– Wiecie co, ja się chyba przejdę trochę, już mam dość siedzenia – powiedziała nagle Martyna, podnosząc się z niskiej ławki, na której siedziały. – Idziecie ze mną?
– Ja chętnie – podchwyciła Magda, również zrywając się z miejsca. – Chodźcie, dziewczyny, przespacerujemy się kawałek tą ścieżką w dół, rozprostujemy trochę nogi!
Wszystkie wstały jak na komendę, na ławce została tylko Lodzia.
– Lodźka, a ty co? – zdziwiła się Julka. – Nie idziesz?
– Ja zostanę – odparła łagodnie Lodzia. – Jakoś dzisiaj nie mam już nastroju do biegania po kamieniach, wolę sobie spokojnie posiedzieć…
– A to siedź! – machnęła ręką Monika. – My zresztą też zejdziemy tylko ze sto metrów w dół i zaraz wracamy, po ciemku lepiej nie łazić za daleko.
Po odejściu dziewczyn, które ze śmiechem i niosącymi się echem okrzykami poszły w dół znajomą, wąską ścieżką obecnie skąpaną w ciemnościach, Lodzia wzięła do ręki porzucony przez Magdę patyk i z zadumą wsunęła jego koniec w rozżarzony popiół ogniska.
„Sprawa Karola już jest prawie zamknięta” – pomyślała na kanwie tego, co przed chwilą powiedziała koleżankom. – „Ale ta cała afera matrymonialna tak łatwo się przecież nie skończy! One chcą mi już przedstawiać kolejnych kandydatów… A gdzie w tym wszystkim Pablo? Gdybym zaczęła spotykać się z nim na poważnie, to przecież nie dam rady wiecznie się z tym kamuflować. Mama z babcią obedrą mnie ze skóry, jak się o tym dowiedzą… To dopiero będzie awantura!”
Serce ścisnęło jej się na tę wizję.
„Niestety, to dopiero początek kłopotów” – westchnęła. – „Tak naprawdę najgorsze jeszcze przede mną. A co na to wszystko powie tata? Nie mam wcale pewności, czy zaakceptuje Pabla w roli mojego wybranka… Tyle rzeczy musi się jeszcze poukładać! Na to trzeba będzie bardzo dużo czasu…”
Ktoś podszedł cicho i usiadł obok niej na ławce. Podniosła głowę, budząc się z zamyślenia, i aż drgnęła z niepokoju. Był to Grzelo.
– Co tak siedzisz sama, Lodziu? – zapytał. – Nie chcesz trochę się przejść na spacer?
– Nie, dzięki – rzuciła niechętnie. – Jakoś nie mam dzisiaj ochoty na spacery…
– Jak ci się podoba wycieczka? – zagadnął neutralnie, podnosząc z ziemi jakiś kamyk i rzucając go z lekkim zamachem w ogień.
– Jest super – mruknęła sztywno Lodzia. – A tobie się podoba?
– Bardzo – odparł zdawkowo.
Zapadła niezręczna cisza. Słychać było tylko cichy szum i trzaskanie ognia, a w tle rozmowy niewidocznych w ciemności kolegów z drugiej strony ogniska. Lodzia wiele by w tej chwili dała za to, żeby koleżanki wróciły jak najszybciej ze spaceru, wiedziała jednak, że to nie nastąpi za prędko, skoro dopiero co odeszły od schroniska.
– Lodziu? – zagadnął znowu Grzelo, zniżając głos. – Chciałbym ci coś powiedzieć.
Lodzia milczała, nieco nerwowym gestem grzebiąc patykiem w ogniu.
– Słuchaj – ciągnął, uznawszy widocznie jej milczenie za rodzaj przyzwolenia. – Ja wiem, że ty się ciągle na mnie gniewasz za to, co ci powiedziałem w lutym. I w ogóle za studniówkę… i za wszystko. Dlatego muszę z tobą pogadać. Bo widzisz… Przemyślałem to i bardzo chciałbym się z tobą pogodzić. Nie chcę, żebyśmy rozstali się po maturze skłóceni.
Lodzia westchnęła cicho. Grzelo zerknął na nią uważniej i zamilkł na chwilę wpatrzony w jej oświetloną migoczącym ogniem twarz o delikatnych, eterycznych rysach.
– Bo widzisz, Lodziu – mówił dalej z poważną miną. – Ja może jestem narwany i nie umiem się zachować, ale to, co ci mówiłem tyle razy… to, co do ciebie czuję… to naprawdę jest na serio. Nie ma drugiej takiej dziewczyny jak ty na całym świecie. Dla mnie jesteś ideałem. Zakochałem się w tobie po uszy i to mi chyba już zostanie gdzieś we łbie do końca życia. Podobno pierwszej miłości nigdy się nie zapomina…
Znów zapadła cisza. Serce Lodzi ścisnęło się nagle dziwnym smutkiem. Sama zaznała tak wiele cierpienia przez swą pierwszą miłość, jeszcze niedawno to uczucie wydawało jej się takie niemożliwe i beznadziejne… A przecież uczucie Grzela do niej było beznadziejne od początku do końca!
(c.d.n.)

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Dalsze części:
Rozdział XXII (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)