Lodzia Makówkówna – Rozdział XXIX (cz. 1)

– Podjadę po ciebie przed szesnastą na Jeżynową, może być, skarbie? – zapytał Pablo.

Jego głos w telefonie przesiąknięty był niemal namacalnie wyczuwalną radością. Nazajutrz była środa i mieli razem iść na umówiony obiad, co do którego Pablo od niedzieli nie chciał jej zdradzić żadnych szczegółów, ona zaś nie dopytywała, ucieszona samym faktem, że spędzą razem całe popołudnie.

– Tak się zastanawiam, bandziorku… – odparła w zamyśleniu. – Właśnie jutro miałam zamiar podjechać na chwilę do szkoły po dwie lektury. Biblioteka jest do piętnastej trzydzieści, więc gdybym pojechała tam koło piętnastej, mogłabym wypożyczyć sobie książki i już nie wracać do domu, tylko zajrzałabym do ciebie do pracy i od razu stamtąd poszlibyśmy na ten obiad. Co o tym myślisz? W razie czego mogę przecież poczekać na ciebie parę minut…

– A, owszem – zgodził się natychmiast Pablo. – Jeśli to dla ciebie nie kłopot, to czemu nie? Około piętnastej powinienem już skończyć, zależy, kiedy wrócę z rozprawy, ale liczę, że się nie przeciągnie… Przywiozę tylko z powrotem akta i wychodzę, już to zapowiedziałem. Gdybym się spóźnił, poproszę panią Madzię, żeby zajęła się tobą w poczekalni.

– Przestań, Pablo, nikt nie musi się mną zajmować – zaprotestowała zmieszana takim pomysłem Lodzia. – Ani mi się waż zawracać komukolwiek głowę! Uprzedzam cię, że jeśli urządzisz mi jakieś przedstawienie, nigdy więcej nie przyjdę do ciebie do pracy. Na którą mamy być na tym obiedzie?

– Na szesnastą – odparł ciepło. – Ale nie ma przeszkód, żebyśmy byli odrobinę wcześniej lub później. Nikt nie będzie nam robił wyrzutów, kochanie.

– Dobrze – uśmiechnęła się. – W takim razie postaram się być u ciebie w kancelarii zaraz po piętnastej. I naprawdę, kochanie, nie organizuj mi żadnych aktywności, bardzo cię o to proszę. Będę miała lekturę do przejrzenia, usiądę sobie spokojnie gdzieś w kąciku i poczekam na ciebie z książką w ręku.

– Jak każesz, gwiazdeczko.

W środowe popołudnie, wypożyczywszy ze szkolnej biblioteki dwie lektury, które chciała odświeżyć sobie w pamięci przed maturą z języka polskiego, Lodzia wstąpiła na znajome schody kamienicy przy Zamkowej sześć. Kancelarię Pabla odwiedziła dotąd tylko raz, owego pamiętnego lutowego dnia, kiedy zaniosła mu w podarunku sernik z brzoskwiniami.

„Coś mój oprych kombinuje z tym obiadem” – myślała, wspinając się powoli na drugie piętro. – „Słychać było wczoraj po głosie, że znowu coś uknuł… Ciekawe, dokąd mnie zabierze?”

Nie wiedząc, czego ma się spodziewać, na wszelki wypadek ubrała się z umiarkowaną elegancją w błękitną, rozpinaną bluzkę z kołnierzykiem, półdługą, granatową spódnicę ołówkową i buty na obcasach, co przy jej długim, równo splecionym warkoczu i niesionych pod pachą książkach nadawało jej nieco staroświecki wygląd z pogranicza stylów uczennicy z epoki międzywojennej i młodej sekretarki na stażu zawodowym. Na szyi zawiesiła swój urodzinowy wisiorek z turkusem na srebrnym łańcuszku, który pasował do tego stroju równie dobrze jak do wystawnej, balowej sukienki.

W kancelarii nie było dziś takich tłumów jak wówczas, gdy była tu po raz pierwszy, jednak kilka krzeseł pod ścianami poczekalni było zajętych, a od Anity właśnie wychodziła para klientów, mijając się w drzwiach z kolejnymi. Nie było jeszcze piętnastej, jednak Lodzia dla pewności podeszła do siedzącej pod oknem starszej sekretarki, o której wiedziała tylko tyle, że nazywano ją panią Madzią, i grzecznie zapytała o Pabla.

– Mecenas Lewicki jeszcze w sądzie – odparła urzędowym tonem sekretarka, przyglądając się z zaciekawieniem młodziutko wyglądającej interesariuszce. – Pani umówiona?

– Tak – uśmiechnęła się Lodzia. – Bardzo dziękuję, poczekam.

– A na którą pani ma godzinę? – zdziwiła się sekretarka, zerkając do wielkiego, drobno zapisanego zeszytu, który leżał rozpostarty przed nią. – Mecenas na dzisiaj nie umawiał więcej spotkań… Może pomyliła pani dzień?

Lodzia pokręciła głową, wahając się, co odpowiedzieć, by uniknąć konieczności udzielania wyjaśnień, ale w tym momencie z kłopotu wybawiła ją jakaś starsza pani, która podeszła szybko do biurka sekretarki i z hukiem położyła jej przed nosem stertę dokumentów.

– Przecież prosiłam, żeby to było w dwóch egzemplarzach! – rzuciła tonem urażonej księżnej.

– Ależ proszę się nie denerwować! – odparła z chłodną uprzejmością sekretarka. – Pani od mecenasa Kaczmarka, jak widzę… Zaraz zrobimy kopie, wydrukujemy jeszcze raz pismo procesowe i zaniosę mu do podpisu, proszę poczekać dwie minuty.

Korzystając z chwilowego chaosu, Lodzia odeszła na bok i usiadła na jednym z krzeseł ustawionych obok gabinetu Pabla, po czym otworzyła książkę i zatonęła w lekturze. Nie zwróciła uwagi na to, że sekretarka, załatwiwszy sprawnie problem niezadowolonej klientki, przyglądała jej się z daleka z zaintrygowaniem, szczególną atencją darząc długi warkocz spływający jej po ramieniu aż na sąsiednie krzesło. Drgnęła dopiero, gdy drzwi od gabinetu Pabla, który powinien być przecież pusty, uchyliły się tuż obok niej. Podniosła głowę zaskoczona. Wychodził stamtąd jakiś młody człowiek w garniturze obarczony stertą klaserów z dokumentami, które na tyle utrudniały mu ruchy, że nie mógł dosięgnąć klamki, aby zamknąć za sobą drzwi. Lodzia odruchowo odłożyła książkę i zerwała się do pomocy.

– Pomogę panu – zaproponowała życzliwie.

„To pewnie ten jego aplikant” – domyśliła się, zamykając za nim drzwi.

– Dziękuję pani – uśmiechnął się młody człowiek.

– Proszę, nie ma za co – odparła grzecznie.

(c.d.n.)

Źródło: pixabay.com

Poprzednie części:

Prolog (1) (2) (3)

Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)

Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)

Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)

Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)

Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)

Dalsze części:

Rozdział XXIX (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)

Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)

Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)

Epilog (1) (2) (3) (4) (5)


Dodaj komentarz