż przed szóstą, dziewczyny będą się musiały szybko zapakować, bo ma tu stać tylko cztery minuty.
– Zapakujemy je – zapewnił go spokojnie Pablo. – Cztery minuty to wystarczająco długo, skoro jest opóźniony, wszyscy będą już przecież czekali na miejscu. A w razie gdyby był problem z czasem, przekupimy konduktora, żeby poczekał minutę dłużej.
– I widzicie, jak ten stary lawirant kombinuje od samego rana? – zaśmiała się Lodzia. – Jeszcze dobrze nie otworzył oczu, a już myśli o przekupstwach i szachrajstwach!
Pablo nie odrywał od niej rozpromienionego wzroku.
– Widzę, że w trzy dni wróciłeś do pełnej formy – mrugnęła do niego znacząco Julka. – Jestem pod wrażeniem, w ogóle już nic po tobie nie widać!
– Dzisiaj już nie – przyznał wesoło. – Ale jeszcze wczoraj miałem cerę w takim gustownym, oliwkowym odcieniu… Specjalnie wziąłem do pracy zielony krawat, żeby wszyscy myśleli, że to zamierzony efekt.
Szymon, Julka i Lodzia wybuchnęli śmiechem. Zwabiło to grupę kolegów, którzy przyglądali im się przez cały ten czas, wahając się, czy nie podejść. Otoczyli ich teraz licznie, by pod pretekstem przywitania się z Lodzią przyjrzeć się dokładniej Pablowi. Szczególnie dziewczyny, mające w pamięci szalonego studniówkowego rock’n’rolla i wielki kosz tulipanów przysłany do szkoły pocztą kwiatową, spoglądały na niego z zaintrygowaniem.
(c.d.n.)

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8)
Dalsze części:
Rozdział XXI (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)