– Wejdźmy gdzieś dalej! – zawołał Pablo. – Muszę wam przedstawić waszego gościa, a nie będę przecież dokonywał tak ważnej prezentacji w przedpokoju!
– Chodźcie, chodźcie, zapraszamy – pan Lewicki poprowadził ich do przestronnego pokoju dziennego skąpanego w silnym, wiosennym słońcu. – Synu, oberwiesz po uszach! – powiedział półgłosem do Pabla. – Nie za stary jesteś na takie psoty?
– Wejdź, kochanie – zapraszała tymczasem matka Pabla, wciąż serdecznie obejmując wahającą się Lodzię i wprowadzając ją do środka. – Nic się nie bój, dziecino. Dobrze powiedział ten gamoń, jesteś u siebie i tak się czuj. Boże drogi, ja tego wariata uduszę! – pokręciła znowu głową. – Nic nie powiedział, łobuz!
Pablo śmiał się tylko, a z jego oczu tryskały świetliste promienie. Zatrzymali się na środku pokoju. Na stole stały już przygotowane talerze i sztućce, nakrycia były dla czterech osób. Lodzia powoli wychodziła z paraliżującego ją oszołomienia, tym bardziej, że od razu wyczuła atmosferę bezwarunkowej życzliwości, jaką została otoczona od progu. Żadnych pytań, żadnych krytycznych spojrzeń, żadnego dystansu… Jakże inaczej tu było niż w jej własnym domu na pamiętnym podwieczorku zapoznawczym z Karolem!
Pablo znów podszedł do niej i objął ją ramieniem, spoglądając na nią z dumą, która rozświetlała mu oczy i opromieniała twarz. Dziewczyna wyglądała prześlicznie w swoim stroju pensjonarki, z intensywnie błękitnymi oczami lśniącymi z wrażenia mocniej niż zwykle i z lekkim rumieńcem, który dodawał jej jeszcze uroku. Długi i bujny warkocz spleciony równo z jasnych, błyszczących włosów spływał w dół po jej piersi jak królewska ozdoba.
– Mamo, tato – zwrócił się do rodziców Pablo, przybierając oficjalną minę. – Domyślacie się na pewno, kogo chcę wam przedstawić. Bez owijania w bawełnę… To jest Lea. Wasza przyszła synowa.
– Boże drogi… więc naprawdę! – wyszeptała wpatrzona w niego jak w obrazek pani Lewicka, składając ręce jak do modlitwy, po czym odwróciła się do zawstydzonej Lodzi i przytuliła ją serdecznie, całując w policzek. – Chodź do mnie, dziecinko kochana, niech ja cię ucałuję!
Ojciec tymczasem wyciągnął rękę do rozpromienionego Pabla, pociągnął go do siebie i uściskał po męsku.
– No, synu – powiedział z uznaniem. – To nam rzeczywiście zrobiłeś niespodziankę! Ja już nawet nie spodziewałem się na starość, że ty się wreszcie ogarniesz, nicponiu…
Teraz on podszedł do Lodzi, by po raz drugi z szacunkiem ucałować jej dłoń, zaś matka dla odmiany ściskała i tuliła pochylonego nad nią Pabla, mierzwiąc mu przy tym włosy na głowie.
– Ty łobuzie, gamoniu! – śmiała się, ocierając ukradkiem łzy wzruszenia. – Nic nam nie powiedziałeś! Wstydź się, niedobry chłopak! Taki stary, a dalej taki urwis, kiedy ty wreszcie spoważniejesz, wariacie? No, popatrz, Stasiu, taką śliczną dziewuszkę nam tu przyprowadził… Lea? To od Leokadia? – dodała, odwracając się znów do Lodzi.
– Tak – skinęła grzecznie głową. – Wszyscy mówią na mnie Lodzia, ale Pablo… Paweł…
– Mówi na ciebie Lea – dokończyła z uśmiechem pani Lewicka. – Tak mówiliśmy w rodzinie na jedną moją świętej pamięci kuzynkę. Też była Leokadia, więc od razu się domyśliłam, chociaż to teraz rzadkie imię… Ale jakie ty masz długie włosy, jaki piękny warkocz! Tak młodziutko wyglądasz… ile ty masz lat, kochanie?
– Dziewiętnaście – odpowiedziała ciągle jeszcze nieco zawstydzona Lodzia.
– Dziewiętnaście! – zawołali naraz zdumieni rodzice Pabla.
– Tak, dziewiętnaście – potwierdził beztrosko Pablo. – Za kilka dni zdaje maturę. A we wrześniu wychodzi za mąż za tego oto waszego syna, który jest z tego powodu najszczęśliwszym gamoniem na świecie.
Lodzia spojrzała na niego z wyrzutem za tę oficjalną wzmiankę o wrześniu, ale on zaśmiał się tylko i puścił do niej łobuzerskie oko.
– Boże drogi – wyszeptała pani Lewicka, nie mogąc ciągle ochłonąć z wrażenia. – Ty zwariowany chłopaku… Taka młodziutka, taka śliczna! I ty, dziecinko, takiego starego gamonia za męża sobie bierzesz? – pokręciła głową, patrząc na Lodzię z niedowierzaniem.
– No nie! – roześmiał się Pablo. – To ja liczyłem, że będę tu miał bezwarunkowe wsparcie, a mama jeszcze pode mną dołki kopie! Taką mi robisz reklamę, dobra kobieto?
– Prawdę tylko mówi – zauważył ojciec. – Co sobie myślałeś, stary koniu?
– We wrześniu! – zachwycała się pani Lewicka, nie zważając na wyrzuty syna. – Chodź, Lea, kochanie, niechże cię jeszcze raz ucałuję. Moja dziecinko… A ja już całą nadzieję straciłam, że ten łobuz mi się ustatkuje. Naprawdę myślałam, że już nic nie będzie z gamonia. Ale dzisiaj wiedziałam od razu! Jak tylko otworzyłam drzwi! Wiedzieliśmy oboje, co nie, Stasiu? Bo wiesz, kochanie – zwróciła się znów do Lodzi – Paweł zapowiedział nam kiedyś… ile to już lat będzie, Stasiu? z dziesięć jak nic… zapowiedział, że jak przyprowadzi nam do domu dziewczynę, to będzie znaczyło, że to jest ta jego jedyna. I nie przyprowadzał nikogo, ani razu! Tylko z tym Michasiem tu czasami wpadali, a tak to zawsze sam. Anusia nam już dawno za mąż wyszła, rodzinę założyła… a ten nic. I nawet nie dał sobie nigdy słowa powiedzieć, złościł się, że się go czepiamy. Ja już tak się martwiłam, co my zrobiliśmy źle…
– Matka oczy po cichu wypłakiwała – pokiwał głową pan Lewicki, patrząc znacząco na Pabla. – A ten chodził sobie zadowolony… No, ale lepiej późno niż wcale.
– Też tak zawsze uważałem – przyznał z powagą Pablo.
(c.d.n.)

Poprzednie części:
Rozdział I (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział II (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział III (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział IV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział V (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział VI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział VIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział IX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział X (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13)
Rozdział XIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9)
Rozdział XXIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXIV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Rozdział XXV (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXVI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14)
Rozdział XXVII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXVIII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11)
Rozdział XXIX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10)
Dalsze części:
Rozdział XXIX (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXX (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12)
Rozdział XXXI (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15)
Rozdział XXXII (1) (2) (3) (4) (5) (6) (7) (8) (9) (10) (11) (12) (13) (14) (15) (16)