– Lodźka, co ty się tak bzdyczysz przez cały dzień? – zagadnęła Julka, kiedy w niedzielny wieczór grupa wróciła do pensjonatu ze szlaku. – Nie udawaj, przecież widzę. Jakaś dziwna dzisiaj jesteś, zmieniasz humory jak kameleon…
Ponieważ Monika i Magda wyszły do łazienki wykąpać się pod prysznicem, były teraz w pokoju tylko we dwie. Lodzia siedziała na łóżku i z zamyśloną miną rozplatała warkocz.
– E, daj spokój, Jula – odparła wymijająco. – Po prostu… Grzelo zaczepił mnie wczoraj przy ognisku, jak poszłyście na spacer. Musiałam z nim pogadać, nic przyjemnego… i dzisiaj trochę mnie to męczy.
– Grzelo? – Julka spojrzała na nią ze współczuciem. – Aha, no tak, to rzeczywiście wszystko wyjaśnia… Pewnie znowu katował cię romantycznymi wyznaniami? Mógłby się już odczepić, serio. Ale co tam, nie przejmuj się, tyle wytrzymałaś z jego amorami, to jakoś wytrzymasz jeszcze te dwa miesiące!
– To nawet nie to, Jula – westchnęła Lodzia. – To była zupełnie inna rozmowa. Ja się z nim wczoraj wręcz pogodziłam…
– Co ty nie powiesz? – zainteresowała się Julka. – Pogodziliście się? Serio?
– Serio. Obiecał, że już nie będzie mi dokuczał.
– Nie gadaj! – nie mogła uwierzyć Julka. – Czyżby wreszcie odpuścił? Fakt, na dworcu nawet Pablowi podał rękę! On naprawdę się zmienił ostatnio, uspokoił się… Może zrozumiał, że nic z tego? Hmm… to pierwszy etap, ja to znam z doświadczenia. Za jakiś czas mu przejdzie.
– Życzę mu z całego serca, żeby przeszło szybko i bez śladu – podjęła stanowczo Lodzia. – Ja go kiedyś nawet lubiłam, tylko potem mu odbiło i już się nie dało z nim gadać. Musi się nauczyć, że nie tędy droga, a następnym razem, jak się w kimś zakocha, może przynajmniej będzie umiał się zachować. Może… taką mam nadzieję.
– Nic nie dzieje się bez powodu – zauważyła filozoficznie Julka. – Mnie też nie było fajnie, jak kochałam się na zabój w Matim, a on startował do tej małej Lizki. Teraz się z tego śmieję, ale wtedy to mnie naprawdę bolało, dwa tygodnie ryczałam po nocach jak głupia… Zazdrość to w ogóle nic przyjemnego, nikomu nie życzę. Chociaż Grzelowi może akurat się przyda, dzięki temu wyrośnie jeszcze kiedyś z niego normalny facet…
– Tak myślę – zgodziła się Lodzia. – Jeszcze parę lat mu to zajmie, ale co tam, ma czas.
Otwarły się drzwi, Magda i Monika wróciły z wielkim hałasem z łazienki, rozprawiając na temat zimnej wody pod prysznicem. Julka, która planowała na ten wieczór mycie włosów, zaniepokoiła się tą informacją i zażądała szczegółów, to zaś pozwoliło Lodzi zatonąć we własnych myślach.
Wczorajsza scena z Grzelem rzeczywiście tkwiła w niej jak cierń, jednak nie chodziło wcale o to, o czym powiedziała na odczepnego Julce. Jedyne, o czym myślała, to były jego słowa na temat Pabla, słowa, które sprawiły jej nieoczekiwany ból, głębszy, niż myślała w pierwszej chwili. To były niby tylko słowa… i to słowa Grzela, z którego opinią przecież się nie liczyła, który był o Pabla zazdrosny, nie znosił go i miał powody, żeby się na nim mścić. A jednak w jej sercu, które od środowego poranka do wczoraj było przepełnione niezmąconym szczęściem, pojawiła się niepostrzeżenie szara chmura, której nie umiała całkiem odgonić.
