Mijały ciężkie, naznaczone cierpieniem godziny. W duszy Lodzi ważyła się decyzja. Wiedziała, że dla własnego dobra powinna natychmiast zerwać kontakt z Pablem, jednak jej serce rwało się do niego tak bardzo, że nie umiała tego pokonać. Czuła, że musi go zobaczyć, jeszcze choć jeden raz… zobaczyć go po to, by zbadać samą siebie. Jakiś cichy głos dobiegający z dna duszy szeptał jej rzeczy, których nie potrafiła w sobie zagłuszyć.
Kochasz go zbyt mocno – szeptał ów głos. – Nie będziesz umiała go odtrącić. Przebaczysz mu… wszystko mu przebaczysz… będziesz cierpieć, ale nie zdołasz bez niego żyć…
– Jasne, a potem on sam mnie odtrąci – odszepnęła w dyskusji z tym wewnętrznym głosem. – Znudzę mu się prędzej czy później, zostawi mnie z dziurą w sercu i pójdzie sobie gdzie indziej. To już lepiej skończyć to od razu, wyjść z tego chociaż z honorem.
Czym jest honor wobec jego oczu?… wobec jego ust, jego dłoni, jego ramion?… – pytał tajemniczy głos. – On cię unicestwia jednym spojrzeniem… jednym dotykiem…
– To prawda – wyszeptała, blednąc. – Tylko na mnie spojrzy i wszystko znika. Broniłam się przed nim resztkami siły woli… a teraz musi mi jej wystarczyć do tego, żeby to zakończyć.
Nie wystarczy ci siły woli – przekonywał ją głos jej duszy. – Będziesz wracać do niego za każdym razem, kiedy wyciągnie po ciebie rękę… Będziesz szukać z nim kontaktu, najmniejszej okazji, żeby go zobaczyć, choć z daleka…
– Tak, ale to przecież kiedyś osłabnie – broniła się żałośnie. – W końcu jakoś to przewalczę. Początek będzie najgorszy, ale potem już będzie lepiej…
To nigdy nie osłabnie. Będziesz go kochać zawsze… zawsze… do końca życia…
– Ja chyba zwariuję! – westchnęła, siadając ciężko na łóżku.
„To jest takie głupie, takie standardowe!” – myślała z politowaniem. – „Naiwna licealistka zakochała się w przystojnym donżuanie… w dzianym adwokacie, jak mówią dziewczyny… w przygodowym gościu, jak go nazwał Grzelo. Trudno doprawdy o bardziej kiczowaty melodramat. I to właśnie ja, akurat ja, jestem jego bohaterką! Taka byłam zawsze ostrożna, podchodziłam do tych spraw ze zdrowym dystansem i poczuciem humoru… Przecież ja wcale nie chciałam się zakochać! Kiedyś owszem, ale jeszcze nie teraz! Jeszcze nie byłam na to gotowa… Po jakiego diabła musiałam wpaść na tego cholernego bandziora?”
Przed oczami stanął jej półmrok kościoła, w którym modliła się w lutym, na pamięć wróciły jej pytania, które wówczas zadawała Bogu. Wtedy też pytała o cel i sens tego szalonego uczucia do mężczyzny, od którego powinna trzymać się jak najdalej, na którego z zasady nawet nie powinna była spojrzeć. Jego rozrywkowa natura była wszak zupełnym zaprzeczeniem jej wizji wiernego i czystego Rycerza, o którym marzyła od lat… i gdyby wiedziała o tym w chwili, kiedy go poznała, zapewne umiałaby obronić się przed nim w samą porę. On jednak wszedł do jej życia podstępem, w przebraniu anonimowego bandziora, i zanim zorientowała się, z kim ma do czynienia, było już za późno…
Przypomniała sobie również zabłąkany promyk słońca, który wbrew logice przeniknął tamtego pochmurnego popołudnia przez witraż bocznej nawy i ukosem oświetlił barwnym światłem marmurowe schodki przed ołtarzem. Był to dla niej znak, że wszystko będzie dobrze, że wybrnie z tej niezrozumiałej przygody bez szwanku…
„Zobaczyłam go na dworcu z tamtą przez taki niewiarygodny przypadek!” – pomyślała ze smutkiem. – „Przecież oboje byliśmy tam wtedy tylko przez kilka minut! Akurat idealnie w tym samym czasie… To oczywiste, że tak się stało tylko po to, żebym to zobaczyła, żebym mogła poznać prawdę. Bóg wysłuchał mnie i dotrzymał obietnicy… w ostatniej chwili podał mi rękę, żeby wyciągnąć mnie z bagna. To nie był przypadek, ale pomoc z góry, jasna sugestia, że muszę z tym skończyć… Tylko po co to w ogóle było? Po co mi taka próba? I dlaczego musiałam zaliczyć ten potworny cios akurat w chwili, gdy po tylu wahaniach pozwoliłam się wykluć takiej cudownej nadziei?…”
(c.d.n.)

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Dalsze części:
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)