„Kolejne upokorzenie za tobą, droga Lodziu” – myślała z goryczą, rozczesując powoli włosy po powrocie z kąpieli. – „Skoro ta siostra kumpla Grzela mówi o Pablu takie rzeczy, to pewnie wie, co mówi, musiała go widywać w akcji w jednoznacznych kontekstach. Może nawet i ona sama… Mój Boże, to jest jednak ciągle takie ciężkie do łyknięcia! Coś czuję, że jeszcze nieraz będę przez to cierpieć… Ale ja go tak bardzo kocham! Nie mogę ciągle gryźć się z powodu jego przeszłości. Grzelo zresztą powtarza to wszystko po kimś, pewnie koloryzuje, robi z Pabla potwora… A oni wcale go nie znają, nie mają pojęcia, jaki naprawdę jest!”
Przypomniała sobie swoje wątpliwości, długą walkę z własnym sercem, wszystkie argumenty, które tyle razy oglądała pod każdym kątem i ważyła z taką aptekarską precyzją. I te wnioski, do których doszła, a które skruszyły mur nieufności i otworzyły przed nią drogę ku niemu… Przed oczami stanęła jej wzruszona twarz Pabla w chwili, gdy tuż przed rozstaniem w pociągu pogładziła go po policzku… Jej serce zalała nagle ta sama czułość co wtedy i zmyła złe myśli jak świeża nadmorska bryza.
„Ja już przecież przeszłam przez ten etap!” – pomyślała z buntem w duszy, plotąc na noc nowy warkocz szybkimi ruchami palców. – „Przeszłam z trudem, z cierpieniem, z wyrzeczeniami, ale przeszłam, do cholery… I nie mam zamiaru do tego wracać! Przeszłość jest dla mnie zamknięta, choćby wyłaziły z niej bandy demonów i straszyły. A niech sobie straszą! Zniosę to z podniesioną głową, a on mi w tym pomoże. On też przecież przez to cierpi…”
– No, dziewczyny, ładujemy się do łóżek i śpimy! – zarządziła wesoło Magda, wsuwając się pod kołdrę na swoim łóżku ustawionym tuż pod oknem. – Ja już dosłownie padam na pysk. Nogi mnie bolą jak diabli… O, jak miło położyć się po całym dniu… To nasza ostatnia noc tutaj, trzeba skorzystać, bo następna przecież będzie zawalona. Może uda nam się trochę pospać w pociągu, ale to przecież nie to samo co w wygodnym wyrku!
– Racja – przyznała Monika, zasłaniając sobie usta ręką i ziewając. – Lodziu, skończyłaś już pleść ten warkocz?… No to gasimy światło i w kimę, jutro od rana pakowanie. Ależ tu jest duszno, prawie nie ma powietrza! Madziu, zostaw tam uchylone okno, jakby było zimno w nocy, to się najwyżej zamknie, ale teraz udusimy się tu we cztery…
Jeszcze kilka przygotowań do spania, gaszenie światła, ostatnie uwagi po ciemku i dziewczyny po kolei pozapadały w sen. Lodzia leżała jeszcze z oczami utkwionymi w ciemny sufit i z sercem bijącym już spokojnym, harmonijnym rytmem.
„Kocham go tak bardzo…” – myślała resztkami świadomości. – „Jestem pewna, że to przetrwa próbę czasu… przetrwa wszystkie próby. Już nie umiem żyć bez mojego bandziora. Od początku nie było siły, która mogłaby mnie od niego oderwać, a teraz to już w ogóle nie ma o czym mówić. Jestem częścią niego…”
Powieki zaciążyły ołowiem i opadły powoli… Lodzia zapadła w sen.

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Dalsze części:
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)